30 Moje szczęście

176 34 33
                                    

Midoriya pov.

Stoję przy drzwiach na korytarzu, a silny zapach wanilii jest dość przyjemny. Pot oblewa całe moje ciało, gdy stawiam pierwsze kroki przez prostą, różaną ścieżkę i przez moment zastanawiam się czy w ogóle powinienem tu być. Jednak wszystkie wątpliwości opuszczają mnie, kiedy wchodzę do salonu i widzę blask dawany przez świeczki na podłodzę i czerwone lampiony z sylwestra. Natomiast na kanapie siedzi ubrany w czarny, dopasowany garnitur, Kacchan. Potem przenoszę wzrok na stół, gdzie stoi wazon z dużymi, czerwonymi kwiatami i wino. Nastrój w salonie wydawaćby się mógł nawet lekko mroczny, gdy ściany oblewa czerwona poświata. Teraz jeszcze wyraźniej czuję zapach świeczek i nie tylko.

Ręce trzymam bezwładnie przy ciele nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Kacchan zmienia natomiast pozycję i wydaje się zupełnie zrelaksowany, a nawet zadowolony z tego, że wywołał u mnie taką reakcję.

- Nareszcie jesteś - mruczy prawie jak kot, a mi po plecach przechodzi dreszcz. - Siadaj.

Mrugam, wyrywając się z transu i szoku. Potem czuję jak moje serce drży z ekscytacji oraz niedowierzania. „To się nie dzieje naprawdę".

- Kacchan... Co to jest? - pytam powoli podchodząc do kanapy.

- Przeprosiny.

Znów rozglądam się po pomieszczeniu, nim nie staję przy nim i nie kpię:

- Przeprosiny tak nie wyglądają.

- Ale przynajmniej jest efektywnie. Wina?

Teraz nie powstrzymuję uśmiechu i kiwam głową, a następnie patrzę na jego dobrze skrojony garnitur. „Jeśli mam wybierać między najbardziej szykownym facetem na świecie, a Kacchanem w tym stroju, to blondyn wygrałby bez dwóch zdań", myślę nim nie mówię, patrząc na siebie:

- Skoro już to wszystko tak wygląda, to może też pójdę się przebrać?

Kacchan w skupieniu napełnia kieliszki, zupełnie jakby robił to pierwszy raz. Dopiero gdy odkłada swój, nasze oczy spotykają się, po czym z powagą kiwa głową.

- Ale nie przesadz z wyglądem, bo inaczej moje serce tego nie wytrzyma. I nie szykuj się długo. - Patrzy na stół. - Wino musuje.

Uśmiecham się do niego i czym prędzej gnam na górę.

Przez całe dziesięć minut robię wszystko, by zamaskować u siebie zapach potu po dzisiejszym treningu. Ponad to wyciągam z szafy białą, niskiej jakości marynarkę oraz dżinsy, nim do drzwi mojego pokoju nie puka Yaoyorozu.

- Podejrzewam, że potrzebujesz pewnej pomocy - stwierdza, widząc moje marne starania, bym wyglądał tak jak trzeba.

Głupi uśmiech wstępuje mi na twarz, szczególnie, gdy na jej dłoniach zauważam złożony w kostkę garnitur w jednolitym, serbrnym kolorze.

Po krótkim, dozgonnym podziękowaniu zmieniam się, przy czym czuję jak moje serce umiera z nadmiaru zdenerwowania. Nikt nigdy nie przepraszał mnie w ten sposób. A już napewno nie osoba, która mi się podoba. Jezus Maria! „Czy ja aby na pewno wyglądam dobrze?!"

Niestety nie mogę się szykować w nieskończoność. Muszę już iść... „Ależ ja się denerwuję!"

Jednak mimo to mój krok jest powolny i spokojny, kiedy wracam do salonu. Nie pozwalam, by nerwy całkowicie mną zawładnęły. „Ile on to wszystko planował?"

Wino wciąż musuje, kiedy oczy mojego ukochanego bezwstydne, powoli lustrują każdy centymetr mojego ciała. „Równie dobrze mogłem przyjść nago!"

- Nie wierzę, że to cacko należy do ciebie - warczy, gdy znów przenosi oczy na moją twarz. - Laska w kucyku.

Śmiesznie gorący rumieniec oblewa moje policzki. Kiwam mu głową i umieram wewnętrznie widząc i czując jego nieprzerwane spojrzenie, nawet w chwili, kiedy zajmuję miejsce obok niego.

Ziemia obiecana || BakuDeku [Koniec]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz