7

182 23 4
                                    

“I won’t weigh this and that anymore
Because I’ve been waiting for my destiny, you”


Nie byłby sobą, gdyby nie uciekł z ostatniej lekcji, jaką była informatyka. Ostatnie klasy miały dziś jakiś egzamin, takim cudem zniknęło mu kilka lekcji, a informatyka nie jest ani trochę istotna i z pewnością nie zmusi go do pozostania w klasie chociażby kilka minut dłużej, co to to nie. 

Dzisiejsze południe zdecydowanie można zaliczyć do tych bardziej promiennych, na niebie widać było zaledwie pojedyncze chmurki, które bardziej dodawały niż odejmowały temu uroku. Felix uwielbiał taką pogodę — nie było ani za zimno, ani za ciepło, mógł swobodnie ubrać szorty oraz ulubioną bluzę i nie martwić się, że zmarznie, czy może zmoknie. Napawało go to optymizmem, powiększało uśmiech na pokrytej piegami, urokliwej twarzy, której wiele osób wręcz nie jest w stanie się oprzeć. 

Szkoda tylko, że do tych osób nie zalicza się pewien czarnowłosy, dość niski chłopak, który wciąż był jedną wielką, nierozwiązaną tajemnicą. Los chciał, że blondyn był uparty, a kryminały wręcz ubóstwiał, więc tak szybko się nie odczepi. Przynajmniej, dopóki nie wydusi z Seo jakiegokolwiek bardziej znaczącego słowa. Może i wielu ma upartość za mocno negatywną, irytującą cechę, ale Felix bez niej nawet nie stałby teraz tu, gdzie stoi.

Zbiera mu się co prawda na lekko filozoficzne oraz motywacyjne przemyślenia, ale biedny chłopak, próbuje po prostu zdobyć czyjąś atencję, także wybaczmy mu ten raz. 

Dzisiaj było nieco trudniej, bowiem leniwy Jisung zwyczajnie postanowił zaspać, a ostatecznie nawet nie zjawić się w szkole. Nie raczył chociaż poinformować o tym Lee, by mógł przynajmniej nastawić się psychicznie, że cały możliwy przełom leży teraz w jego małych dłoniach, które czasami mogą go nie zmieścić. 

Oczywiście ewentualną porażkę i tak zamierza zrzucić na Hana, jak zawsze. 

Schował ostatni podręcznik do swojej pomalowanej czarnym sprejem szafki i zarzucił plecak na ramiona, nie wyglądało na to, że jeszcze cokolwiek ma się dziś wydarzyć. Ewentualnie dyrektor zechce go potorturować pierwszy raz w tym okropnie nużącym tygodniu. 

Skierował się do bocznego wyjścia, które w tym wypadku było najbezpieczniejsze, jeśli ten nie chciał natknąć się broń boże na jakiegoś upierdliwego nauczyciela. Nie przewidział mimo wszystko, że ujrzy kogoś o wiele, wiele gorszego. 

Zazwyczaj (kiedy miał Jisunga u boku) widok czarnych, ubłoconych glanów czy odbijającego się od srebrnych sygnetów światła cieszył go niesamowicie, wrzucał w pewnego rodzaju trans. Wtedy mógłby godzinami wpatrywać się w umięśnione ramiona starszego chłopaka ignorować ziejącą od niego obojętność, czy nawet napawać się nadzieją, że może dowie się, jakich ten perfum używa. 

W tym momencie ta owiana mroczną tajemnicą postać po prostu zaczęła w pewien sposób dusić Felixa, nie miał ani krzty pewności siebie, absolutnie przestał czuć się jakkolwiek atrakcyjny, a już zwłaszcza przez fakt, iż uważał Seo za chodzący ideał, kompletnie nieskalany jakimikolwiek wadami. Nie było to zbyt dobre, zdrowe podejście, ale próbował sobie romantyzować każdą, nawet najdrobniejszą interakcję między nimi. 

— Cześć — rzucił cicho, zbierając się wreszcie w sobie. 

Z całych tych emocji zwyczajnie zatrzymał się dwa kroki dalej. Wyraźnie odczuwał mrowienie na policzkach, podobnie jak schodzący mu na dłonie pot. 

Nawet sam nie potrafił zrozumieć, jak bardzo liczył na najmniejszą odpowiedź, spojrzenie, uśmiech. Liczył, że zostanie zauważony i doceniony. Zawsze przecież tak było, wzrok ludzi praktycznie przyczepiał się do Felixa jak magnes, nie chciał odpuścić, dopóki ten nie odwracał się ponownie i dwa identyczne bieguny spotykały się ze sobą. W tej chwili wszystko się zmieniło, nie przyciągał — odpychał.

Kiedy się otrząsnął Changbina nie było w pobliżu, a bynajmniej on nie mógł go dostrzec, co było odrobinę pocieszające. Australijczyk zdecydowanie należał do osób emocjonalnych, dość mocno okazywał wszystko, przeżywał nadmiernie. Wolał uniknąć sytuacji, w której jego obiekt westchnień zobaczy, jak ten płacze. 

Chciał ruszyć do przodu, opuścić ten przeklęty budynek, ale gdy postawił pierwszy krok poślizgnął się na czymś.

— Fuck- — mruknął pod nosem, krzywiąc się znacznie. Spuścił wzrok na dół, szukając sprawcy tego drobnego wypadku. Ku własnemu zdumieniu dostrzegł jedynie jakiś notatnik pokryty nieznaczącymi bazgrołami. Czarna okładka zdzierała się po bokach, na pierwszy rzut oka nie widział żadnego podpisu. Dopiero po podniesieniu zeszytu i otworzeniu pierwszej strony zauważył niezgrabny podpis. 


.・゜゜・.・✫・゜・。..・。.・゜✭・

— You won’t believe what the fuck happened! — krzyknął praktycznie i wepchnął się do środka, gdy tylko Jisung wreszcie otworzył mu drzwi. 

Był wyraźnie rozemocjonowany, co rozśmieszyło niższego blondyna. Rozmawiali ze sobą zaledwie godzinę temu, nic nie wskazywało na to, że zdarzy się cokolwiek, a tu nagle Lee wbiega mu do domu jak oszalały i mamrocze coś pod nosem. 

— Brałeś coś? — uniósł brwi z wyraźnym rozbawieniem. Zamknął drzwi, następnie udając się z obojętnością do kuchni obok. Chciał wyjąć im coś do picia z lodówki. 

— Jak ci kurwa jebne, to sam coś weźmiesz — wycedził, zatrzymując się na środku pomieszczenia. 

— Don’t be aggressive, honey. 

Felix zdawał się kompletnie go nie słuchać, był w swoim oddalonym o kilometry świecie i ewidentnie go to zadowalało. W tym przekonaniu starszy o dzień chłopak utrwalił się, słysząc głośny pisk Australijczyka. 

— Znalazłem notatnik Changbina!

.・゜゜・.・。.・゜✭・.・✫・゜・。.

Co u was?

Wieczorem dodam hongi!!

silenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz