[851] Mur Rose, Centrala Zwiadowców
Przez okratowane, piwniczne okienko Biura Technicznego Korpusu wpadła smuga słońca. Floch stał na środku, a dookoła niego, rozjarzone wściekłym światłem dnia, zapłonęły drobinki kurzu i piętrzące się na blacie strony ostatniego numeru „Kontrataku".
Pamiętał, że, chcąc poprzedzić wyprawę puszczeniem go w obieg jeszcze przed wymeldowaniem się na Przedpola Trostu, spędził tu z redakcją prawie całą noc; że zmęczony ciągłym klekotaniem mechanizm powielacza robił niewyraźne odbitki, a jedna z jego sekretarek — nie pamiętał już, czy była to Esther, Jane nr 1, czy może Jane nr 2 (wśród przeniesionych było ich dwie, więc numerował je nie tylko dla uproszczenia i porządku, ale przede wszystkim dla klarowności rozkazów) — miała całe dłonie w tuszu. Dopiero po odręcznych notatkach na jednej z kartek, skonstatował, że to musiała być „Dwójka". Tak, to na pewno była ona, bo pozostałym, nawet razem wziętym, nie przyszłoby do głowy tak błyskotliwe męskie zdanie. Przecież po zrobieniu wystarczającej ilości odbitek, na jego własny rozkaz, odręcznie dopisywały je pod kończącą numer winietą i żołnierskim przypomnieniem czytelnikowi o niezwłocznym opłaceniu prenumeraty, która nie nadeszła...
Wymacał w kieszeni munduru krótki gruby klucz do szuflady z pokreślonymi szkicami przewidzianymi do druku na „wrzesień po zwycięstwie", kiedy „Kontratak" z miesięcznika, miał stać się tygodnikiem hartującym mentalność ludzi za Murami. Ben pisał o wypoczętej ziemi, starając się przekonać rolników, że tylko „planowość" gospodarki i podporządkowanie się temu, co bezwzględnie koniecznie, zlikwiduje kryzys spowodowany ściskiem i przeludnieniem, ponieważ kraj musi się zmilitaryzować i wyżywić.
„Dwójka" zaś, bezpardonowo krusząc ścianę upozowanej pruderii Ludzkości, klepała coś do działu kobiecego, mówiąc wprost o tym, że seksualność nie może być źródłem pustej przyjemności, bo jej funkcja jest jedynie pragmatyczna, a punkt ciężkości stanowi wypełnianie biologicznej misji, którą przed kobietą stawia osłabiony naród przetrzebiony w ostatnim sześcioleciu; świat potrzebował przecież pokolenia zdobywców niekulącego się w strachu przed nieznanym; pokolenia ludzi wolnych i czystych, wychowanych na żołnierzy już po ostatecznej klęsce elitaryzmu i partyjniactwa, by skończyć z wyobrażeniem kraju jako nierozbudzonej, biernej cywilizacyjnej wsi wyjałowionej z dynamicznego instynktu.
Wbił wzrok w maszynę do pisania, ale po chwili odwrócił się plecami do biurka i z ciężkim westchnięciem splótł palce na potylicy. Doceniał tę kobietę patrzącą na wszystko inaczej niż jej pozornie wyzwolone rówieśniczki pozamykane w ciasnych opłotkach „własnego ja". Pamiętał, że w czasie przemowy Smitha przed natarciem stała na baczność, choć w szeregach zapanował chaos; pamiętał, że jechali właściwie ramię w ramię, dopóki czaszki „Dwójki" nie roztrzaskał jeden z lecących głazów. Gniady koń biegł jeszcze chwilę, a jej bezwładne ciało oddane tylko sprawie podskakiwało na wybojach zaplątane w pnącza rzemieni.
Odruchowo spojrzał na własne dłonie. To uczucie zdjęło go jakąś absurdalną, ale dziwnie ekscytującą grozą, jakby za wyszorowanymi do czysta paznokciami wciąż miał skrzepniętą i czarną od ziemi krew Erwina Smitha sączącą w niego jakieś przyszłe obietnice, ostateczne zadania, wizję walki o przyszłość niedopuszczającą czegoś takiego jak język frustracji, zagłady, pesymizmu...
Nie potrafił przypomnieć sobie swojej postawy przed atakiem ani tego, jak zareagował na rozkaz samobójczej szarży mającej zasłonić Leviego. To zdarzenie było dla niego jak biała plama wyprawy, nawet jeśli nadal widział obrazy z niezwykłą ostrością i niemal czuł zapach krwi przelewającej się przez opaskę na brzuchu generała; opatrunek obluzowywał się z każdym szarpnięciem, kiedy ciało Smitha zdawało się zbyt ciężkie, by dalej je ciągnąć, ale i zbyt cenne, by zostawić je tam, gdzie poza „Dwójką" i paroma innymi żołnierzami wszyscy zdawali się jeszcze nieforemni, bezpostaciowi, właściwie... astralni. Nawet Freudenberg jedną nogą stojący właściwie w Oddziale Specjalnym wykrzykiwał jakieś nieistotne zdania o Posterunku w Stohess i długim spaniu, jakby sam uległ wysmakowanym narzędziom mającym we władaniu człowieka, którego stosunek do istotnych wartości odsłania w istocie swą negatywność i nijakość.
CZYTASZ
Jaegerysta || SnK; Floch Forster
FanfictionW obliczu zagrożenia i w krańcowych sytuacjach "końców epok" z ambitnej chęci przeciwstawienia się rzeczywistości rodzą się zabójcze radykalizmy pociągające targanych słabościami ludzi swym uwodzicielskim, mocnym sznytem. Dla mieszkańców Murów i żoł...