rozdział drugi

12 1 0
                                    

Dzień minął dosyć szybko. Za szybko, a z dziesiątej rano zrobiła się piąta po popołudniu.

W tym domu tak naprawdę nigdy nie było cicho. Czy to Alfie, czy zwykłe krzyki Grace na bliźniaków lub męża, czy to  odgłosy talerzy i garnków — zawsze w tym domu coś się działo.

Po tym gdy gdzieś po dwunastej postanowiłam zaproponować kobiecie pomoc, której i tak nie przyjęła, każąc mi się rozpakować i ewentualnie później pomóc przy rozkładaniu zastawy na stół.  Czułam się przytłoczona wakacyjną rzeczywistością. Niby nie wiele się zmieniło, jednak ja odczuwałam tą zmianę. Inne zapachy, inne sytuacje, inne można by rzec, życie. Zamieszkanie tyle mil od domu, w którym żyłam od urodzenia, w którym panowała cisza i spokój, a jedyne co mi ją przerywało to moja przyjaciółka, która nigdy nie należała do cichych. Sądzę, że odnalazła by się w tym środowisku, bo to były całkowicie jej klimaty. Ja czułam się tutaj dziwnie. I nieswojo, mimo że byłam wśród swoich.

Chwilę po piątej zeszłam na dół, żeby jeszcze przed przybyciem gości pomóc w nakryciu stołu. Ubrałam się już w czarny top, rozkloszowaną spódniczkę do połowy uda oraz trampki za kostkę. Wyglądałam w miarę dobrze.

W jadalni na stole był już rozłożony obrus, a Davon pomału zaczynał nakrywać do stołu.

— Pomóc? — chłopak przytaknął, mówiąc co mam zrobić. I razem z jego wskazówkami, narzekaniem Grace i Arta, w końcu skończyliśmy zadanie.

Ruszyłam do kuchni, żeby napić się jeszcze wody, która była wręcz zbawienna, kiedy z korytarza zaczął dochodzić głośny głos wujka Jacoba. Mężczyzna był właśnie znany z donośności swojego głosu.. Z tego i mów, które udzielał pracownikom, facet naprawdę dawał dobre pogadanki. Dlatego też był korzystnie ustawiony w college'u, a przez swój kiedyś młodzieńczy wygląd ganiały za nim naiwniaczki, można powiedzieć, do momentu. Do chwili, aż jedna z nich zamknęła go w swoich sidłach, a kilka lat po tym pojawiła się Vivien, ich najstarsza córka, a po kolejnych pięciu latach jeszcze James, ich młodszy syn. Z przyjaciół mojego ojca byli jedynymi, których związek się nie rozpadł pomimo trudnych charakterów i częstych kłótni.

Dlatego również ruszyłam w stronę jadalni, żeby móc się przywitać z osobami, których nie widziałam od dobrych pięciu lat. Vivien była młodsza ode mnie o prawie trzy lata, jednak dogadywałyśmy się ze sobą dosyć dobrze, choć nie można powiedzieć, że byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, a cenne godziny spędzałyśmy na facetime. Byłyśmy znajomymi, nikim więcej.

—  Aria! Chyba z dziesięć lat cię nie widziałem! Jak ten czas szybko leci, niesamowite! —  mężczyzna rozłożył ręce, a ja się w niego wtuliłam. Jak dziwnie to nie zabrzmi, to właśnie on był obecny z piwem w ręku, kiedy przed trzynastoma laty mój ojciec na wakacjach stwierdził, że to czas nauczyć mnie pływać. Był to gość, którego się nie dało nie lubić. Gdyby ktoś miałby nakręcić film o swoim i swoich przyjaciół życiu to właśnie on byłby reżyserem, z którego pamiętnika i wieloletniej dokumentacji można by zrobić naprawdę interesujący dokument alkoholowy.

To był ten gościu, który zawsze pije najwięcej i równie dużo pamięta. Choć sama nie raz rzucałam spekulacje, że uschnięte kwiatki Grace są z nim powiązane.

Mój ojciec wraz z Moorem poszli przed dom, żeby zaczekać na swojego kumpla, a Grace i Margo ruszyły do kuchni na wspólne plotki.

My siedzieliśmy po prostu przy stole.
Obok mnie siedziała Claire, najmłodsza siostra mojego taty, która przyszła tu niedługo po parze z synem, a z drugiej jej strony James i Davon. Art był z drugiej strony stołu z nosem w telefonie, przeglądając memy. Skąd wiedziałam?

love while you can | 2021Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz