0.1

18 4 2
                                    

- To już ostatnia - westchnął ojczym, kładąc ostatnią z moich walizek na krawężniku. Nie słuchałam; właściwie byłam zbyt skupiona na uroczym domku przede mną.

Dom mojego dziadka był małym domkiem z trzema sypialniami, zaledwie kilka mil od piaszczystej plaży, tylko rowerem od nieba.

- Rachel ! - Dziadek zawołał głośno, zbiegając po frontowych schodach w naszą stronę. Nie był stary ani zgarbiony, ani nawet łysy. Miał moją mamę, gdy miał zaledwie siedemnaście lat, więc miał pięćdziesiąt siedem, wiek większości rodziców.*  - Cholera, kochanie, czy nie jesteście wszyscy dorośli?

- Język, tato - skarciła go mama. - Dzięki, że ją zabrałeś, naprawdę tego potrzebowała.

- Zrobiłbym wszystko, żeby mieć moją małą Rach - wyszczerzył się, gdy jego skórzaste ramię owinęło się wokół moich ramion. - Zjedliście obiad? Zrobiłem kanapki.

- Musimy wracać na drogę - Richard potrząsnął głową. - Jeszcze raz dziękuję Paul.

Pops uśmiechnął się. - Oczywiście.

Odjechali swoim małym porsche i zaśmiałam się, gdy zobaczyłam, jak sąsiedzi gapią się na werandę, niektórzy nawet robili zdjęcia. Myślę, że to naprawdę małe miasto.

_________________

- Przynieś tu te talerze, a umyję je dla ciebie - wrzasnął Pops, gdy siedziałam na werandzie.

Bryza była ciepła i pachniała piaskiem i solą, najpiękniejszym zapachem na świecie. Nawet gwiazdy zdecydowały się wnieść swój wkład, a księżyc w pełni dopełnił je na czystym nocnym niebem, gdy migotały. Mogę powiedzieć, że ta weranda z pewnością stanie się tutaj moim ulubionym miejscem.

Zaniosłam naczynia i pomogłam Popsowi wytrzeć kuchnię, zanim weszłam do salonu, mówiąc coś o pogodzie i jutrzejszych łowach.

- Pops - zawołałam, chwytając telefon i klucz. - Idę na spacer po plaży.

- Żadnego pływania - zaśmiał się do siebie. Przewróciłam oczami.

Pobiegłam na ulicę i w stronę małego placu miejskiego, na którym znajdowało się kilka sklepów odzieżowych, antykwariat, dwie restauracje, mały budynek informacyjny, hotel, sklep spożywczy i szkoła. Nawet o dziewiątej nadal świeciły lampiony i latarnie, a na ulicach widać było oznaki nowego lata. Dzieci śmiały się i biegały po chodniku, a ich rodzice tylko kręcili głowami i mówili 

-Och, pozwól im się bawić. Po prostu cieszą się, że nie chodzą do szkoły .

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy mijałam wszystkie budynki i kierowałam się w dół po lekkim nachyleniu w stronę wody; dźwięk fal prowadzących mnie w ciemności.

Przeszłam zaledwie kilka stóp, kiedy podszedł do mnie ratownik z rozjaśnionymi od słońca włosami i czerwonymi policzkami.

- Czy to twój naszyjnik, panienko? - Dyszał, wyraźnie bez tchu.

Pokręciłam głową ze smutnym uśmiechem. - Nie, przepraszam.

- Cholera. - Jego oczy rozszerzyły się i wybuchnął nerwowym śmiechem. - P-przepraszam, nie chciałem...

- W porządku - uśmiechnęłam się, odgarniając trochę włosów za ucho. - Nie jestem mamą.

- Trudno powiedzieć po tym oświetleniu - drażnił się chłopiec. - Nawiasem mówiąc, jestem Niall.

- Rachel.

- Rachel - powtórzył, zdając się wyczuć moje imię na swoim języku. - Rachel. Jesteś tu nowa?

- Dopiero co przybyłam, kilka godzin temu.

- Rachel! - Powiedział nagle, jakby coś sobie uświadomił. - Wnuczka Paula!

- Jak się...

- Mówił o tym od zeszłego lata! - Niall zaśmiał się, gdy bardzo energicznie uścisnął moją dłoń. - Boże, nie mogę uwierzyć, że jesteś prawdziwa.

- Więc, powiedział ci o mnie?

- Powiedział wszystkim - zachichotał, kiedy szliśmy wzdłuż linii brzegowej. Mimo, że dopiero co go poznałam; Niall był miłym towarzystwem. - Sprawił, że wszyscy tutaj byli podekscytowani twoim przybyciem.

- Naprawdę?

- Jesteś tak piękna, jak powiedział.

- Och, dziękuję - zarumieniłam się, mimo że było ciemno, a on mnie nie widział. - Nawet nie wiedziałam, że był podekscytowany.

- Cóż, następnym razem, gdy się przedstawisz, po prostu wspomnij, że jesteś dziewczyną od Paula. Zobaczysz.

- Będę pamiętać.

- Więc masz pracę?

Spojrzałam na niego. - Praca?

- Nie wiesz - uśmiechnął się, potrząsając głową. - Do diabła, jeśli jest jedna rzecz, którą musisz wiedzieć o tym miejscu, to to, że jest nudne jak cholera. Potrzebujesz pracy.

- W porządku - skinęłam głową, rozgrzewając się do tego pomysłu. Miał rację, praca byłaby fajna i mógłbym zarobić dodatkowe pieniądze na wydatki. - Gdzie mam się zgłosić?

- Wiem, że jest wolne stanowisko ratownika, masz certyfikat?

- Byłam jednym z nich na basenie u siebie, zeszłego lata - powiedziałam cicho. - Nie wiem, czy...

- Idealnie! - Potarł ręce i sięgnął do kieszeni na sekundę, po czym wyciągnął długopis. -  Daj mi ramię.

Wyciągnęłam rękę, a on nabazgrał na niej swój numer, umieszczając po nim uroczą uśmiechniętą buźkę. Dobry Boże.

- Spotkajmy się tu jutro o dziesiątej, dobrze? Napisz do mnie, kiedy tu dotrzesz.

- Oczywiście - zgodziłam się z lekkim śmiechem. - Właśnie tutaj ?

- Trochę dalej jest duże stoisko. Tam właśnie będę.

Ponownie uścisnął mi dłoń, a ja się zaśmiałam. - Godzina dziesiąta?

- Godzina dziesiąta.

- Idealnie.


// hejka hejka :) to znowu ja.. mam w zapasie sporo rozdziałów, a potrzebuję motywacji, więc stwierdziłam, że zacznę publikować to tłumaczenie :) Nic nie motywuje tak jak obietnica złożona Wam ;) + autorka stworzyła kilka innych książek i nie ma problemu z tym, abym je przetłumaczyła..

A teraz do rzeczy; mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie Wam do gustu i zatrzymacie się tu na dłuższą chwilę :))

Jeśli zobaczę, że zainteresowanie rośnie - będę publikować kolejne rozdziały ;)

Do zobaczenia w krótce x J 

Birds//hs PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz