Opowieść #4

1 0 0
                                    


W Wielkiej Sali jak zwykle panował tłok, uczniowie rozmawiali podniesionymi głosami, nauczyciele wymieniali się cicho uwagami dotyczącymi co poniektórych studentów, dobiegał końca wspaniały dzień. Większość zgromadzonych osób była już po kolacji, którą zafundowały szkolne skrzaty, a która okazała się torturami dla żołądka

Ten dzień dostarczył uczniom wielu okazji do ćwiczeń fizycznych, najpierw wspinaczka po Wieży Astronomicznej, później spacer na boisko. Nawet podczas kolacji musieli gimnastykować swoje ciało i wolę byle nie zwrócić jedzenia zaraz po pierwszym kęsie. Nagle ktoś zaczął krzyczeć

Wszyscy uczniowie spanikowani zaczęli rozglądać się dookoła siebie. Nie było wiadomo do końca, skąd dochodził ten przeraźliwy pisk. Puchoni zaczęli zbierać się bliżej siebie, kilku Gryfonów od razu zgłosiło się na ochotników w razie gdyby ktoś potrzebował pomocy, Krukoni starali się uspokoić bardziej przerażone osoby, a Ślizgoni tylko się śmiali. Wtedy odezwał się dyrektor Cane.

Najmocniej was przepraszam! To moja wina. Nie macie się czego bać, wszystko jest już pod kontrolą. To wina dyrektor Winslow, pokazała mi ona nowe zaklęcie, które opanowałem aż za dobrze

Uczniowie słuchali tych wyjaśnień z niedowierzaniem, a potem zerknęli w stronę stołu nauczycielskiego i westchnęli zrezygnowani. Ten dzień był pełen wrażeń, więc pewnie i tak musiał się skończyć. Jakby nie było, w Salem zawsze coś się dzieje.  

Opowieści spod Muchomora [6 ROK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz