Ostry wiatr, wciskający boleśnie drobiny śniegu w jego twarz, zdawał się sprawiać wrażenie, jakby sam Barbatos się na nich rozgniewał. Mało powiedziane - jakby wprowadzili go w tak niebotycznych rozmiarów furię, że chciał ich teraz na wieki pogrzebać pod białym puchem, z którego dzieci miały lepić później bałwany.
Dragonspine od zawsze miało swoje sekrety, będąc niemal istną świątynią tajemnic, nigdy nie mających ujrzeć światła dziennego, chronione przed ludzkim okiem wszystkimi niełaskawymi, niszczycielskimi siłami natury. Można by było się zastanawiać, czy boska ręka miała na tych terenach władzę, bo jak to Archonci mieli pozwalać, by ich dzieci ginęły w śnieżnych zamieciach? Jak Barbatos, miłosierne bóstwo wolności, miał się na to godzić bez słowa sprzeciwu? Mało tego, samemu wciskając lodowate podmuchy prosto w ich obolałe płuca i załzawione oczy?
Lodowa góra była swego rodzaju niewiadomą, wokół której krążyły legendy, a mało która grupa badawcza cało umiała powrócić z jej szczytu. Obrosła w niedomówieniach i własnych dopowiedzeniach lokalnej ludności tak gęsto, że wydawało to się być aż nieprawdopodobne. Była esencją tego, co niezbadane, tajemnicze, zabójcze i może dlatego możliwość zdjęcia jej okrycia sekretów była dla Albedo tak straszliwie pociągająca.
Chciał wiedzieć wszystko, poznać każdą, najmniejszą nawet rzecz, jaką mogła mu zaoferować. Nieważne, jeśli miałoby to być ostatnim, co w życiu zrobi.
Oczywiście liczył się z faktem, że podczas pracy na tak niebezpiecznym terenie, mogącym go zaskoczyć na każdym kroku, łatwo może odnieść uszkodzenia, a w najbardziej ekstremalnym scenariuszu - umrzeć. Pewnie już przy tym powinien rzucić to wszystko w cholerę i zamknąć się w mondstadzkim laboratorium, ale, gdy został już przed nim uchylony skrawek tego, co mógł zbadać na własną rękę, nie mógł tak zwyczajnie odpuścić. W dodatku, Dragonspine było miejscem cichym i wyludniałym, co było mu odpowiednie.
Ale teraz już nie chodziło o to, że on może zginąć, a o to, kto umrze wraz z nim i na co nie mógł, nie był w stanie, tak po prostu zezwolić. Na samą myśl o tym, jak przyjdzie im skończyć, ogarniała go prawdziwa rozpacz i bezsilność w stosunku do nieubłaganego losu.
Płatki śniegu nienawistnie uderzały go w twarz, wirując szybko dookoła pchane wiatrem tak brutalnie, że ledwo był w stanie cokolwiek zobaczyć. Huczało mu w uszach, porażający mróz paraliżował mu mięśnie, przenikając do szpiku kości i sam nie wiedział, skąd miał w sobie jeszcze pokłady siły, by wlec się noga za nogą naprzód. A w każdym razie żywił nadzieję, że naprzód to było, gdyż nie był w stanie określić, gdzie jest góra, a gdzie dół i która strona jest którą. Czuł się jak dziecko we mgle, z tą różnicą, iż on gubił się w śnieżycy wraz z pewnym posiadaczem niebieskich włosów.
Które właśnie zniknęły mu z pola widzenia.
Miał wrażenie, że przestał oddychać, kiedy w panice rozglądał się za znajomą sylwetką mężczyzny, ale bolesne kłucie w płucach, pojawiające z każdym kolejnym wciągnięciem powietrza, skutecznie go od tego pomysłu odwiodło. Wbrew wszystkiemu, jego oddech przyspieszył, sprawiając, że zaniósł się kaszlem, ledwo mogąc ponownie go złapać.
- Kaeya?! Kaeya! Gdzie jesteś?! - wołał słabym, łamiącym się głosem, mimo że plątał mu się język, brodząc po kolana w grubym śniegu. Każdy kolejny ruch zdawał się kosztować tysiąc razy więcej niż zawsze. Zadrżał, naciągając puchowy płaszcz mocniej na ramiona. Nigdzie nie mógł zobaczyć wyraźnie odcinających się wśród bieli błękitnych włosów rycerza. - Kaeya, błagam cię!
Nie mógł go zgubić. Nie zgubił go, prawda?
Płuca paliły go żywym ogniem, co było dość ironiczne, biorąc pod uwagę fakt, że właściwie dosłownie zamarzał i dałby wszystko za choćby wątły płomyczek. Zmęczenie ogarniało go coraz bardziej wraz z chłodem, ale potrząsał głową, drżąc przeraźliwie i kontynuował wołanie, idąc w, miejmy nadzieję, przeciwnym kierunku niż dotąd. Kaeya był za nim, oglądał się średnio co minutę na niego, więc nie powinien mu zginąć raczej daleko... A przynajmniej taką miał nadzieję. Co innego mu pozostało niż ona?
CZYTASZ
oddech • kaebedo
FanfictionDragonspine od zawsze było niebezpieczne i pochłonęło już tysiące żyć, a jednak Albedo nigdy by nie pomyślał, że owa mroźna góra stanie się jego grobowcem. [ june 2021 ]