Od tygodnia pada deszcz. Bez parasola wyjść nie można, chociaż on też za wiele nie pomaga. Najlepiej wcale nie ruszać się z domu. Ale nie! Megumi obiecał, że przyjdzie, więc, jak to on - obietnicy złamać nie może. Zwłaszcza jeśli chodzi o Gojo - w końcu jest dla niego trochę, jak ojciec, trochę, jak najbliższy przyjaciel. Dlatego chłopak dzielnie idzie w tej ulewie i już po chwili dociera na miejsce cały przemoczony (w końcu parasole nie są cool, więc czemu miałby go użyć).
~
Tamtego dnia też padało.
~
- Hej, Gojo Sensei, a pamiętasz, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy?
- Jak mógłbym zapomnieć? Patrzyłeś wtedy na mnie, jakbym uciekł z psychiatryka.
- Naprawdę byłem przekonany, że uciekłeś z jakiegoś psychiatryka, na dodatek tak dziwnie ruszałeś palcami... I oczywiście miałeś wiecznie zasłonięte oczy. Swoją drogą, kiedy pierwszy raz je zobaczyłem... Nie sądziłem, że ktoś może mieć tak piękne tęczówki.
- O wow, nie wiedziałem, że je lubisz. Wiesz, z tego, co pamiętam zawsze odwracałeś wzrok, kiedy ściągałem opaskę.
- Były tak piękne, że nie byłem w stanie patrzeć ci w oczy, miałem wrażenie, że jedno spojrzenie i przejrzysz mnie na wylot. Chociaż i bez tego świetnie ci szło, zawsze wiedziałeś, kiedy było coś nie tak.
- Szczerze, w pewnym sensie czułem się zobowiązany, w końcu ja cię w to wszystko wciągnąłem, ja wtedy przyszedłem i...
- Ale jestem ci wdzięczny. Zastąpiłeś mi ojca. I wszystkiego nauczyłeś. Byłeś przy mnie w najważniejszych chwilach. Mój pierwszy shikigami, egzorcyzm, pierwsza przegrana... i nawet, kiedy chciałem się poddać, gdy straciłem wiarę w siebie, nie widziałem już żadnego sensu... Po prostu do mnie przychodziłeś i opowiadałeś te nie śmieszne żarty...
- Pff, akurat. Moje żarty zawsze są śmieszne lol.
- ...a mimo to - one zawsze poprawiały mi humor, nawet jeśli nie okazywałem tego w żaden sposób. Chociaż nasze kłótnie były też całkiem zabawne. Nadal nie rozumiem dlaczego ich głównym powodem było to, co zjemy, ale prawdopodobnie to wina twojego beznadziejnego gustu. I nawet jeśli nie było tego widać - na prawdę to lubiłem. Każda chwila spędzona z tobą była na swój sposób wyjątkowa.
- Ahh, Megumi, jesteś dziś strasznie rozmowny. Szczerze, byłem przekonany, że moja obecność cię drażni. Zawsze byłeś bez wyrazu, a kiedy raz na ruski rok jakimś cudem twoje kąciki się unosiły byłem najszczęśliwszy na świecie, nie masz pojęcia ile to dla mnie znaczyło. Później spotkałeś przyjaciół, którzy tak, jak ja pokochali twój wyjątkowy charakter. Pewnie o tym nie wiesz, ale często po kilku kieliszkach Kento musiał wysłuchiwać, jak wylewam całą swoją dumę i miłość do ciebie. Jednak on zawsze słuchał do końca, kilka razy zdarzyło mu się uśmiechnąć słysząc jedną czy drugą historię. Do tego zawsze podsumowywał mój wywód słowami "gdyby nie ty, Fushiguro byłby kimś innym, to ty go ukształtowałeś, stworzyłeś"... Po tym oczywiście wykorzystywałem cały jego zapas chusteczek, ale to było właśnie to, co chciałbym usłyszeć... - w tym momencie zaszkliły mu się oczy.
- Oczywiście nigdy ci tego nie powiedziałem, ale to dzięki tobie jestem w tym miejscu, dzięki tobie jestem tym, kim jestem i chyba za to najbardziej chcę ci podziękować. Zawsze wiedziałeś co powiedzieć...
-... i co kupić. Momentami nie wyrabiałem z kupowaniem tabletek na twój ból głowy.
- A pamiętasz, jak - zaczęli jednocześnie.
- To już telepatia. - każdy mógł usłyszeć w tej chwili jego piękny, szczery śmiech. - No dalej, mów.
- Pamiętasz, jak siłą wyciągałeś mnie na zwiedzania tych dziwnych miejsc? Teoretycznie nigdy za tym nie przepadałem, ale z drugiej strony cieszyłem się, że spędzimy razem czas, nawet jeśli będzie to polegać na szukaniu klątw czy innych starych palców. Masz świadomość, jak bardzo cię podziwiałem? Chciałem być taki, jak ty, jednak nigdy nie potrafiłem, nie byłem w stanie się otworzyć, dlatego też byłem strasznie zazdrosny, gdy chwaliłeś innych, bo zrobili coś, czego ja bym nie potrafił.
- Ale o czym ty mówisz?! Jesteś moim najzdolniejszym uczniem i nikt nie byłby w stanie cię zastąpić! Ile razy można ci powtarzać, że jesteś wyjątkowy.
- Zawsze też uwielbiałem te nasze treningi. Mimo, że byłem słabszy ty czyniłeś mnie coraz to silniejszym, kto wie, może kiedyś będę na twoim poziomie. Albo, kiedy zachwycałeś się moim pierwszym shikigami, później było ich jeszcze więcej.
- A ja z każdym kolejnym byłem niesamowicie dumny z ciebie.
- Wiesz... nadal potrafię zagrać na skrzypcach "Twinkle, twinkle little star", którego mnie wtedy nauczyłeś.
- Czegoś porządnego musiałem cię w końcu nauczyć. Do czego tak w ogóle zmierzasz?
- Chcę po prostu powiedzieć, że jestem z tobą tak związany, że nie wyobrażam sobie co będzie, jeśli cię zabraknie.
- Ale Megumi, przecież–
Ogromna błyskawica przecięła całe niebo. Następnie można było usłyszeć grzot. Grzmot tak silny i głośny, że obudził by nawet kogoś z naprawdę mocnym snem.
A wraz z tym uderzeniem, z tą błyskawicą Megumi zrozumiał coś, czego przez cały ten czas nie przyjmował do wiadomości. To nie mogło dziać się naprawdę. W chłopaku wezbrała złość, a po policzkach zaczęły spływać łzy.
- Dlaczego...
- Przepraszam. Nie dałem rady...
- Dlaczego mi to zrobiłeś? Zawsze mówiłeś że jesteś najsilniejszy, wtedy też powinieneś!
- Tamtego dnia... Ja po prostu nie mogłem, nie byłem w stanie. Był zbyt silny.
- Dlaczego go nie zabiłeś?! Mogłeś to zrobić! Nie...Nienawidzę cię, rozumiesz?! Powinieneś tu być, obiecałeś, że już na zawsze będziesz obok, że nas nie opuścisz. Nie opuścisz mnie.
- Spokojnie, proszę, tak musiało być, inaczej by was dorwał.
- To niczego nie tłumaczy! Chciałeś się zabawić w pierdolonego bohatera?! Najwyżej trochę bym pocierpiał, ale ty nie powinieneś tak skończyć. Przegrana nawet do ciebie nie pasuje. Jak mogłeś mi to zrobić...
- Jednak nie jestem taki najlepszy, za jakiego mnie uważałeś.
Chłopak powoli osunął się i padł przed ogromnym pomnikiem z mnóstwem kwiatów. Sprawiał wrażenie, jakby miał zaraz rozwalić płytę i wszystko wokół. Tylko po to żeby choć przez chwilę móc jeszcze raz zobaczyć swojego nauczyciela. Przyjaciela.
Fushiguro po dłuższym czasie wstał i ponownie usiadł na ławce.
- W porządku, przecież każdemu może się zdarzyć. - obdarzył go tym rzadkim, lecz najpiękniejszym uśmiechem, mimo tego, że przez łzy.
- Megumi-chan...
- Spokojnie, jutro też przyjdę.
Następnie opuścił miejsce, w którym od dobrych miesięcy przesiadywał codziennie po kilka godzin. Kierował się w stronę głównego wyjścia.
- Teraz ty musisz być najsilniejszy. To nie może być nikt inny.
Przestało padać.
CZYTASZ
A pamiętasz jak... «one shot»
Teen FictionPada. Megumi i Satoru wspominają czasy kiedy dopiero co się poznali, ich wspólne przygody, kłótnie, treningi, zabawy... I nagle wszystko sobie uświadamia. Właśnie teraz to zrozumiał.