-Pastorze..-Usłyszałem głos starszego mężczyzny za drzwiami.-Mam pytanie..-
Westchnąłem z przemęczenia i odłożyłem plik pieniędzy które zebrałem podczas mszy na tacy. Dobre sumy jestem w stanie zgarnąć na jednej. Czasami wpada ponad dwadzieścia tysięcy przy dobrych wiatrach. Niestety większość ludzi woli wydawać pieniądze na narkotyki niż na bożą miłość i wiarę. Zapomniałem przeliczyć ich tydzień temu i zostały tutaj..
Ja wydaję pieniądze na bardzo ważne rzeczy. Zakon, samochód, zdrapki. Same wydatki przez ten kościół. Nie mam środków na własne zachcianki. Już ledwo Dia daje sobie radę z tym. Ten człowiek posiada szkołę lotniczą i dalej brakuje. Trzeba było nie kupować samochodu dla każdego kogo zna pięć minut.
-Już idę Lucjanku.-Powiedziałem na tyle głośno żeby starzec usłyszał mnie na dworze.
Otworzyłem drzwi i spojrzałem na lekko zgarbionego mężczyznę pracującego w zakonie od dłuższego czasu. Całkiem dobrze się sprawdza w różnych sprawach kiedy czegoś potrzeba.
-Co się stało?-Spytałem poprawiając kołnierz.-Coś ważnego?-
-Nie jest to ważne ale nie miałem kiedy spytać wcześniej.-Powiedział spuszczając wzrok.-Czy byłaby szansa żebym jutro wziął wolne?-
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i chwilę szukałem numeru do odpowiedniej osoby.
-Od roboty? Słuchaj staw się jutro rano w zakonie za Lucjana.-Wymusiłem uśmiech wiedząc ze staruszek cały czas na mnie patrzy.-Tak.. Postaram się dać ci podwyżkę.-
Rozłączyłem się i zmarszczyłem brwi dalej mając w pamięci to że będę musiał zapłacić młodemu za to że zamiast od południa do wieczora przyjdzie od rana do południa. Nie rozumiem go. Co to za różnica. Tyle samo godzin i jeszcze chce pieniędzy. Powinien się cieszyć że będzie miał czas na normalny sen w nocy. Zwłaszcza że zakon zamykamy dość późno.
Ale skoro zmienia plany dla mnie i dla Lucjana to rzucę mu jakiegoś grosza do kieszeni. Coś za coś.
-Jutro Blush Key przyjdzie za Ciebie na rano także cały dzień masz wolny.-Odparłem wyraźnie zmęczony i zamknąłem mu przed twarzą drzwi.
Mam na dziś dość wszelkich konsultacji i odwiedzin. Chcę po prostu wrócić do domu i mieć z głowy to wszystko.. Nie jestem zmęczony fizycznie. Powoli siada mi psychika przez ukrywanie się wszędzie gdzie się da. To zbyt niebezpieczne nawet jak na człowieka takiego jak ja.
Powoli brakuje mi siły na podtrzymywanie każdego z osobna bo ktoś czegoś nie zrozumiał i potem ja muszę się tłumaczyć policji dlaczego wyszło tak a nie inaczej. Strach który czuję w momencie kiedy pies przychodzi tu tak o po prostu przyprawia mnie o dreszcze i zimny pot.
Kiedy ja się nauczę zabierać odpowiednich ludzi na jakiekolwiek akcje.. Trudno mi jest znaleźć kogokolwiek. Wszystko uchodzi nam na sucho tylko ze względu na to że ja to ogarniam. Jestem tarczą obronną ale mnie cierpliwość też gdzieś się kończy.
Nie mam nic już tu do roboty. Wziąłem z mojego stoliczka plik pieniędzy i schowałem je w kieszeń od spodni. Potem je przeliczę. Zrobiłbym to teraz ale Lucjan mi przeszkodził i się zgubiłem. Zawsze coś. Bo przecież Erwin wie wszystko i załatwi wszystko..
Zabrałem z wieszaka moją skórzaną marynarkę i wyszedłem z małego domku obok głównego kościoła. Zamykając drzwi na klucz usłyszałem klakson. Odwróciłem się lekko wystraszony i zobaczyłem mężczyznę wychylającego się zza okna samochodu.
-Witaj San. Nie miałeś już jechać?-Spytałem go wsiadając do jego auta.-Ja bym sam pojechał.-
-Pomyślałem że pastorowi przyda się mała podwózka.-Uśmiechnął się pod nosem i włączył radio.-Dziś było wyjątkowo ciężko na zakonie.-
CZYTASZ
𝐒𝐩𝐨𝐰𝐢𝐞𝐝ź [𝐌𝐨𝐧𝐭𝐚𝐧𝐡𝐚 𝐱 𝐄𝐫𝐰𝐢𝐧] 𝐎𝐍𝐄𝐒𝐇𝐎𝐓
Fanfiction-Pastorze..-Usłyszałem głos starszego mężczyzny za drzwiami.-Mam pytanie..- 25 letni Erwin Knuckles jest bardzo znanym pastorem w Los Santos. Jednak jego drugie oblicze jest prawie nikomu nieznane. Pod bożą płachtą kryje się sekret którego wyjawieni...