W sali Wizengamotu panował nieprzyjemny chłód. Może sprowadzili go tutaj dementorzy unoszący się pod sufitem, a może, po prostu udzielał się od zlodowaciałych serc czarodziejów, zasiadających za sędzią.
Nowy Minister Magii i jego najbliższa rada wrócili na salę. Przyszedł czas na wyrok. Gdyby nie nagła śmierć Shacklebolta, państwo Malfoy już dawno byliby wolni...
Dracon jeszcze mocniej zacisnął palce wokół drobnej dłoni Granger.
- Będzie dobrze - obiecała szeptem, zmuszając się do uśmiechu. Po niespodziewanej śmierci Kingsleya wydalono ją z ministerstwa. Nowy Minister - Adam Davies, zrujnował wszystko, co przez ostatnie dwa lata osiągnął Shacklebolt. Zrujnował wizje nowego, lepszego świata i przyszłości młodych czarodziejów. Jakby tego było mało, z powrotem zaciągnął przed sąd Malfoy'ów, którzy jako jedyni śmierciożercy, nie zostali skazani po bitwie o Hogwart.
Blondyn denerwował się coraz bardziej. Czuła to. W końcu od decyzji tego tumana, będzie zależeć los jego rodziców. Rodziców, którzy w końcu ułożyli sobie życie i zaakceptowali ją, jako jego narzeczoną. Pani Narcyza, do której Granger wciąż nie potrafiła powiedzieć mamo, wygrzebała już ze strychu swoją starą ślubną suknie, a Lucjusz, chociaż na początku ich związku, gotowy był wypierać się własnego syna, jeszcze tydzień temu, prosił ją o radę w sprawie prezentu dla Narcyzy, z okazji okrągłej, dwudziestej rocznicy ślubu.
- Decyzja została podjęta - zaczął Davies, grobowym tonem. - Za aktywne wspieranie Toma Riddle'a i popieranie jego ideologi. Za działania przeciw mugolom i mugolakom, mające na celu zniszczyć czarodziejsko - mugolską równowagę, Lucjusz Malfoy i Narcyza Malfoy z domu Black zostają skazani na śmierć przez pocałunek dementora.
- NIE! - Dracon zerwał się z krzesła.
- Draco! - Nim zdążył wyciągnąć różdżkę, Hermiona mocno złapała go za rękę.
- Proszę o spokój! - warknął Davies. - Koniec rozprawy.
***
Chociaż publiczne egzekucje zostały zakazane w Wielkiej Brytanii już dawno temu, Adam Davies jak zwykle musiał dać upust swojej mani wielkości i stanąć w świetle reflektorów. Nie dość, że na końcu Pokątnej niespełna miesiąc temu powstał wielki plac, z jego własnym pomnikiem, teraz, schodzący się na nim czarodzieje oczekiwali wielkiego widowiska, chyba zapominając, że za chwilę dwójka ludzi przeznaczonych tylko i wyłącznie dla siebie, zostanie brutalnie rozdzielona na wieki.
Po policzkach Narcyzy ciekły łzy, jednak Lucjusz już ich nie ocierał. On też płakał. Płakał, przytulając do siebie żonę, bo dotarło do niego, że to koniec. Rano, chociaż w zimnej celi, zjedli razem ostatnie śniadanie. W zeszłym tygodniu, tuż przed aresztowaniem, ostatni raz widzieli ukochany dom i głaskali wielkie, dostojne pawie. Ostatni raz sączyli wino z Draconem i Hermioną. To wydawało się takie oczywiste, ale blondyn nie był w stanie pojąć, że to już naprawdę był ten ostatni raz. Nie będzie następnego.
- L-lu... - Spojrzała mu w oczy. Po celi rozniósł się jego przeraźliwy krzyk. Widzi je już ostatni raz. Ostatni raz spogląda w wielkie, niebieskie oczy, w których zawsze znajdował spokój. Teraz go tam nie było. Ani krzty.
- T-tak, N-narcyziu? - Podniósł drżącą dłoń i pogładził ją po policzku. Przytuliła twarz do jego dłoni i zaniosła się kolejną falą płaczu. Ona też nie mogła pojąć, że to był już ten ostatni raz. Że już nigdy nie przytuli swojego małego Dracona, ani nie obejrzy z Hermioną kolejnego albumu ze zdjęciami. To był koniec. - Ja... ja nie chcę... umierać... - Słowo ugrzęzło w jej gardle, drapiąc niczym ość.