Max de Bras

138 11 15
                                    

Od kiedy pamiętam byłam tylko ja, ojciec i taniec. Nigdy nie poznałam matki, zresztą nie była nam potrzebna. Od najmłodszych lat patrzyłam jak tato sprawia, że publika szaleje. Dorastając za kulisami wielkich scen obserwowałam, świat pełen brokatu, piór i niesamowitych strojów. Lata jednak mijały, zmieniając wszystko bezpowrotnie. Ojciec robił się coraz starszy, przez co dostawał coraz mniej zleceń, w końcu został choreografem w całkiem niezłej szkole tańca, w której i ja stawiałam swoje pierwsze kroki na scenie. Brakowało mi jednak tego blichtru, który towarzyszył spektaklom ojca. Wiek dojrzewania też dał mi popalić, nagle mocno wyskoczyłam w górę, a moje ciało zamiast się zaokrąglić, stało się toporne. Z każdym rokiem było coraz trudniej, tata, nie potrafiąc się odnaleźć w nowym świecie i zaczął pić, gdy tylko dyrekcja odkryła co się dzieje oboje wylecieliśmy ze szkoły.

Dokładnie 16 października dwa tygodnie po moich osiemnastych urodzinach ojciec przedawkował narkotyki w gejowskim klubie. Nie byłam głupia, zdawałam sobie sprawę, że nie pociągają go kobiety, choć tak naprawdę nigdy nie wyjawił mi swojej tajemnicy. Kochałam go, jednak gdy moje dni dzieciństwa bezpowrotnie minęły, a ja zaczęłam coraz więcej pojmować, oddaliliśmy się od siebie. Mieszkaliśmy razem, ale jakby żyliśmy oddzielnie. Myślę też, że to przez moje ciało, które, mimo że byłam kobietą, miało tak wiele z niego – trochę go zawiodłam. Wiedział, że nie zrobię kariery, mając prawie metr osiemdziesiąt i kwadratową budowę ciała. On był po prostu męski, a ja byłam bezbarwnym babochłopem. Choć ruszałam się naprawdę dobrze, to wszyscy marzyli o seksownych, pełnych wdzięku tancerkach, które aż kipiały seksem, a we mnie tego nie było, przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Pogrzeb i wszystkie formalności, jakie się z tym wiązały, sprawiły że musiałam sprzedać mieszkanie. W ten właśnie sposób zostałam sama, bez dachu nad głową i z niewielkim funduszem, nie mając kompletnie żadnych planów na przyszłość.

Dziwnym zrządzeniem losu, moja znajomy ze szkoły nagle pomogła mi znaleźć niewielki pokój w swoim mieszkaniu. Przy okazji, wyjawiając mi prawdę o tym, że mieszka w „Tęczowej ostoi". Tak znalazłam się w osiemdziesięciu-paro-metrowym, pięciopokojowym mieszkaniu w starej kamienicy. Mój ledwie trzynastometrowy pokój nie sprzyjał codziennym treningom, do których przywykłam, a które dawały mi tę chwilę wolności i zapomnienia w moim strasznym życiu. Praca po szkole w charakterze kelnerki, też nie sprzyjała nadmiarowi energii. Wszyscy w koło planowali swoje dalsze życie, a ja miałam ochotę osunąć się w rozpacz i zniknąć. Nie, szkoła nie była dla mnie trudna, ojciec nauczył mnie systematycznej pracy, bez względu na koszty, jednak nie bardzo potrafiłam się teraz pozbierać. Żyłam wśród tych ludzi niemal na uboczu, nie potrafiąc się przystosować, zresztą nie bardzo miałam na to czas. Mieszkańcy ostoi uwolnieni od swoich rodziców, małych miejscowości kwitli, rozsiewając swój blichtr na mury tego niezwykłego mieszkania, nareszcie byli wolni, a ja czułam się jak w matni. Oni przeobrażali się w piękne motyle, a ja czułam się jak ćma, której ktoś wyrwał skrzydełka. Momentami zazdrościłam im tego przekonania, że wszystko będzie dobrze, gdy ja czułam się, jakbym wylądowała w koszmarze, w którym za każdymi drzwiami czai się morderca z toporem. Utraciłam swój blask, brokat dawno się ze mnie obsypał, pozostawiając mnie w szarym, pełnym smutku, klaustrofobicznym kokonie.

Lokatorzy ostoi często się zmienili, w zasadzie było to miejsce, które większość traktowała jako przystanek do prawdziwej wolności i życia na własnych warunkach. Nawet nie zauważyłam, gdy w pokoju naprzeciw mnie zakwaterował się chłopak o niemal kobiecej sylwetce, zresztą jakby było śmieszniej, był nawet niższy ode mnie. Nie zwróciłbym na niego uwagi, gdyby nie to, że którejś nocy, gdy jak zwykle nie mogłam spać, przyłapałam go, jak ćwiczy jakiś układ do muzyki uwięzionej w słuchawkach na jego uszach przy nikłym świetle w salonie. Z pewnością nie był to męski taniec, a jemu zdecydowanie nie szło. Obserwowałam go z ciemności kuchni, pijąc kolejną herbatę. Wystarczyło mi tylko kilka chwil, by jasno wiedzieć, co powinien poprawić, by wszystko nabrało gracji, którą tak usilnie starał się uzyskać. Tylko, czy miałam prawo się wtrącać? Nawet nie widziałam, od kiedy tu mieszka. Nie mogąc się powstrzymać, podeszłam do niego, odstawiając kubek na wyspę dzielącą oba pomieszczenia. Położyłam swoje ręce na jego biodrach, by wprawić go w odpowiedni ruch. W pierwszej chwili się przestraszył, spoglądając na mnie ze zdziwieniem przez ramię. Do moich uszu doszedł stłumiony odgłos rytmu, któremu dałam się ponieść. Kierowałam nim jak lalką, a on się temu poddawał, w końcu obrócił się w moją stronę i zaczęliśmy tańczyć razem. Pozwolił mi się prowadzić jak kobieta, gdy, to ja odgrywałam rolę mężczyzny. Poczułam ogień, o którym dawno myślałam, że się wypalił. To było wspaniałe, dać porwać się w ten pulsujący rytm. Nagle wszystko ucichło, a moje wnętrze znów zalał lód, on, jednak stał tam lekko dysząc i wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.

– To było niesamowite – szepnął, ściągając słuchawki z uszu. – Nie mogłem sobie poradzić z tym numerem od wieków, a ty sprawiłaś, że tańczyłem jak zawodowiec.

Spojrzałam w jego roziskrzone oczy, pokiwałam głową i obróciłam się na pięcie, by odejść. Ból powrócił do mojego serca ze zdwojoną siłą niemal, odbierając mi oddech.

– Zaczekaj proszę, – podążał krok za mną, gdy ja zmierzałam do swojego małego pokoju. Nie chciałam o tym rozmawiać, nie chciałam go poznawać – jestem Chris, a ty? Wiem, że tu mieszkasz, ale rzadko cię widuję, mimo że nie jest to jakaś olbrzymia przestrzeń.

– Idę spać – mruknęłam, chcąc mu zatrzasnąć drzwi przed nosem, ale on trzymał dłoń na futrynie.

– Bardzo tu... – wśliznął się za mną do mojej przestrzeni, gdy ja mżyłam tylko o tym, by zwinąć się w kolkę pod kołdrą. – W porównaniu do reszty mieszkania, jest tu niemal sterylnie. – Zaśmiał się, a ja chyba po raz pierwszy przyjrzałam się białym ścianą, pustemu biurku i komodzie. Faktycznie w widocznym miejscu niestała ani jedna moje prywatna rzecz.

– Chce iść spać – ziewnęłam, udając zmęczenie, choć on nie wydawał się przekonany.

– Wątpię, – uśmiech rozjaśnił jego twarz, – krążą tu o tobie legendy, zresztą nie raz sam widziałem, jak spędzasz noce na balkonie pod kocem z kubkiem ręku.

– Legendy? – spytałam, nie rozumiejąc co ma na myśli.

– Niektórzy mówią, że zachowujesz się jak duch. Z nikim nie rozmawiasz, siląc się jedynie na kurtuazję, wychodzisz rano, wracasz późno i znikasz w swojej krypcie, wypełzasz dopiero w nocy, niczym upiór.

– Nie jestem duchem, – byłam stanowczo zirytowana tą rozmową, – moje życie jest męczące i mam problemy ze snem – nie wiem, po co się mu tłumaczyłam, gdy on tak bez pardonu wtargnął w mojej bezpieczną strefę, odbierając mi święty spokój. Mocno żałowałam, że dałam się ponieść emocjom i z nim zatańczyłam.

– Jak masz na imię? – Usiadł obok mnie, rozsiewając swoje szczęści, niczym pierdolona kula konfetti.

– Max – burknęłam. Przez mój brak interakcji z ludźmi, naprawdę nie wiedziałam, w jaki sposób prócz wypchnięcia za drzwi powinnam się go pozbyć.

– Gdzie nauczyłaś się tak tańczyć? To było niesamowite. – Niemal położył się na mojej poduszce, obracając się bokiem do mnie, gdy ja czułam się tak niekomfortowo, zastygając w okropnie sztywnej pozycji.

– To nie twoja sprawa – warknęłam i ledwie ostatkiem sił powstrzymałam się przed chwyceniem, tego idioty za nogi i wyciągnięciem go z mojego pokoju.

– Ok, – trochę się zmieszał, widząc chyba moje mordujące go spojrzenie. – Mogę cię jednak o coś prosić? – Kiwnęłam głową, zrobiłabym wszystko, żeby tylko się teraz go pozbyć. – Wiesz, występuję jako drak queen w klubie niedaleko, mam jutro ostateczną próbę, czy mogłabyś przyjść i mi pomóc opanować tę choreografię, odwdzięczę się – dodał ostatnie słowo, widząc, że chcę mu odmówić.

– Jutro moja kolej sprzątania części wspólnych, nie dam rady – nawet nie skłamałam, a wymówka była doskonała.

– Zrobię to za ciebie i następne dwa razy również, jeśli tylko mi pomożesz – spojrzał na mnie w taki sposób, że nawet szczeniak proszący o przysmak, nie byłby tak przekonujący. Głośno westchnęłam, wiedziałam, że pakuje się w kłopoty, ale jak mogłam odmówić temu ślicznemu chłopcu, przez którego naprawdę pouczyłam się przez chwilę szczęśliwa.

Tańcząc Z WilkamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz