Maria
Stałam na środku pokoju owinięta szczelnie ręcznikiem starając się nie czuć palących wzroków trzech facetów, którzy się na mnie gapili. Kurczowo trzymałam się materiału, bo już wiedziałam, co za chwilę nastąpi. Marzyłam o tym, żeby dopadła mnie Analgezja w parze z Amnezją. To pierwsze, żeby nie czuć bólu, a drugie, żeby nie pamiętać.
W mojej głowie rozbudowała się cała historia tego, co się wydarzy. Moje skrępowane ciało. Oni na mnie, we mnie. Spoceni, śmierdzący, ocierający się, bezczeszczący. Dzielący się mną z wycieczką czekającą w pobliskim burdelu. Obleśni faceci z porąbaną psychiką.
Przysięgłam sobie jedno, że jak tylko któryś wetknie mi do ust swojego śmierdzącego kutasa, to odgryzę mu fiuta, a potem zarzygam go gyrosem.
A może od razu byś się porzygała, nim cię dotkną? Może to ich zniechęci?
Tak, i może zacznę puszczać śmierdzące bąki? Bez jaj!!!! Byłam za bardzo przerażona, żeby wykonać to combo.
Bałam się, jak nigdy i właśnie teraz uświadomiłam sobie, że chata Kastnera była moją ostoją, w której miałam się czuć bezpieczna. On sam był moim strażnikiem, a ja powinnam była przy nim trwać i słuchać każdego jego słowa. Powinnam uczepić się tej jego szyi i nie pozwolić mu zostawić mnie samej nawet na chwilę.....bo byłam niepoczytalna. Od doby popełniałam same błędy i panicznie potrzebowałam kogoś, kto przejmie kontrolę nad moimi decyzjami. Taki Kastner idealnie by się do tego nadawał. Narwaniec jeden. Mój narwaniec, który działał na mnie wybuchowo, elektryzująco, ale zarazem kojąco.
Ta moja głupia, młodzieńcza naiwność po cichu liczyła, że zaraz wpadnie tutaj przez okno...no może lepiej przez drzwi i odstrzeli każdego jednego z tych trzech facetów. Zabierze mnie do siebie i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Chyba wspominałam już coś o niepoczytalności, nie? Ale to może bardziej hormony, a nie ześwirowanie. Prawie pełnoletnie kobiece hormony, które tworzyły fantazje w mojej głowie.
Fakt był taki, że trzeba było zejść na ziemię, bo byłam w sytuacji bez wyjścia. Ugrzęzłam w samym środku bagna. Zapadłam się w ruchomych piaskach.
- Ubieraj się. - powiedział jeden i rzucił we mnie ubraniami.
Ale, że ubrać, a nie rozebrać?!
Może to była jakaś banda eunuchów. Powoli zaczynałam wątpić w swoją atrakcyjność. A tak naprawdę, byłam w niebo wzięta, bo to znaczyło, że nikt, przynajmniej na razie, nie przestrzeli mojego tyłka.
Podniosłam ciuchy i zaczęłam wycofywać się do łazienki.
- Tutaj! - dodał.
Szlag! Jednak wszystko mieli na swoim miejscu.
Musiałam włączyć tryb świra i wyobrazić sobie, że byłam sama w pokoju pełnym ludzi. Spojrzałam na ciuchy. Para szortów, koszulka i gacie. A biustonosz?!? Miałam dosyć chodzenia, jak jakaś hipiska. Po za tym planowałam jeszcze dzisiaj biegać, więc mogliby mi pozwolić założyć moją zbroję. Po ich minach wywnioskowałam, że lepiej się nie odzywać.
Raz, dwa, trzy...start!
Najpierw nasunęłam majtki na tyłek, następnie spodenki i już moja cipulinda była chroniona! Koszulką zakryłam ręcznik i kiedy miałam pewność, że wszystko było na swoim miejscu, to pociągnęłam materiał mojej tymczasowej sukienki. Voilà! Byłam gotowa, bez zbędnej ekspozycji mojego ciała. Prawie czekałam na oklaski....Te nigdy nie nadeszły.
- Buty! - dobrze, że mi przypomniał, bo zapomniałam o ich istnieniu.
Boże!!! Zupełnie inny komfort chodzenia.
- Idziemy. - ten, który wcześniej rzucił we mnie ciuchami, przemówił. To chyba był dowodzący bandy tych idiotów.
Grzecznie ruszyłam za nim, a cała reszta za nami. Liczyłam na cud.
Liczyłam, że może Eryk się pojawi, ale on chyba wychodził, kiedy go staranowałam. Havel i spółka bankowo przerzucali teraz siano, a Eva udawała przytomną w swojej knajpie. Potrzebowałam Kastnera!!!! Gdzie on był do cholery?! Nie wierzyłam, że tak szybko się poddał i mi odpuścił. Byliśmy Partners in Crime. Związani traumatycznym przeżyciem. Nasze wspomnienia już na zawsze będą wspólne. On nie mógł tak po prostu teraz mnie zostawić! Zatłukę gnoja, jeżeli wyjdę z tego cało!
Wyszliśmy na ulicę, a ja miałam milion pomysłów. Zacząć krzyczeć, zacząć biec. I nawet już nabierałam powietrza i startowałam, kiedy na ramieniu poczułam rękę, a zaraz pojawiła się twarz jednego z nich.
- Wybierasz się gdzieś? - odchylił lnianą marynarkę, żeby pokazać mi przedłużenie swojego penisa, czyli pistolet wciśnięty w jego osobiste chomąto.
Odpuściłam, z dziurą w kręgosłupie, czy nerce za daleko bym nie zabiegła.
Panowie bardzo grzecznie zaprosili mnie na tył czarnego, lśniącego Volkswagena T6. Mój ojciec miał takiego samego, więc wiedziałam czego się spodziewać. Z tyłu usiadł ze mną jeden z tych mniej rozgadanych. Założył mi na oczy opaskę i skrępował kończyny. Nim mnie oślepił, wiedziałam już, że byłam zdana tylko na siebie, bo szyby były obklejone ciemną folią, a ja stałam się niewidzialna.
Właśnie przestałam istnieć.

CZYTASZ
Miss Frank na saksach
RomanceMaria Frank zostaje wysłana przez ojca i znienawidzoną macochę do sezonowej pracy w Niemczech. Tam zderza się z obowiązkami, które nigdy nie były w zasięgu jej powinności. Wyszczekana królewna praktycznie większość życia spała na ziarnku grochu. Mar...