32.

38 3 0
                                    

GRAYSON

Nie byłem w stanie wczoraj zasnąć. Towarzyszyło mi dziwne uczucie, wrażenie że coś jest nie tak. Czułem się obserwowany. Poszedłem spać do pokoju Ethana, nadal czekam na jego przeprosiny, po wczorajszym dniu zdążyłem jednak zapomnieć o tym co przypomniałem sobie dzisiaj rano. Tak dobrze nam się wieczorem gadało i spędzało czas, mimo iż zwyczajnie obieraliśmy truskawki z ogonków, a rozmowy w większości były o dobrych momentach z życia typu starzy przyjaciele, obozy. Prawdopodobnie każdy z nas zmyślił też albo podkoloryzował większość z nich.
Gdy Ethan już zasnął, wstałem i udałem się do ogródka. Już wcześniej, podczas obierania truskawek, ujrzałem w lesie dwa światełka. Wyglądały jak światła od latarek. Tak jakby ktoś nas podglądał. Ruszyłem w tamtym kierunku, ale nic tam nie było. Co nie musiało przecież znaczyć, że nie było tam kogoś wcześniej. Nie ma opcji, że to sobie zmyśliłem. Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniu rzeczy, które podglądacze mogliby zostawić. Szybko znalazłem czarny skrawek materiału z białym napisem, przyczepiony do krzaka o który właściciel musiał zahaczyć. Zgaduję, że była to przednia kieszeń, jeżeli ma to jakiekolwiek znaczenie. Napisu nie udało mi się rozszyfrować, ale wiem że już wcześniej taki widziałem. Nic więcej nie zostawili, więc zadecydowałem wrócić. Krzak rzeczywiście był jakiś podejrzany, nawet nie zauważyłem kiedy zaplątała mi się w niego koszulka, którą sukcesywnie przedziurawił. Byłem wtedy tak zmęczony, że gdy tylko znalazłem się z powrotem w pokoju, rzuciłem się na wolną część łóżka i momentalnie zasnąłem.
Obudził mnie dziwny mechaniczny dźwięk. Coś czego dawno nie słyszałem, ale wiedziałem co to. Gwałtownie wyrwałem się z łóżka i ruszyłem do okna. Na niebie, kilkanaście metrów nad nami dostrzegłem biało-czarnego drona. Zastygłem w miejscu. No i tu jesteśmy teraz. Nie wydawało mi się. Ktoś rzeczywiście nas obserwuje.
Jest godzina ósma rano. Ethana nie ma już w pokoju. Nadal obserwuję drona. Kieruje się teraz w głąb lasu, za ogródek; pewnie w miejsce z którego go uruchomiono. Zmieniam spodnie na czyste i pachnące ciemnozielone sztruksy, a na czarny t-shirt w którym spałem, narzucam również świeżo wypraną czarną kurtkę. Opuszczam pokój i pośpiesznie schodzę na dół. Na drodze spotykam tylko kilka osób, w dodatku nikogo znajomego. Większość domowników zapewne jeszcze śpi.
Na zewnątrz okazuje się być dość chłodno. I przerażająco cicho. Dokładnie się rozglądam w celu sprawdzenia czy aby na pewno nikogo nie ma w pobliżu. Pustki. Aż dziwnie się na to patrzy, bo za cztery godziny będzie tu już z pewnością gromada ludzi, jak nie na zewnątrz to w środku.
Jeżeli w lesie rzeczywiście kryją się jacyś podglądacze (na dodatek posiadający drona), mający prawdopodobnie nie za dobre zamiary (bo w końcu podglądają nas za pomocą drona) to lepiej będzie jak nie zobaczą mnie zmierzającego w ich stronę.
Chowam się w polu kukurydzy i skradam w kierunku, w którym widziałem że dron leciał.
Moja pierwsza myśl była taka, że jest to grupa ocalałych, podobna do tej naszej, którym udało się go ukraść i za jego pomocą znaleźli to miejsce. Chcą sprawdzić je w poszukiwaniu jedzenia czy czegokolwiek innego. To byłaby ta lepsza opcja, a mam dwie. Druga to, że są to wojskowi. Mam przeczucie, że dwójka z wczoraj (Ci z latarkami) i właściciele drona to jedni i Ci sami ludzie. Po tych pierwszych znalazłem w lesie kawałek materiału, który wydał mi się znajomy. Miałem dużo czasu na przypomnienie sobie skąd go kojarzę. I przypomniałem sobie. Jestem prawie w stu procentach pewien, że wcześniej widziałem go właśnie u wojskowych. Na tych ich czarnych kombinezonach, które już tyle razy w swoim życiu miałem okazję zobaczyć.
Jednak jeżeli rzeczywiście są to wojskowi, co tutaj robią? Czego chcą? Czemu nie mogą zwyczajnie dać spokoju ludziom, którym dobrze (a nawet bardzo dobrze) wychodzi ukrywanie się przez umarlakami? Czyżby dostali rozkaz żeby przeszukać to miejsce? Może kogoś szukają? Może tą osobą jestem ja. A może...
Nasz jeep. No właśnie, "nasz jeep". Być może szukają ludzi, którzy ukradli ich pojazd w centrum, zostawiając za sobą trzy martwe ciała. To musi być to. Szukają nas. N a s. To znaczy nie wiedzą jeszcze kim konkretnie jesteśmy, jestem prawie że tego pewny, ale to tylko kwestia czasu zanim się tego dowiedzą, bo w końcu tu są. W pobliżu i na dobrej drodze. Znaleźli należący do nich samochód, jest tutaj na podwórzu. Ciekawi mnie jak go wytropili. Czy jest w środku lokalizator? Mam nadzieję, że jak tak to nie taki z podsłuchem. Trzeba będzie znaleść inne auto, sama myśl o tym wywołuje teraz u mnie niepokój. Przed tym będziemy musieli jednak stąd uciec zanim (ktokolwiek to jest) zdecydują się z nami skonfrontować.
Kiedy zbliżam się do miejsca gdzie zaczyna się las a kończy pole, dostrzegam coś między drzewami. Wytężam wzrok. To czarny samochód, a konkretnie jeep. Wygląda dokładnie tak samo jak ten, który ukradliśmy. Teraz jestem już na sto procent pewien, że to właśnie wojskowi na nas czyhają. Na widok dwójki ukrywających się w krzakach, z trudem przełykam ślinę. Po chwili dostrzegam że, jeden z nich trzyma lornetkę. Przypatrują się budynkowi, w którym chwilowo przebywamy, jeden przez lornetkę, drugi zwyczajnie.
Nie obawiam się, że mnie zobaczą, wysoka kukurydza dobrze mnie kryje a poza tym są zbyt skupieni na samym budynku. Muszę tylko
być cicho, jak najmniej się ruszać i zachować czujność. Wytężam słuch. Staram się zrozumieć  jak najwięcej z tego co mówią. W pewnym momencie zauważam, że jeden z nich ma nieco podartą przednią kieszeń.
-Widzisz coś Phil?- odzywa się dość głośno drobniejszy i zapewne młodszy z tej dwójki. Wygląda na zniecierpliwionego, co chwilę zerka na lornetkę, próbuje po nią sięgnąć i zasygnalizować partnerowi że też chce z niej skorzystać, Phil zdaje się go jednak ignorować.
-Czy chociaż na sekundę możesz siedzieć cicho?- rzuca poirytowany. Brzmi znacznie poważniej. Jest potężny, ma siwego wąsa- Jak coś zobaczę to Ci powiem- dodaje, wracając do patrzenia przez lornetkę.
-Ah... no cóż- wzdycha ten młodszy. Wstaje i podchodzi bliżej auta. Dopiero teraz zauważam kolejną dwójkę, też mężczyzn.
-Zobaczył coś przydatnego?- pyta go trzeci, kędzierzawy brunet z gęstą brodą, popijając coś z termosu.
-Nie, nic nowego. Tylko to, że to tutaj schowali się albo są przetrzymywani nasi złodzieje.
-I mordercy- wtrąca czwarty, wysoki i szczupły ciemnoskóry mężczyzna.
To śmieszne, że tak pewnie nas tak nazywa bo zabiliśmy trójkę i c h ludzi, siebie z pewnością by tak nie określił, a przecież zabija dziesięć razy więcej niewinnych ludzi dziennie.
-Przetrzymywani? Pff, zabili pewnie wszystkich co tam byli, o ile ktokolwiek tam był i uznali tą miejscówkę za swoją- stwierdza ten z brodą (kolejny „mądry"). Głośno odstawia termos na metalowy składany stolik, po czym łapie się za ramiona i mocno marszczy brwi. Wygląda na wkurzonego- To gówno jest już zimne.
-Tak naprawdę za wiele nie wiemy, nie wiemy nawet jak wyglądają i ile ich było- mówi znowu ten pierwszy.
-Wiemy, że to nie mogła być jedna osoba, ale nie mogło być ich też więcej niż sześciu, inaczej nie pomieściliby się w aucie- wtrąca ciemnoskóry. W tym momencie mężczyzna z siwym wąsem wstaje i podchodzi do reszty.
-No chyba, że nie wszyscy pojechali. Być może zostawili tam kogoś na śmierć bo nie zmieściłby się w aucie.
-Może i masz rację.- Zamyślony ciemnoskóry powoli kiwa głową. Nie, mylicie się, ani trochę nie macie racji. W niczym- Może i wybierali kto jedzie i kto zostaje. Ale jeżeli tak właśnie było, to Ci co zostali nie mieli wielkich szans na przetrwanie. Na pewno zostali zgarnięci przez hordę, która tamtędy wtedy przechodziła.
-Ta, czyli i tak nie żyją. Czaję co masz na myśli, skupmy się na tych tutaj.
-Hej! Koniec rozmów!- woła ten z siwym wąsem, którego reszta dopiero teraz zdaje się zauważyć. Rzuca ciemnoskóremu lornetkę, na co ten młody podnosi ręce.
-Serio?! Czekam na nią od godziny!- narzeka, a następnie uderza w auto. Krótko po tym, dostaje od wąsatego w twarz.
-Phil! Jack! Spokój!- próbuje uspokoić sytuację brodaty. Phil i Jack w końcu się ogarniają, a wtedy brodaty kontynuuje- To co wiemy?
-To, że tutaj są. Kimkolwiek są- oznajmia Phil, gładząc się po wąsie.- To, że zabili trzech naszych, nie znamy powodu. I ukradli naszą broń.
-Ta, czyli są uzbrojeni- dodaje od siebie Jack, rysując coś butem w ziemii.
-Coś jeszcze?- dopytuje brodaty. Sięga skądś, nie dojrzałem skąd dokładnie, pokaźną kanapkę. Robi ogromnego gryza, połowy już nie ma.
-Za polem kukurydzy, mają sporo innych upraw, napewno nie głodują- znowu odzywa się Jack.- Wiecie, wiem dzięki wideo z drona.
-Yy no dobra, to nie jest ważne- rzuca ciemnoskóry. Brodaty robi drugiego gryza swojej kanapki, tym samym ją kończąc. Przez następną godzinę, to właśnie o niej rozmawiają. Tak, o kanapce. Jak się później dowiaduje, prawowicie należącej do jakiegoś tam Austina za którym brodaty w skrócie nie przepada więc mu ją, jak to sam powiedział, zacyganił. Później występuje też rozmowa o ich nieudanych, nieszczęśliwych czy przelotnych związkach i takie tam. W pewnym momencie zaczęło mnie zastanawiać ile czasu już tak leżę i ich podglądam.
-Ej, Phil!- woła ciemnoskóry. Skupia na siebie nie tylko uwagę Phila ale też pozostałych. W tym moją, szczerze to ten jego krzyk ratuje mnie przed uśnięciem- W pokoju na pierwszym piętrze zobaczyłem właśnie sylwetkę jakiejś kobiety... w jadalni jest ich więcej!
-Czyli już wstali. Damy im godzinę- oznajmia Phil, po czym wraca do jeepa.- Objedziemy w około, najedziemy ich z przodu budynku. Z tyłu nie długo po nas najedzie ich Austin ze swoją grupą.
Na tę wieść brodaty przewraca oczami. Ma straszny grymas na twarzy. Jack prostuje się. Chwilę po nim to samo robi ciemnoskóry i w końcu brodaty.
-Robi się!- oznajmiają donośnym głosem w jednakowym czasie. Wychodzi na to, że właśnie Phil wykonuje tu rozkazy.
-Uderzamy za godzinę, przygotować się- mówi jeszcze, zanim wsiada do auta i zamyka za sobą drzwi. Jeep wyposażony jest w przygaszane szyby z tyłu, więc już go nie widzę. I mam nadzieję, że już nigdy nie zobaczę. Ciemnoskóry obchodzi samochód i również siada z tyłu, Jack i brodaty zajmują miejsca na przodzie. Ten drugi siada za kierownicą. Odjeżdżają. Czuję ulgę, gdy tylko znikają mi z oczu. Już ich tu nie ma. Nie zostałem zauważony. Mogę bezpiecznie wrócić.
Żołądek ponownie mi się zaciska, gdy przypominam sobie, że za godzinę tu przecież wrócą i... nie mam pojęcia co zrobią. Ta myśl sprawia, że nabieranie powietrza staje się o wiele trudniejsze.
Muszę się uspokoić. Muszę poinformować o tym resztę. Musimy jak najszybciej stąd uciekać. Wojskowi nas znaleźli, są tu. Jesteśmy w tarapatach, chociaż w sumie to nie wiem co chcą nam zrobić. Nie może to być jednak nic miłego. Prawdopodobnie chcą nas zabić. Albo więzić, zrobić z nas szczury doświadczalne. Tak, to brzmi jak opcja. Która godzina?
Biegnę jak najszybciej jestem w stanie. Im szybciej znajdę resztę, tym szybciej im to wszystko powiem i tym szybciej nas tu nie będzie.
-Christian! Vera! ...Ethan! Ktokolwiek!

𝐙𝐀𝐑𝐀𝐙𝐀Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz