,,Grupa wstępnie egzaminacyjna numer 6'' - dotarło do uszu Jane. Mocno zamknęła oczy i ukryła ich morski błękit. Wiedziała, że to jej kolej. Cicho zaklnęła pod nosem i odetchnęła spokojnie.
-Jane, przecież wiesz że jesteś świetna w tym co robisz - odezwał się chłopak siedzący tuż obok niej.
Poklepał ją po ramieniu na pocieszenie.
-Ale nie doskonała. A tu tylko tacy się dostają. W ogóle po co ja tu jestem Peter powiedz mi - urwała.
Stali w rogu damskiej łazienki znajdującej się tuż obok ogromnej sali egzaminacyjnej z wielkimi dębowymi starymi drzwiami.
-Rusz sie bo zamkną ci szansę przed nosem. Jeśli cie nie przyjmą to są idiotami. Pamiętaj - przytulił ją dociskając lekko jej czoło do dość kościstego barku. Lecz Jane to nie przeszkadzało.
-Peter, wiesz dobrze jaki mamy układ z rodzicami - nabrała poprzerywanego powietrza w płuca. - akademik tu, albo do widzenia Nowy Jorku.
-Dlatego idź. Jedyna szansa na uratowanie ... nas - pocałował ją w czoło i odsunął się pokazując jasno, żeby szła.
Kiwnęła głową, że zrozumiała i że obiecuje zrobić wszystko by została tu. Złapała torbę leżącą na turkusowych kafelkach łazienkowej podłogi. ,,Bądź sobą'' - przypomniała sobie słowa matki nim wyszła z domu.
Wybiegła prosto na korytarz i w ostatniej chwili złapała zamykające się już drzwi do sali. Przekroczyła próg i trzasnęła ciężkimi wrotami. Kiwnęła na powitanie profesora - starszego pana - stojącego na wprost Jane. Stanęła na swoim stanowisku, czując wszystkie spojrzenia obecnych tam ludzi na sobie. Schowała się głębiej za podobrazie stojące na sztaludze przed nią. Rozchyliła torebkę i stanęła na baczność.
-Widzę, że nie każdemu zależy na zajęciu stanowiska w tej sali - nachylił się nad uchem spóźnionej dziewczyny - na stałe - krzyknął prawie plując na nią swoją gęstą śliną od wielogodzinnego niepicia.
Jane zacisnęła zęby i skrzywiła się czując jego wściekłość na sobie. Przy ostatniej grupie każdy może być zdenerwowany. Odetchnęła ze spokojem i wyprostowała się jeszcze bardziej wysuwając swój niewielki biust przed siebie.
Mężczyzna krążył po sali, przeciskając się pomiędzy młodzieżą a sztalugami.
-Znacie technikę tuszu lanowanego - zatrzymał się stojąc w bezruchu. - jasne że znacie, inaczej by was tu nie było - zaśmiał się pod nosem przechadzając się dalej. - To jazda! Pracujecie równo, jak bydło. Tu nim jesteście. Musicie działać w tym samym czasie! Jazda, krowy! - wszyscy spojrzeli się po sobie przerażeni, jakby szli na skazanie.
Profesor Jefferd wychował się na farmie i wiele zachowań i wypowiedzi wywodzi się z rodzinnej głębi jego serca, choć niekoniecznie brzmią one na ... rodzinnie. Mężczyzna miał około sześćdziesięciu lat, był bardzo chudym kawalerem, a jego włosy już lekko zaatakował siwy kolor. Chodził w dziwnych brązowych lub oliwkowych ubraniach i rzadko kiedy się uśmiechał. Nie cieszył się szczególnym uwielbieniem, wręcz przeciwnie ...
Siedział skupiony na swoich pomarszczonych i zniszczonych dłoniach spoglądając co jakiś czas na zegar wiszący na ścianie, na której widać było niestaranność stawiania murów szkoły. Wystrój klasy nie był szczególnie ładny. Wszystko było stare i często nawet nie zabezpieczone przed korozją i ogólnego niszczenia się wszelkich materiałów. Wtem podniósł się na wołanie kukułki bujającej się poza zegar. Minęła godzina.
CZYTASZ
My przeciwko światu.
Mystery / Thriller,,Szczęśliwym nie jest ten, kto ma wszystko. Szczęśliwym jest ten kto potrafi docenić to co ma.'' Jak wiele można oddać, by zdobyć to czego się pragnie? Jak wiele trzeba stracić, by docenić to co się ma? Historia pięciorga nastolatków, którzy pog...