Prędkość. Tylko to się liczyło. Musiał być szybki. Pozbywał się całego żalu i smutku, używając do tego niebezpiecznych prędkości. Unikał odpowiedzialności za swoje błędy, siadając za śmiercionośne kółko swojego sportowego auta. Zachowywał się jak rozwydrzony dzieciak, który nie chciał mieć problemów, sam będąc jednym. Tylko to umiał robić. Uciekać. Był tchórzem.
{To miasto kocha noc}
Ciszę przedzierał stłumiony ryk silnika, który nawet się nie męczył, by dosięgnąć takich prędkości. Rozpędzenie do stu kilometrów na godzinę zajmowało lekko ponad cztery sekundy. Dwieście to była pestka. Ale czy puste ulice miasta na pewno były odpowiednim miejscem na takie prędkości? Raczej nie, ale jego to zupełnie nie interesowało. Nikt go nie widział, każdy zajmował się sowimi sprawami lub słodko spał, a on mógł ze łzami bezsilności w oczach łamać wszystkie znane mu przepisy drogowe.
{Znowu jadę sam, nie ma nikogo ze mną}
Przytłaczała go cisza nocnego i sennego miasta, które w środku dnia było wręcz nieznośne swoim hałasem. Nie potrafił znaleźć złotego środka. Balansu. Cały czas się chwiał, zabijając siebie oraz tych fałszywych bliskich, którzy tylko czekali aż się potknie. Chodził po linie za dnia, modląc się o swoje życie i uważając na każdym kroku, by nie zostać bestialsko zabitym. Tylko nocami mógł dać upust emocjom, chociaż po tym wszystkim był tylko pustą skorupą. Miotał się.
{Znów nie mogę spać, ale wszystko mi jedno}
Nie potrafił usnąć. Męczyły go obrazy, którymi splugawiony był jego umysł. Wszystko prowadziło go do tamtych wspomnień z nastoletnich lat. Powtarzał sobie, że nie miał wyboru, że zrobił to wszystko, by w końcu się uwolnić od tamtych ludzi i szarych bloków. Ale to zostanie w nim na zawsze, a on już nigdy nie uśnie spokojnie. Dla niego już było zarezerwowane miejsce w piekle. Sam Szatan na niego czekał, by wydrzeć z niego duszę. Ale była ona zbyt zgniła.
{Potwory w głowie}
Za kółkiem czuł się bezpiecznie, mimo tylu możliwych niebezpieczeństw. Narażał swoje życie w miejskiej dżungli, a licznik sportowego auta dumnie wskazywał kolejne setki. Nie zważał na zakrętach. Był już zbyt wprawiony. Palił gumę, a w jego uszach zadzwonił pisk palonych opon. Nie obchodzili go mieszkańcy miasta, nie interesował się potencjalnym spotkaniem z policją, ani nie wywarłoby na nim wrażenia bliskie spotkanie z jakimś drzewem, lampą lub nawet i budynkiem.
{To był żart, bo potwór chowa się pod maską}
Sam już nie wiedział, dlaczego zawsze jechał w tamto jedno miejsce. Doskonale znał skutki skręcenia w tą jedną ulicę. Mimo to dalej lgnął do tamtej części miasta, gdzie demony na zimnych ulicach tańczyły sambę ze stojącymi na rogach prostytutkami lub osadzonymi wszędzie dilerami. To była ciemna część jego ukochanego miasta. Tam się wychowywał.
{To miasto to mój dom}
Zacisnął szczękę, mijając ten jeden szary blok, którego widok nawiedzał go w najciemniejszych koszmarach. Jego noga jeszcze bardziej docisnęła odpowiedni pedał, a dwusetka na liczniku zdawała się być niewystarczająca. Potrzebował więcej. Więcej adrenaliny, smaku zagrożenia, oddechu czyhającej na niego śmierci na karku. Więcej gazu. Nie miał nic do stracenia.
{Ciągle mam kłopotów natłok}
Nie mógł się uwolnić. Chociaż właśnie uciekał, nie mógł uwolnić się od tych siedzących w nim demonów. Był zepsuty, skażony. Jakby zaraził się jakimś wirusem, który powoli wyjadał resztki jego psychiki oraz duszy. Kolejny drift, mijał całe budynki, niczym duch poruszając się po pustych ulicach. Nawet zaczął mieć nadzieję, że się rozbije.
CZYTASZ
wschód||minsung
Fanfic„Dobry wieczór, prawo jazdy i dowód rejestracyjny." Dla nich liczyła się tylko tamta chwila namiętności, sportowe auto niebieskowłosego, kajdanki policyjne oraz brak mandatu za przekroczenie dozwolonej prędkości. „Wypierdalaj, kurwa!" «one shot» !¡h...