Rozdział I

29 0 0
                                    

Zamknęłam za sobą szklane drzwi piekarni kierując się prosto w stronę auta. Jestem padnięta. Dziś był ogromny ruch a w dodatku niektórzy ludzie potrafią być naprawdę nieznośni, co w wcale nie pomoga w takiej sytuacji. Dobrze że dziś już piątek..

Doszłam do auta stojącego na parkingu i zaczęłam desperacko szperać w torebce próbując znaleźć kluczyki. Z moich działań wyrwał mnie dźwięk pochodzący z telefonu, który jako jedyny jest widzialny w tej głupiej torbie.

- Halo. - burknęłam, nawet nie sprawdzając kto dzwoni.

- Cześć kochana siostrzyczko, widzę że humorek dopisuje. - z drugiej strony słuchawki usłyszałam głos który doskonale znałam. David.

- Żebyś wiedział. Co chcesz?

- Zajedziesz mi do sklepu po piwo? - spytał a ja przewróciłam oczami.

Czy on sobie jaja ze mnie robi?

- Cholera David. Jestem po pracy, jest godzina 22.00, jest późno, ale jedyne o czym marzę to żeby jechać ci po piwsko, wiesz? - spytałam ironicznie wciąż szukając tych nieszczęsnych kluczyków.

- Nie przesadzaj. Jutro weekend i sobie odpoczniesz. Błagam cię, wiesz że nie mam teraz auta. - powiedział a ja ponownie przy rozmowie z nim przewróciłam oczami.

No tak, gdybyś go nie rozwalił to byś miał.

- Dobra. Będę za jakieś 30 minut, lepiej zrób mi za to dobrą kolację. - powiedziałam po czym nacisnęłam czerwoną słuchawkę.

W końcu udało mi się znaleźć kluczyki więc wsiadłam do samochodu i go odpaliłam. Dla świętego spokoju zajadę mu po tę piwo. Może i sobie też wezmę.. w końcu weekendu czas zacząć.

------------------------

Weszłam do mieszkania trzymając w ręku torbę z drobnymi zakupami. Już po zrobieniu pierwszego kroku poczułam odrażającą woń papierosów. No po prostu tego już za wiele..

- David! Ty cholerny gnojku, ile razy ci mówiłam żebyś nie palił w mieszkaniu?! - wykrzyczałam kierując się w stronę salonu.

Jednak w salonie nie zastałam Davida. A na pewno nie samego.

- Pudło słońce. - powiedział wysoki krótko ścięty, wytatuowany brunet, trzymając w ręku palącego się papierosa.

Co do kur...

Patrzyłam raz na niego, raz na brata który jakby nagle zbladł. Nieznajomy z chytrym uśmieszkiem na twarzy wypuścił papierosa z ręki a ten spadł prosto na dywan.

- Wygląda na drogi - powiedział po czym zagasił żar butem.

Co się kuźwa dzieje?! W mojej głowie zaczynało roić się od myśli. David siedział na kanapie z zaniepokojoną miną a wokół niego stało jeszcze trzech facetów, wszyscy ubrani na czarno.

- David.. Co tu się dzieję? - spytałam marszcząc brwi.

- Zamknij się. - powiedział ten sam facet który przed chwilą zgasił mi papierosa na moim dywanie, w moim mieszkaniu, na moich kurwa oczach.
- A ty Gomez lepiej kop sobie grób. - tym razem zwrócił się do mojego brata który wciąż siedział w milczeniu jakby to wszystko było normalne. - Do zobaczenia. - rzucił po czym zaczął kierować się w stronę wyjścia a reszta facetów tuż za nim.

Już miałam zacząć rozmowę z moim braciszkiem, jednak usłyszałam głos za plecami który zdążyłam już znienawidzić.

- A ty słońce.. patrz pod nogi. - powiedział lekko zachrypniętym głosem a po moim ciele przeszły dreszcze.

Porwana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz