Z westchnieniem rzucił się na swoje łóżko i wtulił w przyjemną fakturę kołdry. Miał za sobą energiczne pięćdziesiąt jeden godzin. W swoim mniemaniu jak najbardziej zasłużył na odpoczynek.
Teoretycznie powinien najpierw zmyć z siebie cały kurz, krew i pot oraz przebrać się w czyste ubrania, jednak gdy tylko wszelkie zasoby adrenaliny opuściły jego organizm, nie miał już nawet siły o tym myśleć. Nie miał siły unieść powiek.
Tylko spać.Obudził się na dźwięk kroków. Ktoś zbliżał się do jego pokoju. Z cichym jękiem przewrócił się na plecy i potarł oczy. Nadal nie dostał wystarczającej ilości snu, niezależnie od tego, jaka była godzina. Nie zamierzał narzekać; to była część jego pracy, jego życia, musiał być w gotowości w każdej chwili, bez wyjątku. Mimo to po rozpoznaniu chodu zbliżającej się osoby, jakoś nie umiał się zmusić do wstania.
Po chwili drzwi zostały otwarte, a do środka wszedł wysoki mężczyzna. Przysiadł na łóżku tuż obok niego. Wyciągnął rękę i pogładził jego włosy, na co wydał z siebie cichy pomruk. Teraz tym bardziej nie będzie otwierać oczu.
Nie musiał długo czekać na pocałunek.— Wstawaj — wyszeptał.
— Nie — mruknął ledwo słyszalnie. — Zgaduję, że zostałeś wysłannikiem zwierzchników.
— Dlaczego tak uważasz? — Jego ton był lekko oburzony.
— Bo jeśli już śpimy razem, to zawsze ja muszę budzić ciebie. A ty i tak nie przychodzisz do mnie bez wyraźnego powodu.
— Chyba wolę cię, gdy ledwo trzymasz się na nogach, wiesz?
Klap!
— Za co to było? — Zapytał z wyrzutem, rozmasowując swoje ramię.
— Domyśl się. — Odwrócił się do niego plecami. Nie widział mężczyzny, mógł się jedynie domyślać, że przewrócił oczami, a jego usta ułożyły się w uśmieszek. Poczuł jego dłoń sunącą po jego ramieniu, plecach.
— Masz rację — stwierdził. — Zwierzchnicy chcą nas widzieć. Spałeś jakieś sześć godzin, musi ci wystarczyć.
— Och, jebać ich.
Po tych słowach gwałtownie się podniósł, niemal zderzając ich czoła ze sobą. Wyszczerzył zęby i nim jego chłopak zdążył zareagować, złapał go za barki i przewrócił ich. Zaśmiał się zwycięsko.
— Oi, Satoru! — wykrzyknął.
Postanowił go zignorować. Zamiast tego przyciągnął go do siebie jeszcze bardziej, wygodnie się układając na klatce piersiowej. Popatrzył w górę, na jego pociągłą twarz.
Choć nie był powszechnie uważany za przystojnego, to dla niego, Geto Suguru i tak był najlepszym mężczyzną, wliczając w to jego charakter.
Pragnął widzieć go każdego ranka, wywoływać u niego ten piękny, uroczy uśmiech jak najczęściej, patrzeć w jego ciemne oczy tak długo, jak tylko zechce, całować jego usta, co było jednym z najlepszych doświadczeń.
Pragnął spędzać z nim jak najwięcej czasu, czy to na polu walki, wykonując robotę, czy to w każdej wolnej chwili, którą najczęściej i tak spędzali na treningach lub dyskusjach.
Co by się nie działo, przy nim czuł się całkowicie bezpiecznie, mógł się zrelaksować, mógł być sobą. Był z nim cholernie szczęśliwy, nawet jeśli ich życia już z założenia wykluczały uczucie szczęścia.Tak, Gojo Satoru był zakochany po uszy i nawet nie próbował tego ukrywać.
— A co z tobą, hm? Przecież wróciliśmy z misji razem.
Mocniej przycisnął swoją głowie do jego dłoni. Uwielbiał, gdy Geto sie bawił jego włosami.
— Nie byłem na nogach tak długo jak ty, masochisto.
CZYTASZ
reality || satosugu one-shot
FanfictionNawet najsilniejszy użytkownik jujutsu może zostać pokonany; nadmiar emocji, z którymi nie umie sobie poradzić robi się zbyt przytłaczający. Czy są tu spoilery z mangi? To zależy jak na to spojrzeć - ktoś, kto nie ma bladego pojęcia co się dzieje w...