Prolog

253 18 4
                                    

Lauro 

Od kiedy ten skurwiel nieżyje wszytsko spadło na moje barki. Obowiązek najstarszego syna, co nie? Wielka glupota. Przecież mój brat byłby równie dobrym capo. No coż, losu się nie odmieni. Taki już jest ten świat i się go nie zmieni. Moim obowiązkiem było przyjęcie władzy nad Nowym Jorkiem. Wiedziałem to od małego. Gdy byłem bachorem to nawet się cieszyłem z tego powodu; byłem dumny, że bede kimś ważnym. Niestety ojciec zniszczył wyobrażenia siedmiolatka i po raz pierwszy opowiedział mi jak z zimną krwią zabijał wrogów i zdrajców. Od tamtego czasu był to już jego rytuał, że codziennie opowiadał mi jakieś straszne historie z tego świata, żeby zniszczyć moją wizję przywódcy i mnie złamać.
Kurwa siedmiolatka.
Skończył dopiero jak skończyłem czternaście lat i zostałem oficjalnie wcielony do mafii. Musiałem zabić zdrajce. Nie było to moje pierwsze zabójstwo. Po raz pierszwy zabiłem, gdy jakiś wróg chciał zaatakować moją siostrę. Nie zawachałem się tylko strzeliłem w niego. Idealnie między oczy. Miałem wtedy tylko jedenaście lat.
Normalne dzieci w tym wieku spotykają się z przyjaciółmi, chodzą do normalnej szkoły i żyją w normalnych rodzinach. Ja tego wszystkiego nie miałem. Nawet nie było mi z tego powodu przykro; już się przyzwyczaiłem.
Teraz najważniejsze było zyskanie szacunku od podwładnych ojca, którzy jeszcze mają mnie za dzieciaka. Większość z nich nie traktuje mnie poważnie z powodu mojego wieku. Miałem dopiero dwadzieścia jeden lat. Moi podwladni są minimum po czterdziestce, albo blisko pięćdziesiątki. Ojca szanowali bezgranicznie, w końcu sobie na to zapracował. Ale w jaki sposób... Zabijał z zimną krwią, gwałciłi i znęcał się nad kobietami, a dzieci oddawał do burdeli, żeby jego dziwki się nimi zajęły. Nigdy te dzieci nie wyszły z tego cało.
Za to, co robił już dawno miałem ochotę go sprzątnąć, ale jednocześnie przejęcie władzy nie uśmiechało mi się.
Teraz nie miałem wyjścia.
***
Zwołałem spotkanie wszystkich moich podszefów. Wszyscy zjawili się następnego dnia o szesnastej – tak jak rozkazałem.
Widziałem po ich twarzach, że nie chcą tu być i zamierzają jak naszybciej wrócić na swoje terytorium. Nie dziwiłem im się, przecież nie znali moich planów. Kazałem wszystkim przyjechać do opuszczonego magazynu, gdzie nikt z zewnetrznego świata nie pomyślałby, że może tam się odbywać spotkanie rodziny mafijnej.
Podszefowie rozmawiali między sobą, ale gdy odchrząknałem wszyscy umilkli i zwrócili wzrok w moją stronę. Przeszedłem obok nich i stanąłem z przodu, przyglądając się znajomym twarzom.
– Dzięki, że przyjechaliście tak szybko. Musimy uzgodnić pewne warunki, których oczekuję, że będziecie przestrzegać podczas, gdy ja bede rządził tym miastem. – Zacząłem swoją przemowę, cały czas patrząc z kamiennym wyrazem twarzy na moich wujów. U niektórych widziałem pogardę, inni patrzyli znudzonym wzrokiem, natomiast reszta nie pokazywała uczuć. – Co nieco będzie się różnić od rządów mojego ojca, ale oczekuję, że będziecie przestrzegać zasad. Zanim zacznę, czy ktoś ma jakieś pytania? – zwróciłem się do nich. Przez chwilę stali i się gapili. Po chwili odezwał się mój wuj Ugo:
– Co zamierzasz takiego zmienić? Wszytsko jest w jaknajlepszym porządku. To ty szukasz jakiś problemów. – Wzruszył ramionami niewzruszony tym, że właśnie mnie obraził.
Popatrzyłam na niego spojrzeniem ciskający pioruny. Ten cały czas wyglądał na obojętnego całą tą sytuacją.
Znowu zabrałem głos, tyle że tym razem mówiłem zdecydowanie ostrzej i patrzyłem tylko na Ugo:
– Jak śmiesz mnie obrażać? – rzuciłem zdenerowanym, nie, wkurwionym głosem. – Jestem twoim capo. – Tym razem warknąłem. Głośno i donośnie. Tak że wszystkich zamurowało – nie znali mnie z tej strony. A ten chuj Ugo starał się ukryć zdziwienie i kryjący się gdzieś daleko w jego oczach – strach. Gdy popatrzyłem na resztę widziałem w ich oczach podziw.
Teraz przynajmniej nie patrzą na mnie jak na dzieciaka.
– Jeżeli nikt już nie chce nic dodać, to przejdę do konkretów. – Mówiłem w ten sposób, jakby nic się przed chwilą nie stalo. Ale nie moglem dać po sobie poznać, że coś takiego mnie zabolało. Przecież miałem jego zdanie w głębokim poważaniu. – Po pierwsze nie macie prawa wychylać się poza szereg i komentować na głos moich żądów. To co mówicie za zamkniętymi drzwiami mam gdzieś. Po drugie; dzieci są dla was nietykalne. Jak się dowiem, że któryś z was zabił jakieś dziecko osobiście dopilnuję, żeby przeżył tortury gorsze niż z najstraszniejszych koszmarów. To samo tyczy się kobiet z rodziny i spoza świata mafii. Zdrajczyniami zajmę się sam i to ja zadecyduję, co stanie się z taką kobietą. Po trzecie i ostanie nie życzę sobie, żebyście w jakikolwiek nie okazywali mi szacunku. Czy to przy mnie czy między sobą. Dowiem się jeżeli któryś z was będzie obrabiać mi dupę za moimi plecami. – Wypowiadałem każde osobne słowo pewnym siebie i niskim głosem. Najwyraźniej moja przemowa zamurowała wszyskich, bo w obskórnym swoją drogą, magazynie panowała cisza, którą przerywał tylko wiatr i szelest liści.
– Dzisiaj przymknę oko na twój wybryk, Ugo, ale jeśli się to powtórzy, to cię zabiję, zrozumiano? – Patrzyłem wymownie na niego i czekałem aż się odezwie, ten jednak tylko pokiwał głową. – Nie słyszę! – syknąłem.
– Tak – odpowiedział cichym i ponurym tonem głosu, zapewne niechętnie słuchając moich rozkazów. No cóż, musi się przyzwyczaić, bo zamierzam rządzić tym miastem dłużej od ojca.
– Na tym skończymy, wracajcie do siebie!
Wszyscy grzecznie niczym mrówki podarzyli do wyjścia. Ja wolałem poczekać. Chciałem wyjść dopiero jak ci skurwiele się już ulotnią.
Gdy podniosłem wzrok z wyjścia do magazynu, dostrzegłem w rogu pomieszczenia syna podszefa Filadelfii. Patrzył na mnie z doskonale dostrzeglną pogardą na jego twarzy. Uśmiechał się parszywie w moją stronę, a ja napiąłem wszystkie mięśnie, żeby tylko nie wybuchnąć i nie oszpecić mu ryja. Był już dawno temu wcielony, więc mogłem to zrobić i nikt by mnie przed tym nie powstrzymał.
– Naprawdę myślisz, że będziesz lepszym capo od twojego ojca? Oświecę cię; nigdy nie będziesz. Możesz zmieniać zasady dowoli, ale i tak nikt nie będzie cię szanował. – Gdy mówił te wszystkie głupoty złośliwy uśmieszek nie schodził mu z twarzy, zaś ja napinałem mięśnie coraz mocniej.
– Zamknij swój głupi ryj, bo inaczej pozbawię twojego ojca następcy.
Nie wydawał się wzruszony tym, co powiedziałem. Miał wszystko w dupie i każdy głupiec zdołałby to zobaczyć.
Nie mogłem pozwolić sobie na takie traktowanie.
W mgnieniu oka do niego podszedłem i przywaliłem zaciśniętą pięścią w jego nos. Zaczeła lecieć krew, a Fabrizio złapał się za niego i próbował zatamować krwotok. Nic to nie dało, tylko umazał sobie łapska.
Niewzruszony tym, co się stało znowu zadałem cios. Tym razem w brzuch. Chłopak zgiął się w pół ramieniem obejmując się za bojące miejsce. Znowu go uderzyłem. I poraz kolejny. Zadawałem mu cios za ciosem, aż nie skulił się na ziemi. Jęczał z bólu, a ja patrzyłem się na niego z triumfalnym uśmiechem. Kopnąłem go jeszcze w prawe żebro i odszedłem zostawiając go skólonego na tej ziemi. Niech sobie sam radzi. To już nie moja sprawa.
Przed magazynem czekali na mnie moi ochroniarze. Mieli dwa auta, jedno jechało przede mną, drugie – za mną.
– Do mojego apartamentu – wydałem rozkaz, a oni posłusznie skinęli głowami. Wsiadłem do mojego Ferrari i ruszyłem tuż za czarnym SUV-em. Za mną jechał dokładnie taki sam. W każdym z nich siedziało po pięć osób.
Zadbałem o ochronę na wypadek, gdyby jednemu z podszefów odbiło i postanowili mnie zaatakować. Mieli szczęście, że żaden niczego nie próbował.
Gdy byłem już w moim apartamencie udałem się do mojego gabinetu, by zdalnie zająć się jednym z moich klubów, zanim osobiście się tam wybiorę. Dostałem sporo skarg od dziwek, które twierdzą, że ich tam nie traktują tak jak powinni.
Postanowiłem jeszcze nie mieszać w to managera tego klubu, bo gdyby te kobiety mówiły prawdę on mógłby im zagrozić, albo im coś zrobić.
Jak się czegoś dowiem to wtedy się z nim skontaktuje, postanawiam w myślach.
Po dwóch godzinach zmęczony wyłączyłem laptopa i wstałem z wygodnego fotela. Wszedłem do mojej sypialni z ogromną ochotą, żeby rzucić się na miękki materac i pójście spać, jednak zanim to zrobiłem rozebralem się do bokserek i zdjąłem kaburę, którą odłożyłem na stolik nocny, tak zeby mieć ją blisko siebie w razie czego. Pod poduszką również trzymam nóż i pistolet. Musiałem być ostrożny będąc na takiej pozycji i na dodatek wiedząc, że moi wujowie mogą być jeszcze w mieście.
Dopiero gdy wszytsko zrobiłem moglem na spokojnie się położyć i odpocząć.

Pocałunek Diabła Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz