Rozdział 1
-Nie możecie dać sobie już z tym spokój? Ja przestałam brać w tym udział i żyję.-powiedziała dziewczyna do swojego chłopaka, który tylko spiorunował ją wzrokiem, po czym wrócił do szykowania się.
-Musimy pokazać, że jesteśmy lepsi.
-Już pokazaliśmy. Zabijając połowę ludzi z Dangerous.-chłopak tylko westchnął i nie słuchając już próśb brunetki opuścił dom udając się na swój ważny wyścig.
Dziewczyna po długim namyśle zdecydowała, że tam nie pójdzie. Nie miała już ochoty patrzeć na umierających ludzi z Dangerous oraz Black Angels.
Taki wyścig nie kończył każdy kto go zaczynał. Biorąc w tym udział, musisz mieć świadomość, że możesz już nie dojechać do mety.
Tak właśnie miała raz Renee. I gdyby wtedy James się koło niej nie zatrzymał dziewczyna nie siedziałaby teraz na sofie w własnym domu.
Siedząc w domu miała czas, aby pomyśleć o tym, dlaczego wygranie tego jest tak bardzo ważne dla Maslowa.
Może dlatego, że wtedy jego gang będzie miał tą sławę. Sławę, o której od dawna marzą wszyscy w Dangerous, a w szczególności Lucas, tak zwany przywódca. Chłopak z wrogiego gangu nadal ma nadzieję, że może pokonać Black Angels, jednak grubo się myli. Ma za słabych ludzi.
Nim dziewczyna mogła zagłębić się w swoje myśli, James wrócił.
-I kto wygrał wyścig?-krzyknął na sam początek. W jego głosie można wyczuć dumę oraz radość. A po jego oczach zobaczyć ile narkotyków przed ważnym wydarzeniem sobie wstrzyknął.
-Oczywiście, że Black Angels. Bo jakby inaczej.-pisnęła brunetka uwieszając się szyi swojego chłopaka. Ona jednak też nie jest tą lepszą. Też bierze. Często w takich samych dawkach jak James.
-Opowiadaj.-dziewczyna zaciągnęła go do salonu oczekując odpowiedzi. Była ciekaw, kto znów poległ.
-Straciliśmy Thoma, ale to nic. I tak był słaby, jakby nie zmarł teraz, to ja zastrzeliłbym go później.
Chłopak nie liczył się że słowami. Każdego tak zwanego ,,mięczaka", który był w jego gangu, zabijał.
Czy nie dręczyły go wyrzuty sumienia?
Oczywiście, że nie. Uważał, że każdy taki zasługuje na śmierć, gdyż tylko mógłby osłabić jego bandę prowadząc do wygrania wrogiego gangu.
Ile takich zabójstw miał na koncie?
Trzy, cztery ewentualnie pięć.
Był świadomy, że zabija swoich?
Jak najbardziej. A podczas tego jeszcze się uśmiechał, chamsko żegnając, z tym który zaraz miał znaleść się w piekle.
-Lucas i jego koledzy zapowiedzieli nam zemstę, ale my go tylko wyśmialiśmy. Nie boję się kogoś kto ma grzywkę na pół mordy.-zaśmiał się.
W tym samym czasie jak James śmiał się z Lucas'a, on rozmyślał nad tym jak wreszcie pokonać, niepokonanego.
Chciał uderzyć w jego czuły punkt. Wykluczał z udziału jego dziewczynę, gdyż wolał coś oryginalnego...coś co sprawi, że to on wreszcie będzie miał władzę nad Los Angeles. Że to on będzie uważany za tego złego, nie James.
Na końcu jego rozmyśleń pojawiło się oczywiste pytanie.
Jak to osiągnąć?
Dla niego najważniejsze to upokorzyć Maslow'a. Na oczach wszystkich. Chciał to zrobić na wyścigu, ale jak zwykle mieszkańcy owego miasta zdecydowali, że to on znów będzie zaszczycony mianem upokorzenia.
Ze zdenerwowania pięść Lucas'a spotkała się z biurkiem.
Nie mógł znieść faktu, że od dwóch lat próbuje pokonać James'a i bezskutecznie.
W czasie namyśleń, w najlepszym klubie miasta rozkręcała się jedna z najlepszych imprez. Black Angels świętowali swoje zwycięstwo. Cały klub wypchany był ludźmi z gangu, a nawet tymi którzy do nigo nie należeli. Cała piątka siedziała razem przy jednym stoliku.
Kendall bełkotał coś niezrozumiałego, Logan grzebał w telefonie, a Carlos szeptał coś do ucha swojej dziewczynie, która również należy do gangu.
James spał na ramieniu Renee, gdyż wypił za dużo. Dziewczyna aby nie usnąć dołączyła do Schmidt'a również bełkotając. Tak zawsze kończyły się ich imprezy.
-Alexa chodź tańczyć!-krzyknęła po kilku minutach, biorąc przyjaciółkę na parkiet. Pena spojrzał na nią morderczym wzrokiem, ale zaraz powrócił do rozmowy.
Dziewczyny przetańczyły trzy piosenki, aż w końcu zrezygnowanr wróciły do stolika.
-On żyje?-zapytała Renee wskazując na śpiącego Schmidt'a.
-Em raczej tak.-odpowiedział Logan biorąc kieliszek w swoje ręce.
-Nie martw się. Nic mu nie będzie.-powiedział Maslow machajac ręką na przyjaciela.
Bardzo często zdarzało się, że musieli wynosić z klubu kogoś nieprzytomnego. Tym razem padło na Kendall'a.
Pena oraz Vega zniknęli w tłumie ludzi. Kolejne kieliszki poszły. Każdy z przyjaciół stracił rachubę przy sześciu.
Kendall się obudził i zaczął tańczyć na stole razem z Renee, która również nie żałowała sobie alkoholu.
-Dam sto dolarów jak przeliżesz się z Logan'em.-powiedział Carlos do James'a. Ten uśmiechnął się podając rękę przyjacielowi, na znak, że przyjmuje wyzwanie.
Już chwilę później wargi Maslow'a przylegały do ust Henderson'a. Całkowicie nie przeszkadzało to Renee, którą nadal tańczyła z Kendall'em na stole.
Alexa przyjmowała komplementy od chłopaka z sąsiedniego stolika, a Carlos był zafascynowany tym, że jego przyjaciele całują się tak jakby byli w związku już od dawna.
I tak wyglądało większość imprez tej szóstki przyjaciół.
<*>
-O mój boże.-to były pierwsze słowa, którą wydobyły się z ust James'a zaraz po przebudzeniu.
Nie pamiętał większości zdarzeń. A szczególnie z pamięci wyleciało mu to, jakim cudem znalazł się w domu.
Oblizał wargi przypominając sobie pocałunek z Logan'em.
Po kilku minutach postanowił obudzić dziewczynę od której miał zamiar zaraz zażądać obiadu, gdyż na śniadanie już za późno.
-Spadaj.-brunetka sprzedała chłopakowi plaskacza, wracając do spania.
Maslow zrzucił ją z łóżka, a ona wybuchła niepochamowaną złością.
Zaszalała wczoraj trochę z panem Schmidt'em i miała zamiar przepsać cały dzień.
Zarzuciła szlafrok na swoją piżamę i zeszła do kuchni w celu zrobienia jakiegoś posiłku.
-Mamy zamiar napaść na ten sklep tu za rogiem.-oświadczył James, gdy wyszedł z łazienki. Dziewczyna również poszła się przebrać.
-Znów? Mało mamy pieniędzy?-zapytała nakładając jedzenie na talerz.
-No wieeeesz.-przeciągnął chłopak.
-Mamy dużo, idioto. Jakoś chyba utrzymujemy ten dom. A do małych to on nie należy.
Ich wymianę zdań przerwała Alexa wpadając do domu całą zdyszana.
-O Vega. Zjesz z nami?-Renee próbowała udawać miłą, chodź w rzeczywistości taka nie była.
-Nie. Carlos jest w szpitalu.-powiedziała na jednym wydechu, a jej przyjaciółka zbiła talerz.
-Jedziemy.-zarządził Maslow i wszyscy udali się do samochodu.
Byli bardzo zszokowani. Żaden z ich przyjaciół nie odwiedził nigdy takiego miejsca.
-Twój plan to wyeliminować jego przyjaciół?-zapytał szeptem Michael. Lucas tylko pokiwał głową.
-Bez tej szóstki Black Angels nie istnieje.
-A jutro dorwiemy Henderson'a.-dodał Lucas.
-Pobić czy zabić?-zapytał Michael dla którego to było obojętne.
-Pobić. Zabić to zabijemy tamtą btunetke, którą teraz wsiada do samochodu, bo...-przerwał mu opowiadanie planu, High.
-Bo bez niej James nie istnieje.
-Dokładnie. Dalej pójdzie już jak spłatka.
Lucas popatrzył na Renee z szyderczym uśmiechem, ukrywając się w krzakach przed domem Maslow'a i Mayer.
Tak, to on doprowadził do tego, że Pena jest w szpitalu. A tak dokładnie to Michael, który został o to poproszony przez Lucas'a.
~~~~~~~~~~
Witam na nowym blogu. Tym razem całkiem inną część. Przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Love you, Forever_hungry_girl