Zaczynał się mroźny październik. Kolorowe liście fruwały dookoła. Deszczyk lekko kropił, zostawiając małe ślady na chodniku. Wtedy właśnie go poznałam. Chłopaka o brązowych oczach i orzechowych włosach. Stało się to strasznie szybko. Biegłam spóźniona na próbę koncertu, szukając w torbie tekstu piosenki a on szedł zamyślony wpatrując sie w chodnik. I w tym momencie nasze drogi się zetknęły. Oboje wylądowaliśmy na wilgotnym chodniku. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały, było to dość dziwne, chociaż żadne z nas nie chciało przerwać tego kontaktu wzrokowego. Otrząsając się z sytuacji próbowałam szybko wstać, lecz chłopak był szybszy i wyciągnąwszy rękę przedstawił się.
- Max - powiedział z lekkim uśmiechem.
Na ten moment nie potrafiłam nic z siebie wykrztusić.
- Lea - powiedziałam po chwili. - Bardzo cię przepraszam nie patrzyłam na drogę, powinnam być bardziej uważna. - dodałam pośpiesznie.
Na to chłopak się uśmiechnął.
- To nie twoja wina, sam nie patrzyłem przed siebie.
- Naprawdę przepraszam. - powiedziałam nieco zawstydzona.
- Spokojnie nic się nie stało, oboje jesteśmy cali. - powiedział, a jego uśmiech się poszerzył.
Nastała niezręczna cisza. Spojrzałam na zegarek, była godzina 18:20.
- Ojej, późno już. Muszę lecieć. - Powiedziałam poprawiając zegarek na ręku.
- No tak. Też powinienem uciekać.
- Dobrze to... Do kiedyś. - powiedziałam szybko.
- Tak, do kiedyś.- westchnął.
Ostatni raz spojrzałam w jego oczy i znów zaczęłam biec w stronę świetlicy. Zaczynało się ściemniać, gdyby nie latarnie wszystko zatopiło by się w mroku. Wkońcu dotarłam na miejsce. Weszłam do sali, w której zastałam moich znajomych czekających na mnie. Siedzieli na krzesłach ustawionych w nieduży okręg.
- Proszę bardzo, któż to raczył się zjawić. - Powiedziała oschle Pani Smith - nauczycielka śpiewu.
- Strasznie przepraszam. Po drodze miałam mały wypadek, dlatego nie mogłam wcześniej się zjawić.
- Który to wypadek w tym miesiącu? - powiedziała nie zmieniając tonu.
Nic nie odpowiedziałam. Co prawda zdarzało mi sie spóźniać nawet dość często. Stałam przed Panią Smith, która mierzyła mnie wzrokiem. Wtedy z tyłu odezwała sie moja przyjaciółka.
- Przepraszam, ale czy możemy zacząć już próbę? - powiedziała dość głośno, próbując odwrócić uwagę nauczycielki.
- Tak oczywiście. - stanowczo odpowiedziała. - Lea siadaj, później wróćmy do tego tematu. - dodała wyjmując kartki z kwestiami.
Pośpiesznie udałam się na koniec niedużej sali, siadając obok przyjaciółki.
- Dzięki za pomoc Klara. - Szepnęłam do dziewczyny.
- Nie ma sprawy kochana. - odpowiedziała. - Tylko następnym razem wyjdz wcześniej z domu. - uśmiechnęła się.
Wtedy Pani Smith wywołała imię jednego z kolegów, by zacząć próbę. Eryk - tak nazywał się ten chłopak - wstał i stanął na środku sali. Zaczął mówić swoją kwestię wstępną. Po nim wstała kolejna osoba i kolejna i kolejna, aż wkońcu nadszedł czas na moją solówkę. Miałam zadanie śpiewać piosenkę na koniec przedstawienia. Wyszłam na środek i zaczęłam śpiewać. Czułam wzrok wszystkich na sobie, wcale nie było to dziwne. Zamknęłam oczy i dokończyłam piosenkę. Na koniec dostałam kilka braw, chociaż były dwie osoby które patrzyły na mnie z grymasem. Jedną z nich była Pani Smith a drugą moja znienawidzona znajoma - Roxi - "Popularna dziewczyna w szkole".
- Dobrze, całkiem znośnie. - powiedziała próbując się uśmiechnąć.
Kiedy Pani Smith mówi że było znośnie to było świetnie, przynajmniej tak zakładaliśmy z przyjaciółmi. Nauczycielka nie była jakąś wesołą osobą i stąd nie każdy za nią przepadał. Wtedy odezwała się ona.
- Proszę pani, ja ciągle uważam, że to ja powinnam śpiewać tą piosenkę. - powiedziała z oburzeniem. - Znam już cały tekst, mogę zaśpiewać choćby teraz!
- Roxano, dziękuję lecz ja już wybrałam i nie mam czasu na zmianę. - opowiedziała nauczycielka z powagą.
- Ale ja nalegam! - ciągnęła dalej.
- Proszę ze mną nie dyskutować bo zaraz ktoś inny zajmie twoją rolę. - odpowiedziała oschle.
Dziewczyna już nic nie mówiła. Nauczycielka zakończyła spotkanie i kazała rozejść się do domów. Wzięłam swoje rzeczy i szybko skierowałam się do wyjścia.
Udało mi się wyjść bez zbędnych kazań.- pomyślałam sobie idąc tym samym chodnikiem co niecałą godzinę temu.
Tym razem bez żadnych dodatkowych sprzeciwień dostałam do domu.