Dudley Dursley był naprawdę zestresowany.
Od wielu lat umiał panować nad nerwami – od wielu lat nie pocił się już niekontrolowanie na widok każdego najmniejszego zagrożenia i opanował nawet szaleńczy rumieniec, pokrywający zazwyczaj jego krągłą twarz. Victoria uważała to za jego największy sukces – pokonanie własnego niepokoju.
A teraz znowu się pocił. I rumienił. I jakoś tak duszno mu było.
Drobna dłoń wylądował na jego ramieniu, objęła twardy biceps.
— Wszystko w porządku?
Odwrócił się do żony.
Victoria była kobietą, której Dudley nigdy nie spodziewał się zdobyć. Wysoka, absolutnie piękna i absolutnie pewna każdego swojego wyboru zakręciła w głowie dwudziestoletniemu wtedy Dudleyowi, który wciąż nieco zagubiony próbował zaprosić ją na kawę trzy razy, zanim w końcu się zgodziła.
— Tak, tak, pewnie — wymamrotał nerwowo, dostając w odpowiedzi uniesioną w powątpiewaniu brew. — Okej, nie. Nie chcę skończyć jako nietoperz.
— Byłbyś całkiem przystojnym nietoperzem — zapewniła go, zaciskając wargi w rozbawieniu. Brązowe włosy spięła w kok na czubku głowy, dekolt bluzki przysłaniały poły płaszcza. W butach na obcasie była prawie tak wysoka jak on.
— To nie jest śmieszne.
— Mieszkałeś z nim siedemnaście lat i dalej jesteś całkowicie normalnym człowiekiem.
Dudley przetarł rękawem czoło.
— Więc dzwonię.
Victoria posłała mu pocieszający uśmiech.
— Więc dzwoń.
Popatrzył nerwowo na drzwi, przed którymi stali. Miały zupełnie neutralny, granatowy kolor, z ozdobnym, złotym numerem dwanaście, na wysokości wzroku. Stali na ganku naprawdę ogromnego, naprawdę przerażająco wyglądającego domu o gotyckim zaciągu i ogromnych, otoczonych kamiennymi łukami oknach. Domu, który został im podany jako miejsce zamieszkania Harry'ego Pottera.
Dudley nie widział go od przeszło szesnastu lat.
— Może ja będę mówił — stwierdził, zawieszając palec kilka centymetrów od przycisku.
Victoria przewróciła oczami.
— Dzwoń.
Zadzwonił.
Odczekali chwilę w absolutnej ciszy, zanim Dudley, pchany nerwowością, nacisnął guzik jeszcze raz, a potem – tak dla pewności – kolejny. Wtedy za drzwiami rozległ się syk, jakiś stuk, zmięte przekleństwo, a później szczęk zamka.
Dudley cofnął się o krok do tyłu, prawie tracąc równowagę na wąskich schodach.
Mężczyzna przed nim zdecydowanie nie był Harrym Potterem. Był bardzo wysokim blondynem, ubranym w perfekcyjnie gładką, kremową koszulę, o ostro zarysowanym kośćcu i szpiczastym podbródku. Stał wyprostowany na progu, zerkając na nich spod jasnych rzęs.
Jego srebrne spojrzenie powodowało dreszcze.
— Tak? — spytał mężczyzna, puszczając klamkę. — W czym mogę pomóc?
Przeciągał głoski w dziwny, nigdy niesłyszany Dudleyowi sposób; akcent kładł jakby staromodnie.
Dopiero, kiedy Victoria wbiła mu palce w biceps zdał sobie sprawę, że gapi się z otwartymi ustami.
— Musiała zajść pomyłka — odchrząknął, starając się, by nie drżał mu głos. — Szukamy kogoś i powiedziano nam, że to ten adres?
— Kogo?
CZYTASZ
Bólu ani ciszy || drarry
FanfictionŻaden z nich nie spodziewał się w Harrym bólu ani ciszy. Obydwoje go odkryli - Dudley odkrył je na progu Grimmauld Place, a Draco w zaciszu wanny i mgle.