Rozdział 6: Kawiarenki

2.6K 338 85
                                    

Witam Was moje pysie najdroższe! Dziś jest wtorek a to oznacza, że spotykamy się z Wywiadem! Mam nadzieję, że niecierpliwie czekaliście na kolejną część historii Olivera i Holly x Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to w moich social mediach pojawiły się dość duże zmiany! Życzę Wam miłego czytania, do zobaczenia niebawem w RTH i kolejnym rozdziale Wywiadu. 

Aga/Menel x

Twitter: #interviewwatt

Instagram: agatamania.autorka


Nawet nie zdziwiła się, kiedy zaproponował jej spotkanie w Jacob the Angel. To była zdecydowanie jego ulubiona kawiarnia i Holly bez wątpienia zdawała sobie z tego sprawę. Długo wlepiała wzrok w ekran telefonu, gdy dostała od niego SMS — a. Albo znalazł jej numer w kontaktach, albo ktoś po prostu zdobył go dla niego. Z odpisaniem zwlekała kilka godzin. Nie ze względu na to, że nie chciała, czy nie miała zamiaru wychodzić na nachalną. Raczej ze względu na niepewność zasianą w jej sercu. W końcu jednak westchnęła i napisała krótkie „okej". Nic sensowniejszego nie przychodziło jej do głowy.
Kilka dni później cholernie żałowała tego, że się zgodziła.
Zdesperowana biegała po własnym mieszkaniu, próbując nie zwariować i czuła, że do jej oczu napływają łzy. Naprawdę nie zarejestrowała, kiedy wręcz z kamiennej postaci, stała się wrażliwą, czułą kobietką, która płakała przy najmniejszej porażce. Sama sobą była zażenowana i cóż nie umiała sobie z tym poradzić.
Tamtego dnia zasadniczo nie radziła sobie z niczym. Kolczyk, który próbowała zapiąć w biegu między kuchnią a salonem, zerwał się w połowie.
— Kurwa! — zaklęła, rzucając zepsutą biżuterią o ławę.
Melody westchnęła cichutko. Pomimo dość ponurej natury, bardzo lubiła swoją szefową i naprawdę czuła się przybita, gdy obserwowała nerwy zjadające Holly od środka.
— Przepraszam, Melody — jęknęła Holly, upijając łyk ciepłej kawy.
Nie mogła przełknąć nic innego. Ba, od kilku dni jadała jedynie suchy chleb i owocowe jogurty. Na nic innego nie potrafiła spojrzeć, nie wspominając o połykaniu.
— Nic się nie dzieje, panno Grant — zapewniła dziewczyna, podrzucając maleńką Callie na swoim przedramieniu. Dziewczynka zachichotała i zagaworzyła wdzięcznie.
— Nie powinnam tak przy tobie się rozklejać — bąknęła pod nosem, wymieniając poprzedni kolczyk, na niewielkie, srebrne kółeczko.
— Nie mam nic przeciw temu — zapewniła młoda dziewczyna. — To pani dom i pani emocje, ja mogę tylko pomóc.
— Mi chyba już się nie da pomóc — zachichotała nerwowo Holly.
— Jestem pewna, że coś poradzimy — odparła wesoło Melody. — Może spakuję pani torebkę? — zasugerowała.
Holly zamrugała zdziwiona powiekami. Rzadko spotykała dobrotliwe osoby, a w Melody było aż nadto dobrych zamiarów i czystej szczerości. Grant odetchnęła. W duchu podziękowała Bogu za to, że miała przy sobie, choć odrobinę wsparcia.
— Tak, tak proszę — wydusiła z siebie Holly. — Jesteś nieoceniona, Melody.
Niania roześmiała się przyjemnie i zniknęła na korytarzu razem z maleńką Callie. Holly zaś mogła skupić się na sobie. Odetchnąć i ustalić w głowie, co powinna zrobić krok po kroku. Plan był najważniejszy. Ilekroć sobie o tym przypominała, była w stanie zrobić wszystko.
Tamtym razem nie było inaczej. Już dwadzieścia minut później na ulicach Londynu rozbrzmiewał stukot jej obcasów. Zestresowana szła w krótkiej, czarnej sukience w kierunku Jacob the Angel. Wiatr rozwiewał na boki jej ciemne włosy, a okulary przeciwsłoneczne dodawały tajemniczej aury, z której słynęła. Jeszcze przed wejściem do lokalu poprawiła usta krwiście czerwoną szminką.
Oliver Agrest siedział przy stoliku w rogu kawiarni. W skupieniu przeglądał na telefonie zdjęcia z ostatniej sesji. Nie wypadł wybitnie, ale nie był również zły. Zdecydowanie fotografie miały potencjał. Miał szczerą nadzieję, że pomimo jego rozkojarzenia krytycy docenią cały projekt, w którym uczestniczył. Zerknął na zegarek. Było kilka minut po osiemnastej. Słońce schodziło coraz niżej. Wkrótce przysłoniła je czyjaś sylwetka.
— Mogę przeszkodzić? — spytał głęboki damski głos.
Uniósł kącik ust w charakterystyczny dla siebie, zadziorny sposób. Holly Grant była zdecydowanie najbardziej pociągającą dziennikarką, jaką poznał w swojej karierze. Być może dlatego, że jako jedyna odważyła się mu postawić, a być może dlatego, że od pierwszego spojrzenia czuł do niej dziwaczną sympatię.
— Naturalnie — odparł, blokując ekran nowoczesnego Iphone'a.
— Wybaczy pan spóźnienie — westchnęła, siadając naprzeciwko niego. — Musiałam zostawić dziecko z nianią — wyznała.
Rzecz jasna było to niejako kłamstwo. Z pewnością jednak niewinne i słodkie. Idealnie tłumaczyło jej spóźnienie.
— Jasne, nie ma problemu. — Wzruszył ramionami. — Dzieci są pewnie dość...
— Absorbujące — potaknęła, odgadując jego myśli.
Callie i tak była stosunkowo grzecznym dzieckiem, ale o tym Holly nie miała zamiaru opowiadać. Najpewniej rozkleiłaby się przy drugim zdaniu, a tego wolała zdecydowanie uniknąć.
— Właśnie — zgodził się. — Nigdy nie miałem dzieci, ale domyślam się, że zajmują trochę czasu.
Wciągnęła powietrze nosem. Policzyła w głowie do trzech. Gorzej nie mogli rozpocząć rozmowy.
— Odrobinkę. — Zaśmiała się nerwowo. — Zamawiał już pan coś? — spytała, zmieniając temat.
— Mówmy sobie na ty — zasugerował, wysuwając dłoń po kartę dań.
Serce stanęło jej w miejscu, kiedy nie spuścił z niej wzroku. Dłonią sunął po blacie stolika, ale wciąż patrzył jej prosto w oczy, sprawiając, że zadrżała. Piekielne oczy, które zapełniały jej całe noce, znów ją pożerały. Chrząknęła i odwróciła wzrok.
— Jeśli tak właśnie wolisz — wychrypiała.
— Tak właśnie wolę — potaknął. — I niczego nie zamawiałem.
Z tymi słowami podsunął jej pod nos czarno-biały karton z listą dań. Znała ją na pamięć, ale wolała zachowywać pozory.
— Wezmę małe latte i ciasto karmelowe — odpowiedziała po chwili zastanowienia.
— Lubisz aż tak słodkie desery? — spytał, jakby zaciekawiony.
Zamrugała zdziwiona powiekami. Czy on miał zamiar ją poznać? Nie był tym samym mężczyzną, z którym siedziała przy tym stoliku nieco ponad rok wcześniej. Oblizała wargę i skinęła niepewnie głową.
— Lubię desery, które nie mają nic wspólnego z moją osobowością — wychrypiała odrobinę zaczepnie.
Parsknął śmiechem. Uniósł rękę ku górze. Po chwili stała już przy nich młoda kelnerka. Przywitała ich szerokim uśmiechem i standardowym pytaniem o składane zamówienie.
— Dwa razy małe latte, jedno ciasto karmelowe i jedno brownie — rzucił, zamykając menu.
— Jasne, góra piętnaście minut i przyniosę zamówienie — zapewniła Clarence, której imię widniało na plastikowej zawieszce.
Faktycznie, już po piętnastu minutach, a nawet odrobinę wcześniej porcelanowe talerzyki pojawiły się na stoliku, przy którym siedzieli Holly i Oliver. Grant zanurzyła niewielki widelczyk w cieście.
— Wyglądają naprawdę smacznie — skomentował Oliver.
— Smakują jeszcze lepiej — parsknęła.
Dawniej nie pozwoliłaby sobie nawet na łagodny uśmiech w jego towarzystwie, ale po wszystkim, co się stało, miała absolutnie gdzieś sposób, w jaki się zachowywała. Myślała tylko o tym, żeby nie rozpłakać się jak małe skrzywdzone dziecko i wrócić bezpiecznie do domu.
— Trudno odmówić ci racji — zaśmiał się, przerzuwając kawałek czekoladowego brownie.
Spojrzała na niego rozbawiona. Wciąż był tak piękny, jakim go zapamiętała. Niemal niczym anioł, którego zesłano z nieba, by pilnował piekła. Kilka niewielkich blizn nosił na swojej twarzy, ale one jedynie dodawały mu uroku. Spuściła wzrok. Trudno było się zmierzyć z kimś tak doskonałym i bolesną świadomością, która podpowiadała, że kiedyś należeli do siebie.
— Mam nadzieję, że nie uraziłem cię tym niespodziewanym zaproszeniem — wtrącił, przerywając nieznośną ciszę, która między nimi panowała.
Holly wspomniała w głowie pierwszy raz, gdy to zrobił. Był wtedy arogancki i przekonany o tym, że wszystko, czego pragnie będzie należało do niego. Miała ochotę parsknąć, przypominając sobie początek ich znajomości. Ten pierwszy i pokręcony, który wyrył w jej sercu i umyśle nieodwracalne piętno.
— Nie — odpowiedziała spokojnie. — Kiedyś już tutaj byliśmy — wtrąciła, unosząc nieśmiało kącik ust.
Wywróciła oczami, wyzywając się w myślach od idiotek. Musiała wyglądać jak zawstydzona dziewczynka, gdy tak grzebała widelcem w cieście.
— Chciałbym to pamiętać. — Westchnął.
— Nie, nie sądzę — parsknęła.
— Było aż tak źle? — zażartował, mrugając do niej.
— Myślę, że nieźle cię wtedy zirytowałam — przyznała, uśmiechając się od ucha do ucha.
Gdyby tylko pamiętał, wszystko wyglądałoby inaczej. Tymczasem siedzieli w uroczej kawiarni, rozmawiając, jak starzy znajomi, którymi nie chcieli być. Pragnęli żyć, kochać i łapać dzień. Jakie usprawiedliwienie miał dla siebie los, który im to odebrał?
— Wydałeś na mnie więcej pieniędzy niż płacą nam za robienie z siebie celebrytów — parsknęła, upychając kawałek oblanego karmelem ciasta do ust.
— Nie znosiłaś mnie wtedy czy sobie zasłużyłem?
Cichy chichot okrążył ich stolik w ułamku sekundy.
— Definitywnie sobie zasłużyłeś — stwierdziła całkowicie szczerze.
— Tak właśnie podejrzewałem. — Westchnął. — Z wielu stron słyszę, że bywałem dość... chłodny. — Wywrócił oczami.
— Tak, chłodny to dobre określenie — bąknęła pod nosem. — Ale spokojnie, dzisiaj za siebie zapłacę — zapewniła rozbawiona.
— Naprawdę nie trzeba — zapewnił.
— Tak będzie mi lepiej — wtrąciła.
Skinął głową. Znów zapadła cisza. Ciarki wspięły się po jej karku, kiedy zorientowała się, że on wciąż na nią patrzy. Nieustannie wlepiał w nią swoje czarne, tajemnicze tęczówki. Już rozchylała wargi, żeby powiedzieć coś, przymuszona obezwładniającą potrzebą przerwania ciszy, ale na pomoc przyszedł jej telefon. Dzwonek z piosenką Lany del Rey rozniósł się donośnym echem po całym lokalu. Odłożyła widelec.
— Przepraszam — szepnęła, przełykając resztę ciasta.
Wygrzebała telefon z torebki i spojrzała na wyświetlacz.
— Odbierz, jeśli to coś ważnego — powiedział poważnie.
Nie miała innego wyboru. Zmarszczyła brwi, patrząc na wyświetlający się numer telefonu i przełknęła ślinę.
— To niania — mruknęła, przykładając palec do ikony, przedstawiającej zieloną słuchawkę.
Już po sekundzie wiedziała, że coś jest nie tak.
— Uspokój się Melody i powiedz powoli, o co chodzi — rzuciła nerwowo, zauważając, że nie rozumie ani słowa z tego, co mówiła do niej spanikowana dziewczyna.
Nie sądziła jednak, że to, co usłyszy, niemal wytrąci ją z równowagi. Czuła, jak grunt sypie jej się pod nogami i pomimo tego, że siedziała, miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Obraz zawirował wokół jej głowy, a dźwięki zaczęły zbijać się w jeden pisk. Nawet nie zarejestrowała, kiedy komórka wypadła z jej dłoni, roztrzaskując się o kafelkową posadzkę.
— Chryste — rzucił pod nosem Oliver, podrywając się z miejsca.
Podszedł do Holly, klękając pod jej nogami i zbierając urządzenie, a ona nie mogła nawet drgnąć. Roztrzęsione dłonie zacisnęła na kolanach, czując, jak krew odpływa z jej twarzy. Zapłakany głos Melody odbijał się głuchym echem w jej głowie. Patrzyła przed siebie, nie wiedząc, gdzie skierować wzrok i mając wrażenie, że ulatuje z niej całe życie. Strata. Starta znów nadciągała niczym bezwzględne tornado.

Interview #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz