Głębia (wiersz cz.3)

10 3 1
                                    

Widzę z głębin oceanu, jak wesołe słońce wstaję. Ja przygnębiony czuję tęsknotę do nieba jak i samego słońca i lądu. Czy to jest moje przeznaczenie? Już nigdy nie ujrzeć rodziny, przyjaciół? Moje dni są policzone, a ja dalej niewiem kiedy się kończą. Czuje jak braknie mi powietrza, ale gdy tylko otwieram buzie, by wziąć gwałtownie haust powietrza, nic. Nicość, to teraz moja dewiza. Widzę ją wszędzie i nie mogę dostrzec nic oprócz pięknych kolorów wschodzącego słońca. Chcąc dosięgnąć granicy wody, a niebem, próbuje wyciągnąć w ich stronę rękę lecz łańcuchy uniemożliwiły mi to. Spojrzałem ze smutkiem na żelastwo i wróciłem z utęskilnieniem do patrzenia w cień słońca i czuje małe szczęście. Uśmiecham się lekko na wspomnienie, jak wyglądają Moi najbliższi, aby później przypomnieć sobie jak niektórzy z nich mnie traktowali. Szkoda, że dotarło to do mnie tak późno.. Za późno. Traciłem na nich czas myśląc, że przyjaciółmi jesteśmy, gdy oni ledwie mnie tolerowali. Zły i rozgoryczony szamotałem się i kiedy do mnie dotarło, że i tak nikt nie usłyszy mojego szlochu, ani nie zobaczy moich łez, ponieważ te cholerne morze idealnie mnie od tego chroni. To klatka, w której zamknęły mnie śmierć razem ze szczęściem, mówiąc, że to ja wybiorę czy wyjść czy nie. Nie rozumiem ich, przecież ja tego chce i to bardzo, więc czemu ciągle tu jestem? W tej otchłani?

OTCHŁAŃ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz