ten chłopak, którego wszyscy kochają

81 21 65
                                    

Odkąd pamiętała, Dorota chciała być jak matka: słodka, pełna uroku, życzliwa dla każdego i przepędzająca śmiechem każdą niepogodę. NIkt nie wpływał na ojca tak jak ona, nikt nie był takim wzorem dla Franka, nikogo tak nie kochali studenci!! A jeśli chodzi o miłość to tak, Dorota bardzo jej pragnęła. A skoro matce się udało, to był dobry sposób. Albo tak jej się wydawało.

Wątpiła w to nieco gdy patrzyła na Marka Antoniego Wilka. Na chłopca, którego kochali wszyscy w Żółtym Liceum, razem z siostrą Marianną i nauczycielami, u których zdawał chyba tylko za ładne oczy. Ale jak tu nie kochać tych oczu! Dorota nie potrafiła sobie wyobrazić że ktoś mógłby nie westchnąć na widok tych błękitnych oczu. Bo jak kiedyś Wiola była porównywana do Afrodyty, tak teraz Marek był kimś na kształt boga dla nowego pokolenia Żółtego Liceum.

Pomyślała o tym, gdy ten "bóg" nieważnie trącił ją w ramię, biegnąc na lekcję. Maturzysta o jasnych włosach posłał jej przepraszający uśmiech i wbiegł na matematykę, a ona westchnęła. Ach, Marek. Nawet to spóźnienie będzie mu wybaczone, wystarczy że się uśmiechnie, że popatrzy tymi oczyma, tak podobnymi do tych, za których spojrzenia gotów był umrzeć Tymek Piasek czy Piotrek Wilk.

– Młody Wilk jest kimś na miarę twojego ojca w tamtych czasach co nie? – zapytała jej przyjaciółka, na co Franek, który na matmę wcale sie nie spieszył tylko się zaśmiał.

– Nikt nie jest tak czadowy jak ojciec – odpowiedział Irysowski i poklepał siostrę po ramieniu. – Jemu zakochanie się nie zajęło tak długo jak temu debilowi.

– NIe mów tak!! – pisnęła DOrotka. – Może po prostu... nie we mnie... ma się zakochać – dokończyła ze smutkiem.

– W tobie albo nie wierzę w miłość! – krzyknął jeszcze Franciszek, zanim pan od matmy wychylił się z sali szukając go wzrokiem.

Zrezygnowana Dorota poszła w stronę Leśnej, by przeczekać tam swoje okienko między lekcjami. To były ostatnie dni z klasą maturalną i nie mogła wyobrazić sobie że w przyszlym roku zabraknie tu Franka. I Marka. Franciszek i tak mial wracac co weekend do domu ze studiów ale Marek? Bała się, że straci go z oczu na zawsze! Że nigdy nie spotka chłopaka, którego wszyscy kochają i którego ona kochała do szaleństwa jak dzieciak.

I ten właśnie chłopak popatrzył na nią zza szyby sali od matematyki, tej samej sali, gdzie kiedyś Józef Irysowski pytał Faustyny Świt, czy pragnęłaby być panią jego dni. Uśmiechnął się i pstryknął długopisem, a Franek spojrzał na niego w przelocie od rysowania czegoś na marginesie.

– Twoja siostra jest... całkiem ładna – szepnął Wilk a czarnowłosy przewrócił oczyma, jakby to była żadna nowość.

– No ba, na obozie każdy harcerz za nią wzdychał.

– I.... co? – zaniepokoił się  blondyn.

– Jak to "co"? No żadnego nie chciała, bo kocha się w jakimś skończonym palancie. – Mówiąc to Franciszek uśmiechnął się lekko [to zdanie podsunęła mi Werka i z tego, co wiem będzie ono w Rzece, ale nie znam kontekstu] – Jeśli się nie ogarnie to nasza harcereczka szybko znajdzie sobie kogoś o niebo lepszego.

– NO czy o niebo to bym nie powiedział – odparł dumnie syn Wioli i podniósł rękę. Matematyk posłał mu zrezygnowane spojrzenie i skinął głową na drzwi, pozwalając mu wyjść.

Gdy drzwi się zamknęły, Marek naciągnął na siebie szkolną bluzę i omijając gabinet siostry Marianny wyszedł ze szkoły kierując się do drzew przy Leśnej, gdzie na ławce Dorota powtarzała zagadnienia z biologii. Nim go zauważyła usiadł obok niej i ściągnął troczki, kopiąc jakiś kamyk.

– Cześć, Irysowska! – Zmrużył oczy od słońca a ona drgnęła. Długopis upadł jej na żółtą spódnicę. – Biolka? Miałem pisać na maturze.

– Ty? Przecież ledwo zdałeś! – zdziwiła się szczerze. – Poza tym czy wy nie macie teraz matmy?

– Przynajmniej CKE miałoby ubaw, co nie? – Wbił ręce w kieszenie. – Wszyscy zapomną o matmie po maju, wierz mi. Szczególnie nasza klasa, przypominam: humanistyczna – wymówił to dokładnie. – Ej, słuchaj, bo tak sobie myślałem... – zmieszał się. – Nie chciałabyś iść ze mną na Anielską po maturach?

– J-ja? – Dorota uniosła z niedowierzaniem brew. Marek Antoni Wilk zapraszał ją na spacer! M-a-r-e-k! Powstrzymała się od piśnięcia. – P-przecież...

– Ty, a kto inny!! – odpowiedział jakby to było oczywiste. – Muszę mieć pozwolenie szanownego ojca? – Puścił jej oczko.

– Wiesz, znając go, to wypadałoby – zaśmiała się. – A-ale jeśli chcesz... to d-dobrze – kiwnęła głową.

– Bardzo chcę – szepnął z uśmiechem i iskierką w oczach, których spojrzenia szukała. A potem ucałował ją w policzek i pobiegł na lekcję, ten głupiutki chłopak, którego wszyscy kochali.



JEJU TAK CHCIAŁAM COŚ ZNÓW O NICH NAPISAĆ I MOŻE ZROBIĘ Z TEGO SHORT STORY BO AAAA MAREK I DOROTA TO TAKI SZIP ŻE JA NIE MOGĘ
no i Franciszek Irysowski to fucking iconic person, nie wmówicie mi że nie, Franek będzie największym sziperem Marotki

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 10, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

ten chłopak, którego wszyscy kochają [ff TS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz