nieznajoma z plaży

101 12 4
                                    

28 sierpnia 2006

Codzienną nocą siedzi na ławce. Obserwuje. Obserwuję przeszywającą ciemnością noc, którą tak bardzo kochała. Ten sposób w jakim fale opadały z góry na dół, tworząc przyjemny dla oczu krajobraz. Wiatr, dający wrażenie jakby zaraz miał wyssać jej duszę i wszystkie wspomnienia o ktorych monotonnie myślała.

Jedna, samotna, ławka na której siedziała kobieta, która niegdyś skrzywdziła piękną Kokomi.

nie chce cię już nigdy znać! nie dotykaj mnie! mówię, byś dała mi spokój!

Słowa. Słowa, przeszywające jej umysł na wylot (bynajmniej takie odnosiła wrażenie).

Mimo, że owe zdarzenie miało miejsce równo trzy lata temu. Kiedy to młodziutka kokomi, nie wiedziała jak kochać. Kochała chłopaka. Nie kochała, tak myślała. Który wykorzystał czternastoletnią dziewczynkę, a Sara próbowała wbić jej do głowy, że to ją niszczy. Nie posłuchała. Sara nie wytrzymała tego, odcięła kontakt.

Pół roku później? Jej ówczesny chlopak popełnił samobójstwo, z powodu poczucia winy, Jaką urządził Kokomi.

Sprawiłaś, że kocham ocean tak bardzo jak wieczory. Czasami odnoszę wrażenie, że jesteś syrenką, zagubioną pośród tony fal...  wyciągasz do mnie ręką którą usiłuje złapać! tylko, że nie udaje mi się tego dokonać.

Zegar w rogu jej pokoju wskazywał równo północ, przez myśl przechodziło jej tak wiele pomysłów, ktorych w przyszłości może żałować.

Szybkim krokiem wybiegła z domu nawet nie zamykając porządnie drzwi. Zarzucając zwiewną kurtkę na ramiona. Nie odwracała wzroku nawet na minutę. Plaża jest tak blisko, jeszcze paręnaście metrów, różowowłosa ma tylko sporą nadzieję, że jej była przyjaciółka nie słyszy, liści uginających się pod jej stopami.

Tak samo piękna jak trzy lata temu. Średniej długości granatowe włosy, jasne oczy i ta jasna karnacja. Mimo, że dziewczyny oświetlała tylko jedna latarnia, oddalona o kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt metrów.

-- Sangonomiya Kokomi... -- mruknęła pod nosem wlepiając swe ślepia w byłą przyjaciółkę.

-- Oh.

Ciepło w obu ciałach przybywające jakby z oddali z minuty na minutę było coraz wyższe.  Policzki zabarwione na ciepłe kolory, którymi starały nie zaprzątać sobie głowy. Nadzieja w ich oczach.

Z lekkim wahaniem, kokomi usiadła obok Sary. Zgarniając wpadające do oczu kosmyki włosów.

-- Przepraszam cię.

Granatowowłosa kiwnęła głową, unosząc prawą stronę ust do góry. Nie wiedziała co ma robić, przytulić ją? Pocałować? Teoretycznie obu opcji chciała spróbować, już trzy lata temu.
Obu dziewczynom cisnęło się tak wiele słów na język, jak i łzy w kącikach oczu. Kokomi, jako ta winna końcu ich relacji, nie chciała robić pierwszego ruchu. Pewnie Sara uznałaby, że ta jest nachalna wobej niej, i ma przestać.

Żółtooka swoimi bladymi lodowatymi dłońmi wzięła te  jasnowłosej w swoje. Oczy kokomi skierowane są w obraz ukazujący to, co właśnie się dzieję miedzy nimi. Jej miłością którą szczerze kochała od czasu jej odejścia. Najpiękniejszą kobietą jaką jej oczy były w stanie ujrzeć. Ideałem. Sobą.

Błądziła mozolnie swoimi chudymi palcami, zatapiając się w jej ciele. Nie umie dojrzeć prawdy która stoi otworem przed jej oczami.

czy na to czekałaś trzy lata?

nie, zdecydowanie nie.

Wyraz twarzy towarzyszki, choć mizerny, proszący o wiecej.

Ciało do ciała, Usta do ust.

Czy naprawdę tego chciałaś?

tak, chciałam.

28 sierpnia 2011

Pozostawione kałuże poprzez wodę ubywającą z chmur. Płaszcz Sary położony na krześle w rogu pokoju, co każdego lata zbierający słone krople Kokomi.

Wyjechała, nie pozostawiając po sobie nic, pustkę.

Twarz blada bez żadnych emocji?

czy naprawdę tego chciałaś?

sama nie wiem..

A może znalazła sobie kogoś lepszego, bądź co gorsza nie żyje? Nikt nie wie.

Czy będzie mi dane ujrzeć twoją twarz któregoś lata, nad tą ławką?

nikt nie wie.

przeterminowany jogurt w piekarnikuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz