Czy to właśnie tak miała smakować miłość?

92 7 3
                                    

notatka od autora: Akcja toczy się po końcowych wydarzeniach 3 sezonu AoT. Panuje tu przygnębiająca atmosfera, pełna niepokoju. Sceny współżycia pomiędzy mężczyznami (UWAGA: wątpliwa zgoda) i siarczyste wulgaryzmy. Uprzedzam na zaś, abyście wy, czytelnicy, byli świadomi na co się piszecie czytając poniższą lekturę.

Miłego czytania i pamiętajcie: co złego to nie ja!


Pięćdziesiąta ósma ekspedycja przyniosła nadzieję. Podarowała odpowiedzi, które od przeszło stu lat były największą zagadką ludzkości. Zakończyła stary rozdział nieporadności i rozpoczęła nowy, wzbogacany chwałą odwagi. Prawdziwe zwycięstwo człowieka nad boskim losem, na pozór z góry przesądzonym. Nikt nie śmiał podważać istotności tamtych wydarzeń, ze zniecierpliwieniem wyczekując nadchodzących dni, gdy wolność miała stanąć u progu mosiężnych bram wszystkich trzech murów.

Słodki posmak sukcesu odbijał się czkawką tylko tym, którzy własnymi oczami widzieli zapłatę za ów romantyzowaną sensację. Którzy byli w samym centrum toczonej wojny, uczestnicząc w niej zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Z wielkiej bitwy o Shiganshine powróciło dziewięciu ocalałych, podczas gdy na miejscu śmierć poniosła reszta korpusu Zwiadowczego. Kilkaset ludzi, mających swoje indywidualne marzenia, uczucia oraz bliskich, odeszło bezpowrotnie, zostawiając po sobie marne wspomnienie dawnego istnienia. Pamięć o nich nadal krwawiła, wywiercając dziury w utęsknionych sercach rodziców, przyjaciół, kochanków.

Dziewięciu udręczonych, muszących żyć i kontynuujących wolę szlachetnych pobratymców. Walczący dalej o lepsze jutro, ponieważ nawet po zdemaskowaniu rzeczywistego obrazu zewnętrznego świata, nic nie jawiło się jako obiecujące. Levi rozprawiał nad tą myślą długie godziny, po raz kolejny dochodząc do wniosku, jak trudnym było samodzielne niesienie czyjegoś marzenia. Gdyby tylko mógł, rozniósłby ten świat i przewrócił go do góry nogami. Wypiął się, a potem zapił do obrzydliwej agonii czystym spirytusem. Jaką ironią losu był fakt, że ludzie z wielkimi planami umierali młodo, a on, nie posiadający już niczego, dalej trwał na zdrowych nogach. Bóg śmiał mu się w twarz, nie tak dawno zabierając ostatnie oparcie, które mogło utrzymywać go w stanie względnej stabilności.

Wciąż wracał do gabinetu Erwina, aby wypić przy jego biurku czarną herbatę.

Zmory przeszłości obarczały silne ramiona przygnębiającą samotnością. Zdarzało mu się tęsknić, kiedy przeglądał dokumenty spisywane krzywą czcionką generała, ale najczęściej tłumił w sobie frustrację, grzebiąc ją głęboko w odmętach potłuczonego serca. Nigdy nie wyleczył się z tej choroby, na okrągło zastanawiając, czy istniało kiedykolwiek inne wyjście, mogące ocalić tą dwójkę, a przynajmniej jawiące się między nimi uczucia. Nie potrafił znaleźć na to dobrej odpowiedzi i prawdopodobnie dlatego był taki rozdrażniony, fatalnie znosząc przymus dalszego działania jako Najsilniejszy Żołnierz Ludzkości. Nie zasługiwał na to miano. Nie teraz, gdy ów siła nie podołała najważniejszej obietnicy, pozwalając Zwierzęcemu ocalić skórę przed jego ostrzem.

Życie Ackermanna po raz kolejny zatoczyło błędne koło. Naiwnie sądził, że kiedykolwiek mogłoby być inaczej. Utrata Smitha była ostatnią rzeczą, którą mógł znieść nietknięty. Najzwyczajniej w świecie było mu smutno, a ulgę znajdywał tu, w tych konkretnych czterech ścianach, gdzie nadal unosił się zapach piżmowych, męskich perfum.

Na trzy miesiące po tragedii zwycięstwa znalazł inne, skuteczne wyjście tymczasowego zatracenia. Wystarczyło rozejrzeć się i pozwolić sobie zawiesić wzrok na rubinowych oczach, które błyszczały nieśmiałym uczuciem, wyraźnie przygaszonym brakiem możliwości podejścia bliżej. Nie było dnia, aby Eren przestał obserwować swojego kapitana. Był zawsze czujny, troskliwy i dobry. Czasem, kiedy Levi przesiadywał stanowczo za długo nad jedną filiżanką ulubionego napitku, on mu przynosił kolejny, świeżo zaparzony i kojąco ciepły. Początkowo brunet odbierał to jako formę odkupienia win. Jako współczucie, którego nie chciał od nikogo dostawać. To byłoby jednak za proste, a osobowość Jaegera była aż zbyt wyrazista, aby nie zauważyć, że w niewinnych zamiarach krył się smętny bród zauroczenia.

Tragedia zwycięstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz