#2

56 6 1
                                    

Rozdział 2

-Masz papierosy?-zapytała Renee swojego chłopaka, gdy czekali za lekarzem, który miał powiadomić ich o stanie Carlos'a. Chłopak podał jej ową rzecz, a ona wyszła na zewnątrz.
-Rozumiesz? Teraz albo nigdy!-krzyknął Lucas, który znów chował się w krzakach.
-Dlaczego teraz?
-To jedyna taka okazja! Nie ma nikogo kto by ją obronił i jeszcze stoi do nas tyłem!-krzyczał na przyjaciela, blondyn.
-No już poczekaj.-powiedział High, gdy przyjaciel go ponaglał. Załadował nabój do pistoletu i wycelował w nic nie spodziewającą się brunetkę.
-O Jezu! Renee uważaj.-krzyknął Kendall, który pojawił się pod szpitalem, zawiadomiony o całym zajściu z Peną przez Logan'a.
Rzucił się na dziewczynę i razem opadli na ziemię, a kula trafiła w śmietnik obok.
Dziewczyna zaczęła się trząść.
Schmidt pomógł jej wstać, szybko prowadząc ją do budynku i rozglądając się na boki. Nie miał pojęcia kto chciałby zabić Renee.
Komu znów podskoczył James?
W momencie kiedy weszli, Lucas ze złości zaczął łamać wszystkie gałęzie krzaku.
Miał nie angażować dziewczyny w plan, ale jednak nic innego nie przychodzi mu do głowy. Bo jak inaczej zemścić się na niepokonanym?
-Co jej jest?-zapytał James, gdy drkawki Mayer nie ustępowały.
-Tak tylko ktoś próbował ją zabić.-blondyn wzruszył ramionami.
-Gadaj co znów przeskrobałeś?-zapytał po chwili robiąc złowrogą minę na przyjaciela. Miał dosyć tego, że przez jego nieuwagę cierpi Renee.
Może i dziewczyna pakowała się w kłopoty, ale nigdy aż do takiego stopnia.
-Ee...inne pytanie, poproszę.-zaśmiał się Maslow.
-James to nie jest śmieszne. Przez twoje wybryki Ona mogła ucierpieć.-Schmidt nadal był poważny. Nie pojmował, jak dla James'a to może być takie śmieszne.
-A może Lucas dokonuje swojej przepowiedni.-chłopak nadal pękał ze śmiechu i wcale nie pojmował powagi sytuacji.
-Taa ten mięczak...-do rozmowy włączył się Logan, który przestał pocieszać Alexę.
-A co ty się tak o nią marwtisz? To w końcu Moja dziewczyna!-Maslow dokładnie zaakcentował, że Renee należy do niego.
-No ktoś chyba musi, jak ty nie rozumiesz jakie niebezpieczeństwo na nią sprowadzasz.
-Nie jestem jakąś rzeczą, abym była kogoś!-wykrzyknęła Mayer do której dotarły słowa jej chłopaka.
Zrzuciła rękę Schmidt'a z swojego ramienia i ruszyła do wyjścia.
W tym momencie miała dość ich obu. Była zła na James'a, że uważał ją za jakąś rzecz, której jest właścicielem.
W tym czasie Henderson pobiegł za nią, zostawiając Vegę pod opieką przyjaciół i najlepszych pielęgniarek, które co chwila dawały jej coś na uspokojenie.
-Poczekaj!-krzyknął brunet gdy dziewczyna opuściła szpital.
Rozejrzał się na boki i w roślinach zobaczył osobę, która śledzi każdy ich ruch. Czuł się niepewnie.
-Mam go dość...-przerwał jej.
-Wsiadaj do auta.-zarządził. Sam usiadł na miejscu kierowcy i czym predzej odpalił silnik.
Samochód najpierw nie chciał ruszyć, ale po trzech próbach się udało.
Wreszcie Henderson ruszył, a na liczniku wskaźnik wskazywał najszybszą prędkość.
-Dawaj pistolet!-krzyknęła Mayer widząc w lusterku auto High'a.
-Po co?!
-No dawaj!-krzyknęła dziewczyna. Chłopak nie spuszczając wzroku z drogi, ręką wyszukał ową rzecz następnie podając ją, przyjaciółce.
Renee otworzyła okno i wychyliła się przez nią. Załadowała naboje i wycelowała w przednią szybę. Pierwsza kula poleciała, ale nikogo nie trafiła. Brunetka ponowiła próbę trafienia Lucas'a czy chociażby High'a. I tak zmarnowała 6 naboi.
-Celuj w opony, mądralo!-krzyknął Logan, a dziewczyna wykonała jego polecenie.
Ścigały ich łącznie cztery policję. Wszyscy ludzie znikli z ulic, prawdopodobnie chowając się w domach z przestrachu o kolejną ,,wojnę gangów".
W końcu brunetce udało się zestrzelić wszystkie opony w aucie Lucas'a po czym wjechali w drzewo tracąc kontrolę nad pojazdem.
-Jak myślisz? Żyją?-zapytała dziewczyna znów siadając na wygodnym fotelu.
-Oczywiście. Lekkie uderzenie w roślinę nie wywoła zgonu.-chłopak westchnął. Jeden cal osiągnięty.
Teraz pojawił się drugi.
Jak zgubić policję?
-Trzymaj się.-powiedział Henderson wchodząc w jeden z tych ostrych zakrętów.
-Czemu ciągle gdzieś skręcasz?-zapytała dziewczyna, którą wręcz wbijało w fotel.
Wskaźnik wskazywał, że prędkość z którą jadą przekroczyła 200 kilometrów na godzinę. Policja wciąż nie ustępowała. Dobijała do równi z dwoma osobami z Black Angels.
-Tylko tak ich zgubimy!
Chłopak mówiąc to spojrzał na Renee, która wydawała się nie być wcale przerażona. W wyścigu musiała jeździć jeszcze szybciej. I przeżyła...cudem.
Brunet niepostrzeżenie potrącił jakiegoś faceta, który odbijając się od maski samochodu poleciał trzy metry dalej. Dwie z już sześciu policji zatrzymało się, aby chociaż spróbować pomóc poszkodowanemu. Oboje przyjaciół myślało, że zrobili to jednak na marnę. Od takiego uderzenia nie przeżyje nikt. Kolejne radiowozy wypadały z toru jazdy.
-Przyspiesz!-zażądała Mayer, wiedząc, że jeżeli teraz ich złapią to nigdy nie wyjdzie z więzienia, a kaucja za nich oboje będzie kosztować fortunę.
Jeden z policjantów jadący prawie, że koło nich nie zamierzał odpuścić. Widać, że bardzo zależy mu na spalaniu dwójki przyjaciół.
Czyżby miał dostać od tego awans?
Logan skręcił delikatnie w prawo uderzając swoim autem o radiowóz. Facet stracił na moment kontrolę, ale już po kilku sekundach wrócił do pościgu.
-Długo tak nie wytrzymamy. Paliwo się kończy.-rzekł Henderson skręcając w lewo.
Nic dziwnego. Przejechali prawie całe to ogromne miasto chcąc uniknąć pościgu. Jednak nadal im się to nie udało.
-Podjedź do niego.-zarządziła brunetka.
-Co chcesz zrobić?
-Zobaczysz.
Chłopak wykonał polecenie. Dziewczyna z trudem wydostała się przez okno, wchodząc na dach auta.
Bała się. Tak jak nigdy.
Adrenalina w jej organizmie natychmiastowo wzrosła, gdy tylko pomyślała o tym co zaraz ma zamiar zrobić. Wpierw upewniła się, że ma przy sobie broń, po czym odliczając w głowie do trzech, skoczyła na dach radiowozu. Mocno trzymała się, gdyż jedno puszczenie, a leżałaby na asfalcie martwa. Była tego świadoma, lecz chciała pozbyć się natrętnego policjanta. Z trudem udało doczołgać się do strony kierowcy. Wychyliła delikatnie głowę, wybijając szybę pistoletem. Facet automatycznie zasłonił głowę dłońmi, puszczając kierownicę. Auto zaczęło jeździć na wszystkie boki jakby wpadło w poślizg. Renee zapiszczała czując jak spada powoli z dachu auta.
Nie myślała, że jej koniec może nastąpić w takim momencie.
-Pożegnaj się.-szepnęła przykładając pistolet do głowy policjanta. Minęło ledwo pięć sekund, a głową policjanta padła na kierownicę wduszając klakson. Dziewczyna krzyknęła spadając na zimny i wilgotny chodnik. Wszystko ją bolało, a szczególnie odcinek kręgosłupa. Logan zahamował ostro, wysiadając z samochodu, który nawet jeszcze dobrze nie stanął. Podbiegł do brunetki, kucając przy niej.
-Po co to zrobiłaś? Ucieklibyśmy!
-Zadzwoń po karetkę.-to były ostatnie słowa, które padły z jej ust, po czym straciła przytomność. Spanikowany brunet zaczął nerwowo wyszukiwać numer. Nie wierzył jak dziewczyna mogła postąpić tak lekkomyślnie.
W słuchawce odezwał się głos, a Logan zaczął się wydzierać. Słowa same wpływały z jego ust. Mówił wszystko naraz. Aż można się pogubić. Kobieta po drugiej stronie próbowała go uspokoić, ale bezskutecznie. Chłopak uważał, że to jego wina. Gdyby szybko znów zaprowadził ją do budynku byłoby wszystko dobrze. Ale on musiał odjechać. Musiał...
Kobietą zawiadomiła go, że karetka jest już w drodze.
Po pięciu latach łzy Logan'a ujrzały światło dzienne. Wszystko przez poczucie winy.
Czekał zniecierpliwiony na karetkę, po której nie było ani śladu. Patrzył na twarz nieprzytomnej brunetki.
-James mnie zabije.-mruknął sam do siebie.

-Przywieźli kogoś.-zawiadomił Kendall patrząc w stronę wejścia do szpitala. Zobaczył swojego przyjaciela idącego zaraz koło poszkodowanego. Wiedział, że coś nie tak. Że coś się wydarzyło. Coś złego.
-Renee!-z zamyśleń wyrwał go głos Maslow'a.
-Jak to Renee?!-krzyknęła Alexa podbiegając do ratowników.
-To przez Lucas'a.-powiedział smutny Henderson siadając na krzesłach, zaraz po tym jak wprowadzili ją do sali.
-Ona jest za dobrą aby ją pokonał.-powiedział lekko wściekły James. Mimo, że taką odpowiedź dam koledze, wierzył, że to Davis jest tego wszystkiego sprawcą. To by się idealnie składało.
-To koniec.-szepnął James.
-To powoli będzie koniec.-dodał.
Wszyscy spojrzeli na niego dziwnie. Nie mieli pojęcia o czym on mówi.
-Przecież Lucas będzie eliminować powoli was wszystkich aż zostanę tylko ja.-wyjaśnił nawet nie patrząc na przyjaciół.
Czy tak Black Angels przestaną panować ma miastem?
Czy Lucas zdoła ich wykończyć?
~~~~~~~~~~~~~~~
Wracam do was z częścią drugą. Całkowity zwrot akcji, ale o to mi chodziło.
Następny rozdział w środę.
Love you, Forever_hungry_girl

City is oursOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz