206 14 5
                                    

Mętne smugi lekkiego, unoszącego się w gęstym powietrzu dymu, oświetlało wdzierające się zza rolet popołudniowe słońce. Jego złociste promienie przecinały wówczas duszną atmosferę, zmieszany z nią oddech, ocean, którego fale poruszały się nieustannie w uszach Taeyonga.

Mimo to, nie potrafił on go dostrzec. Doświadczyć jego chłodnego tchnienia na swoich kostkach, drżących udach i całym nagim ciele. Miarowego dźwięku wody uderzającej o brzeg, piaszczystą plażę czy kamienny klif, wymywany stopniowo wraz z każdym mocniejszym porywem. Wspomnienia niezwykle wyraźne. W pamięci zachował bowiem ostatni raz, kiedy unosił się na plecach na niezmąconej niczym tafli.

Oczy przymknięte i usta lekko rozchylone, skierowany twarzą w stronę słońca, chłonął jego dobroć, blask przypiekający skórę, jedyne źródło nadziei. Rozpalony przez skwar, rozkładał szeroko ręce, jakby pragnął otulić czulę tę iskrzącą się nad nim gwiazdę, aby ta wchłonęła go całego, każdy kawałek mężczyzny spragnionego dotyku, nieustającej przyjemności. Jego wątłe, ludzkie ciało przewinęło się przez tyle materacy, samochodowych foteli, brudnych, szorstkich dłoni, a mimo to, nigdy dotąd nie poczuło się całkowicie spełnione, w oceanie szukając ukojenia. Słona woda jako jedyna potrafiła je oczyścić, pozbyć się brudu z otwartych ran, napełnić je bólem i ulgą, że wcale nie był on najgorszym, co spotkało rozdartą skórę mężczyzny. Przecież i tak nie należała ona do niego, oddawana za pieniądze tak wiele razy.

Kim był w obliczu słońca, które sądziło go znad iskrzącego się oceanu? Chociaż skruszony rozkładał ręce, czy byłby w stanie zbliżyć się do niego choć odrobinę? Prosząc o pomoc, odurzony rozchylał powieki, lecz zamiast miłosiernego blasku widział tylko sufit, spowity jakby mętną zasłoną unoszącego się znad popielniczki dymu. Tuż nad nią, oświetlony złocistymi pasami mężczyzna, nieświadomie kąpał się w ich przyjemnym dotyku. Słońce muskało go wówczas, jakby prosiło o większą przestrzeń na wypełnienie pokoju swoim blaskiem. Taeyong tylko zdawał się to dostrzec, jego kochanka, gwiazda centralna, zduszona przez zakurzone rolety zasunięte na równie brudne okna.

Gdyby tylko był w stanie się poruszyć, już dawno zaprosiłby ją do środka. Gdyby tylko jego żyły nie płonęły, a ciało potrafiło wykonać prostą komendę, zamiast po raz kolejny tonąc bezwładnie w lepkim od potu materacu, w pokoju hotelowym z widokiem na ocean, na który nie mógł chociażby spojrzeć. Jak bardzo w tamtej chwili pragnął w nim zanurkować, obmyć w nim swoje brudne ciało, a następnie pozostać tam tak długo, aż jego usta nie stałyby się sine, tak samo jak sine było oglądane właśnie ramię. Dłoń wystająca poza materac wskazywała zasłonięte drzwi balkonowe, rejestrowana zamglonym wzrokiem, ozdobiona była plątaniną fioletowych naczyń krwionośnych, które przebijały się przez cienką, opaloną skórę. Słońce zdecydowanie nie było dumne z Taeyonga. Jego rozchylone lekko wargi nabrały jakby głębszego oddechu, kiedy kątem oka potrafił dostrzec, jak jego klient, właściwie, kochanek na jedną noc, powoli odwraca się w jego stronę.

Znów to samo, ulotna bliskość, chwila spełnienia, zamglona narkotykiem, przez co można było pomylić ją ze snem, a na końcu pustka. Ocean, w którym powoli tonęło się wraz z oddalaniem od brzegu, brakiem kogokolwiek, kogo można by trzymać za dłoń. Może takie właśnie było jego przeznaczenie.

Utopić się w tym, czego tak bardzo pragnął.

-Jesteś tutaj tylko dla mnie, hm? - wymruczał stojący przy komodzie mężczyzna, dogaszając swojego papierosa w przypominającej marmur popielniczce. Zgniecione niedopałki oraz ich zapach na zgrabnych opuszkach palców- Jeśli mnie zainspirujesz, może nawet o tobie napiszę...

Dodał po chwili, z cichym westchnięciem, delikatnie odbijając się od komody, o którą dotychczas był oparty. Ruszył tym samym w krótki spacer po pokoju, w stronę drewnianego łóżka, pomiędzy każdą z pojedynczych smug światła, blasku, nadającego życia jego karmelowej twarzy. Akurat ją, Taeyong widział doskonale, wymalowane tam pożądanie, kiedy tylko leżący na materacu mężczyzna subtelnie wygiął swój kręgosłup, wraz z przemawiającym przez niego niedoczekaniem. Wysunięte biodra, powolny krok wyższego, jego falowane, brązowe włosy, które z każdym ruchem kołysały się mimo wilgoci w uciążliwym dla tej dwójki powietrzu. Na oko Taeyonga byli w podobnym wieku, właściwie, nie miało to znaczenia, nie zamierzał poznawać go bliżej niż zakładał to jego interes. Nie przyszedł tam po pieniądze, zapłatą były narkotyki, paczka papierosów i ciało kochanka, chwila zbliżenia, głupie nadzieje, że może tym razem zostałby z nim trochę dłużej, byłoby trochę milej, trochę bardziej przywiązałby się do kogoś, kto zwyczajnie nie miał z kim spędzić sobotniego wieczoru.

Cape Cod ʲᵃᵉʸᵒⁿᵍOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz