POV Red
Obudziłam się w jakiejś melinie, nie pamiętając wieczoru. Koło mnie leżała moja psiapsióła, którą nazywaliśmy Bellatrix. Prowadziłyśmy szalone życie, będąc cały czas naćpane. Jedna z moich gąsek - Maryla. Miała gang i załatwiała nam zioło i alko. "Żyć nie umierać" często powtarzałam. Teraz musiałam podnieść się i ogarnąć. Wstałam więc z zapchlonego koca na którym leżałam i podeszłam do lustra.
- O my god! - krzyknełam, kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Moje włosy miały czarny kolor ale nie to było najgorsze na moim czole widniał napis #YOLO. To moja dewiza życiowa ale to już była przesada. Potarłam palcami czoło ale nic to nie dało. "To chyba tatuaż" pomyślałam. Odwróciłam się od lustra i poszłam w kierunku światła. Pare razy na kogoś nadepnełam i usłyszałam jęczenie tych ludzi. No wstydu nie mają! Wkońcu dotarłam, do jak się okazało drzwi. Za nimi na schodkach siedziały dwie zjarane dziewczyny. Co jak co ale ich się nie dało, nie poznać.
- Siema laski - powiedziałam siadając koło nich. Ta w żółtej bluzie popatrzyła na mnie i potała mi blanta. Podziękowałam jej skinieniem głowy.
- Czaderski napis - powiedziała druga, wskazując na moje czoło. Albo mi się wydawało, albo na jej koszulce pijacko tańczyły literki. Kiedy wypaliłam już to co miałam wypalić, wpadł mi do głowy pomysł
- YOLO!! - krzyknełam i podeszłam do barierki schodów. Okazało się, że byłyśmy na trzecim piętrze ale to mnie nie powstrzymało. Skoczyłam. 👐