List do Laury - Fantazyjne Wakacje w LA

1.1K 17 28
                                    

Ah ten Jorge ...

Droga Lauro,

Chciałam ci podziękować za zajebisty wyjazd wakacyjny. Właśnie rozpakowuje walizki i kiedy wypakowywałam książki, z jednej z nich wypadła pocztówka z plaży Malibu Zuma Beach przy zachodzie słońca. Wiesz ta fotka, która zrobił nam ten koleś.

Kiedy tylko wzięłam ją do ręki zapomniałam o rozpakowywaniu walizki. Posadziłam tyłek na fotelu, nalałam sobie kieliszek wina i myślami przeniosłam się w tamten dzień, kiedy wylądowaliśmy w Los Angeles i dotarłyśmy do naszego hotelu Malibu Country Inn.

Było już późno, kiedy dojechałyśmy do hotelu, a po dwunastogodzinnym locie i ty, i ja czułyśmy się jakbyśmy imprezowały całą noc. W sumie to imprezowałyśmy w samolocie, bo tak się cieszyłyśmy na te wakacje. Dzięki mojej firmie, która ma umowę z liniami lotniczymi na ochronę mienia miałyśmy tańsze bilety o dwadzieścia procent i mogłyśmy sobie pozwolić na szybki wypad do miasta aniołów na kilka dni.

Nasz hotel mieścił się praktycznie przy samej plaży. Kiedy wysiadłyśmy z taksówki, skierowaliśmy się na recepcje. Recepcjonistka zrobiła nam szybki check-in i już po chwili kładliśmy walizki na podłodze naszego pokoju, w którym miałyśmy wypoczywać przez kolejnych sześć nocy. Pokój nie był ani duży, ani luksusowy, ale było w nim duże łóżko, czysta łazienka i aneks kuchenny. Czyli to co potrzeba.

Był tak usytuowany, że z niewielkiego balkonu było widać basen i miałyśmy widok na niewielkie wzniesienia. Idealnie. Szybko wzięliśmy prysznic, żeby zmienić ubrania na świeże i wyciągnęłyśmy z walizek butelki szampana jakie zakupiliśmy w sklepie wolnocłowym.
Nie lubię prawdziwego szampana, ale ty się uparłaś że taki urlop wymaga specjalnego trunku, oprócz tego kupiłyśmy jeszcze butelkę twojej ulubionej whisky.

Whisky otworzyłyśmy od ręki i napiłyśmy się po dość sporej porcji. Po zmęczeniu z podroży nie było śladu, a dobre humory wróciły. Wpakowałyśmy to do plecaka, bo pierwszy wieczór planowałyśmy spędzić na plaży przy zachodzie słońca. W końcu byłyśmy gotowe a  słońce zaczęło już chylić się ku pięknemu oceanowi. Dlatego szybko założyłyśmy buty sportowe, wzięłyśmy nasze małe plecaki wypełnione alkoholem i ruszyłyśmy w stronę plaży, która była naprawdę blisko.

Według lokalnego czasu była godzina dziewiętnasta a słońce miało zajść około dwudziestej. Dlatego przyspieszyłyśmy kroku.

Przechodząc koło nazwy drogi przy jakiej szłyśmy, czyli Pacific Coast Hayway zrobiłyśmy sobie selfie i wyciągnęłyśmy butelkę szampana oraz plastikowe kieliszki. Kiedy ty otwierałaś butelkę ja miałam zająć się złożeniem tych przeklętych plastikowych kieliszków. Swoją drogą co za debil wymyślił, żeby do kieliszka trzeba było przytwierdzić małą stopkę, żeby wyglądał w całości jak kieliszek.

Ty zajęta wyciąganiem korka a ja?

Kiedy składałam te kieliszki przejechała koło nas ogromna ciężarówka i impet powietrza z niej wytracił mi z dłoni jeden z kieliszków. Nie było na drodze wielkiego ruchu. Zdjęłam szybko plecak i ruszyłam łapiąc ten nieszczęsny kieliszek.

Cała ja, w pełnej krasie, czyli pechowa Kaśka wypisz wymaluj, choć jak dzisiaj o tym myślę… to nie było to pechowe posunięcie… hmmm…
To co się stało potem było następstwem mojej kompletnej głupoty i nie ostrożności.

Ja po ulicy goniąca pierzony, plastikowy kieliszek, ty śmiejąca się i nagrywająca całe zajście jak uganiałam się za tym gównem i samochód, który próbował mnie ominąć i wpieprzył się na pobocze uderzając w hydrant.
Do tego wszystkiego samochody próbujące z piskiem opon ominąć mnie stojąca w szoku na środku ulicy. Kiedy podbiegłaś do mnie chichocząc jak wariatka, że jestem cyt „jebanym dzieckiem szczęścia” sama zaczęłam się śmiać.

Wakacje w Los AngelesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz