(Chapter 7)

20 13 11
                                    

— Ikar, błagam cię. Wytrzymaj, musimy tam dotrzeć. Zrobimy to razem, tylko wstań, proszę cię — powiedział Evan, a do jego oczu napłynęły pojedyncze łzy.

Chłopak usiadł koło swojego konika i oparł się o niego, zamykając oczy. Jego wierny towarzysz bardzo mu pomagał i zasłużyłby umrzeć przy boku swojego właściciela.

— Gdyby nie ty, to nie byłbym nawet blisko. Uratowałeś mnie, poświęcając przy tym samego siebie... — Chłopak schował twarz w rękawie swojej bluzy, by otrzeć łzy.

— Nie możesz odejść, musisz być silny Ikar. Nie zostawię cię tak i nie ważne, że krótce i tak wszyscy zginiemy. Musisz dotrwać razem ze mną... — powiedział cicho.

Konik w odpowiedzi parsknął cicho, było widać, że opada już z sił.

— Musisz poznać Amy, nie odejdziesz jeszcze. Jeśli trzeba będzie, to zaniosę cię tam na własnych barkach.

Ikar trącił Evana łbem. Najwyraźniej wiedział, że jest to już jego koniec, i chciał pożegnać się ze swoim przyjacielem, jednocześnie dodając mu otuchy. Siedzieli tak już dłuższy czas, a kamyczki na ziemi zaczęły drżeć. Wyglądało na to, że ktoś jechał w ich stronę, gdyż drżenie się nasilało, a w oddali słychać dźwięk silnika. Dźwięk stawał się coraz donośniejszy, a wiedząc, w jakie bestie zmienili się ludzie, kiedy dowiedzieli się, że niedługo umrą, to coś mówiło Evanowi, że zbliżają się kłopoty. Zacisnął swoje dłonie na karabinie i wycelował w miejsce, z którego dochodził dźwięk. Chłopak był gotowy walczyć godną śmierć dla swojego przyjaciela, chociaż w rzeczywistości miał jeszcze nadzieję na to, że Ikar wyjdzie z tego cało i wspólnie odnajdą Amy. Kiedy samochód wyjechał zza pagórka, można było dostrzec, że był to spory niebieski Van. Zaparkował tuż przed Evanem. 

Drzwi kliknęły i zaczęły się rozsuwać, ale Evan był już gotowy, a karabin wycelowany był prosto na drzwi. W razie, gdyby wywiązała się strzelanina, to Evan miał przewagę tej milisekundy, w której mógł on postrzelić napastnika. Jednak ku jemu zdziwieniu, kiedy drzwi się otworzyły, okazało się, że w drzwiach stał mężczyzna z uniesionymi do góry dłońmi.

— Hey, sei ruhig, ich suche keinen Ärger. Aber ich denke du brauchst Hilfe — odezwał się mężczyzna.

— „Być może będą znali Angielski" — pomyślał Evan. —Ja nie znam Niemieckiego.

— Na twoje szczęście znam też Angielski. Chciałem powiedzieć, że nie szukamy kłopotów i spytałem, czy nie potrzebujesz może pomocy.

Evan opuścił lufę swojego karabinu.

— Ja nie potrzebuję pomocy, ale Ikar już tak. Został postrzelony i boję się o niego. On bardzo mi pomógł i dużo dla mnie zrobił. Nie mogę go stracić, nie teraz. — Evan pogłaskał Ikara po grzbiecie, a ten parsknął smutno. — Więc jeśli chcecie pomóc, to pomóżcie mu jakoś. On nie może odejść.

— Elke, kann ich dich einen Moment fragen? — powiedział mężczyzna, odwracając się w stronę vana.

— Gib mir eine Minute, Daniel. — Dobiegł głos z wnętrza, a po chwili z Vana wyszła dziewczyna z apteczką.

— To jest Elke. Ona pomoże twojemu towarzyszowi — powiedział Mężczyzna.

Dziewczyna podeszła do konika i przykucnęła przy jego zranionej nodze. Zdjęła prowizoryczny opatrunek Evana, który zdążył już nasiąknąć krwią i zaczęła badać ranę.

— Es sieht für mich nicht sehr gut aus — powiedziała dziewczyna pod nosem.

— I co wyjdzie z tego? — spytał Evan.

— Obawiam się, że nie. Kula zrobiła duże szkody wewnątrz jego ciała. Nie potrafię mu pomóc. Myślę, że najlepszy, wyjściem będzie go uśpić.

— Przecież musi być jakiś sposób. Błagam cię, pomóż mu.

— Może i dałoby mu się pomóc, jednak ja potrafię leczyć ludzi, a nie konie. Wybacz chłopcze, ale wygląda na to, że będziesz musiał się z nim pożegnać. — Dziewczyna poklepała go po ramieniu. — Powinieneś się z nim pożegnać, ja za ten czas przygotuję zastrzyk.

— To... To jest niemożliwe. Błagam, powiedz mi, że to nie prawda. On musi przeżyć. To tylko głupia kula, ona nie mogła go przecież zranić na tyle, by umarł. Nie, to nie prawda! Błagam, powiedz, że on przeżyje... — Evan wpadł w prawdziwą histerię. Ostatni raz był w tak złym stanie, kiedy dowiedział się o zaginięciu jego siostry. Do tej pory raczej mu się to nie przytrafiało, bał się, że znowu straci coś, co kocha, lecz w tym przypadku nie była to siostra, a bardzo wierny przyjaciel.

— Wybacz, ale naprawdę nie mogę nic zrobić. Nie ważne jak bym chciała, to i tak nic z tego nie będzie.

Evan włożył lufę karabinu do swoich ust, jednak zanim zdążył strzelić, to w drzwiach furgonetki pojawiła się jeszcze jedna osoba.

— Tak bardzo śpieszy ci się na tamten świat? — Podszedł do Evana i spojrzał na niego krytycznym wzrokiem. — Jeśli chcesz, to proszę bardzo, strzelaj. I tak nie zostało nam więcej niż kilka dni, lecz ty najwyraźniej czegoś szukałeś, skoro zaszedłeś tak daleko? Chociaż wiesz co? Zresztą nie ważne, i tak jesteś za słaby, by podołać temu zadaniu, strzelaj.

Evan wyciągnął lufę z ust.

— Nie jestem wcale słaby, nawet nie wiesz jak długą drogę pokonałem.

— Pokonałeś tak długą drogę, a teraz chcesz się poddać? Gratuluję postawy.

— Jakie to ma znaczenie? Bez Ikara i tak daleko nie zajadę. Poza tym już nie wiem gdzie szukać, nie mam żadnej wskazówki poza tym, że mój cel znajduję się we Włoszech — odparł zrezygnowany Evan.

— A czego szukasz w takim razie?

— Szukam mojej zagubionej siostry.

— W takim razie jesteś dosyć zdeterminowany, skoro zaszedłeś tak daleko. Pewnie sporo musiałeś przejść. Masz Brytyjski akcent, więc zgaduję, że tam właśnie zaczęła się twoja podróż.

— Tak to prawda. Jesteś dość spostrzegawczy.  Szukałem Amy, ale nie mam już nawet punktów zaczepienia — odparł wciąż zrezygnowany.

— Amy powiadasz? Nie masz czasami na nazwisko Grace? — Mężczyzna uniósł brew.

— Skąd wiedziałeś? Znasz ją? Powiedz mi wszystko, co wiesz! — Evan od razu się ożywił i spojrzał na mężczyznę.

— Oczywiście, że znamy Amy. Szkoda, że jej już z nami nie ma. 

— Ona nie żyje? — Evan poczuł jak jego serce przez chwilę dosłownie zamarło.

— Żyje, ale od nas odeszła. Podróżowała z nami przez kilka miesięcy, ale potem poznała Bruno. Nie do końca wiemy, dlaczego musiała nas opuścić. Nie podała konkretnego powodu, a ja nie mogłem zatrzymywać jej na siłę — odpowiedział mężczyzna, wzruszając ramionami.

— Kim wy tak właściwie jesteście? — Evan odetchnął z ulgą i z powagą słuchał każdego zdania wypowiedzianego przez mężczyznę.

— Jestem Leon Bieler. A jeśli chodzi o cały nasz zespół, to nazywają nas wybawcami. 

— Wybawcami? — Tym razem to Evan podniósł brew. 

Wtedy do rozmowy wtrąciła się Elke.

— Jesteśmy ludźmi, którzy próbują pomóc tym, którzy sami nie potrafią sobie poradzić. Osoba stojąca przy samochodzie to Daniel, a w aucie siedzą jeszcze Lucas i Nico, ale oni mają przerwę i śpią. Jesteśmy po akcji, a oni zasłużyli na odpoczynek.

— No dobrze. Powiecie mi gdzie znajdę Amy?

— Jeśli chcesz, to możemy nawet zawieść cię pod same drzwi. Znamy adres, więc nie będzie z tym problemu — odparł Leon.

— Naprawdę? To niesamowite! Możemy jechać. — Evan spojrzał na swojego martwego już towarzysza. — Ale najpierw pochowajmy go, proszę. Zasłużył na godny pogrzeb...

Ostatni CelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz