Prolog

8 0 0
                                    

Porucznik Altura minęła dwóch strażników i szła teraz szerokim korytarzem oświetlonym jaskrawym światłem lamp. Po chwili stanęła przed masywnymi, białymi drzwiami. Poprawiła srebrną odznakę na swojej lewej piersi i uderzyła w drzwi trzykrotnie. Po kilku sekundach usłyszała dwa głuche kliknięcia i drzwi otworzyły się na oścież.

- Witaj Poruczniku Altura - zasalutował kobiecie prawą ręką mężczyzna w ciemno zielonym mundurze.

- Greg, odpuśćmy sobie te wojskowe przyjemności - mrugneła do niego - Cieszę się że Cię widzę.

- I nawzajem - uśmiechnął się wpuszczając kobietę.

Oboje weszli do środka. Był to przedpokój pomalowany na szaro. Pod sufitem wisiał duży, szklany żyrandol oświecający całe pomieszczenie. Altura zdjęła swoją czapkę ze złotym emblematem pół księżyca i położyła ją na stole przy którym usiadła.

- Domyślam się po co tu jesteś - mężczyzna usiadł na przeciw jej - Hershel poinformował mnie że przyjedziesz. Musimy zaplanować kolejny atak, ale tym razem musi być dobrze dopracowany bo jeśli znowu stracimy tyle żołnierzy i sprzętu, to dowództwo urwie łeb mi, tobie i przy okazji Frankowi - Greg zakaszlał - W operacji Arkansas zginęło 5 tysięcy naszych, straciliśmy 6 czołgów, 7 dział przeciwpancernych i masę broni, ale chyba już o tym wiesz.

- Wiem, dostałam już opierdol od góry i nie chce znowu tego przechodzić - przez moment milczała-  Słyszałam o tym co znowu wyprodukowałeś. Podporucznik Wisper mi powiedziała - kobieta lekko się uśmiechnęła.

W całym pomieszczeniu zapadła cisza. Mężczyzna spojrzał Alturze w oczy i ponownie zakaszlał. Widać było że lekko się zdenerwował, ponieważ zaczął charakterystycznie dla niego ruszać lewą nogą. - Tak, ale to dopiero prototyp. Nie wiem jak działa na ludzkim ciele i co może się stać po jego zastosowaniu. Nie ukrywam że boję się go na sobie stosować bo 4 koty którym go podałem zdechły po tygodniu - nerwowo spojrzał na zegarek - Wiesz że z chemią nie ma żartów i wszystko musi być idealnie ze sobą zgrane żeby się udało. Dowództwo strasznie na mnie naciska i każą mi przyśpieszyć pracę, ale to jest niewykonalne. Oni chyba naprawdę myślą że stworzenie takiego czegoś jest proste... - westchnął cicho.

Kobieta lekko poklepała go po ramieniu. 

- Mogę to zobaczyć? - odrzekła cicho

Zalewski wstał i podszedł do dużych metalowych drzwi. Wpisał kod na znajdującej się obok klawiaturze i otworzyły się. Oboje weszli do środka. Były to schody prowadzące na dół, do piwnicy. Ściany jak i sufit nie wyglądały tu tak jak w przedpokoju. Była to najzwyklejsza w świecie cegła, która zapewne pamiętała jeszcze czasy lat 80-tych XX w. W niektórych miejscach znajdowały się czy to mniejsze, czy to większe pajęczyny. Schody po których stąpali strasznie skrzypiały a cała klatka schodowa była oświetlona tylko przez małą lampę. Po kilku minutach znaleźli się na samym dole. Ten pokój wyglądał zupełnie inaczej i Altura przez chwilę myślała że ma zwidy. Przed momentem szła obskurnymi, trzeszczącymi schodami, a teraz stała w nowiutkim, białym i schludnym laboratorium. Znajdowały się tu takie różnorakie sprzęty i przyrządy których kobieta nigdy nie widziała na oczy. Na każdej ścianie wisiała szafka ze szklanymi drzwiczkami, w których Greg trzymał szkło laboratoryjne.

- Gdzie to jest? - spytała się cicho

Zalewski nic nie odpowiedział. Podszedł do szafy pancernej stojącej w rogu i przyłożył swój kciuk do czytnika. Nastąpiło ciche piknięcie i drzwi od szafy ustąpiły. Greg wyciągnął z niej małą, a jakże, metalową walizkę. Ta już nie miała jakiś zmyślnych zabezpieczeń. Wystarczyło wpisać czterocyfrowy kod. Eva, tak jak obstawiała, po otworzeniu walizki zobaczyła strzykawkę, kilka wacików i to co najbardziej ją interesowało, czyli małą szklaną buteleczkę, wypełnioną zieloną cieczą.

- Pracuje już nad tym 3 lata i nadal nie wiem co zrobić aby się udało.

- Masz jakieś zwierzęta? Chętnie zobaczę jak działa ma żywym organizmie.

- Zwierząt nie, ale kilku jeńców których przywieźli z frontu północnego już tak. Nie chciałem podawać im tego wcześniej, bo przydadzą mi się do innych badań.

- Jednego czy dwóch możemy poświęcić. Prowadź do nich.

Zalewski wziął walizkę i razem z Alturą podszedł do drugich drzwi. Te jak każde w jego mieszkaniu były na kod. Po wdrożeniu wszystkich procedur weszli do korytarza, klimatem podobnym do schodów którymi wcześniej schodzili. Stare cegły zamiast tapety czy farby, pajęczyny na każdej ścianie i wszechobecna wilgoć. Z otchłani prowadzącej do tego co znajdowało się dalej słychać było ciche rozmowy. Altura nagle podskoczyła przerażona - pod jej nogami przebiegł szczur.

- Walczy na wojnie, a boi się zwykłego, malutkiego szkodnika - Greg zaśmiał się pod nosem - Nigdy nie zrozumiem kobiet.

Eva w odpowiedzi uderzyła go w prawe ramię, przez co ten delikatnie skrzywił się na twarzy. Korytarzem szli przez około 5 minut i co chwila nadeptywali na karaluchy czy inne robactwo, przez co Altura zamykała oczy ze zniesmaczenia. W pewnym momencie po ich obu bokach stały żelazne kraty tworzące cele. W kilku z nich znajdowali się mężczyźni. Wychudzeni, łysi i pozbawieni prawych uszu. Wszyscy mieli na sobie stare, podziurawione ubrania które na pewno nie dawały ciepła. Byli różnych ras. Kilku czarnoskórych, dwóch Azjatów, oraz paru białych. Każdy z nich uważnie przyglądał się gościom, stojący obok ich cel.

- Ten - kobieta pokazała na jednego z Azjatów siedzącego pod ścianą - Numer 11 - przeczytała numerek wyszyty na jego ubraniu. 

Strażnicy którzy pilnowali więźniów weszli do celi i złapali mężczyznę który mocno się szarpał. Greg w tym czasie napełnił strzykawkę cieczą z buteleczki i po chwili szukania żyły wbił igłę w nadgarstek Azjaty. Ten przez moment patrzał mu się w oczy, zaczął bełkotać coś pod nosem i osunął się na ziemię. Strażnicy i Greg momentalnie opuścili cele zamykając ją na 4 zamki.

- Nie żyje? - Eva spojrzała na Zalewskiego.

- A skąd mam wiedzieć, to jest pierwszy człowiek na którym to przetestowałem.

Po tych słowach Azjata podniósł głowę i szybko wstał. Jego kolega z celi, który ciągle siedział w rogu, lekko podskoczył. Ten któremu podano lek spojrzał się na strażników, a jego oczy napłynęły krwią. Po jego prawym policzku pociekła wąska strużka krwi. Drugi z Koreańczyków powoli wstał i odsunął się od swego kolegi. Numer 11 obrócił się w jego stronę. Wszystkie żyły które znajdowały się w jego ciele były teraz bardzo widoczne. Wyglądał tak jakby ktoś narysował mu je flamastrem. Złapał on drugiego za kołnierz i rzucił o metalowe kraty ich celi. Następnie łapiąc go za włosy oderwał kawałek skóry, a swoje łapska zacisnął na szyi współwięźnia. Robił to coraz mocniej, a gdy był już pewien że stracił przytomność dosłownie rozwalił jego głowę uderzeniem o ścianę. Po całej celi rozbryzgały się części tego, co jeszcze kilka chwil temu było mózgiem numeru 12.

- Nie o taki efekt mi chodziło! - krzyknął Greg.

- Ej, przecież jest dobrze. Przez podanie tego czegoś dostał 10 krotnie większej siły, a agresja mu podskoczyła. Nie widziałeś tego? Przecież on tym drugim machał po celi jak jakimś piórkiem i nawet się nie zmęczył - pokazała na numer 11, a bardziej to czym się stał, który właśnie konsumował rękę swego niedoszłego współwięźnia - Odstrzel go, zrobisz sobie nowego.

Greg wyjął z kabury pistolet i strzelił w potwora pięciokrotnie trafiając w serce. Ten tylko spojrzał się na mężczyznę i cicho burknął nadal jedząc. Obaj strażnicy strzelili kilka razy w jego głowę, lecz numer 11 zdawał się w ogóle nie odczuwać bólu od kul.

Altura uśmiechnęła się. 

- Brawo Greg. Będą zadowoleni - poklepała go po ramieniu - Niezniszczalny potwór - zaśmiała się cicho patrząc na to co stworzył jej przyjaciel.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 29, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

KataklizmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz