Jego najwcześniejszym wspomnieniem były głosy dobiegające spoza ciemności.
– Jesteś pewna, że to już czas? Teraz? Dziś wieczorem?
– Tak. Nocoskrzydłe matki zawsze wiedzą. I jest najjaśniejsza noc, tak jak powiedział Wróżbita. Trzy pełne księżyce... nie mieliśmy smoczęcia wyklutego pod trzema księżycami od ponad wieku! Na węże i stonogi, przestań się wiercić. Przez to mam ochotę odgryźć ci ucho.
– Tylko spróbuj, a zaczaruję ci wszystkie zęby, żeby wypadły.
Krótka pauza. – Arktyka. Ja tylko żartowałam.
– Racja. Ja też.
Nie rozumiał jeszcze tych słów, ale czuł zalewające go emocje, które wylewały się z obu umysłów. Jeden, matki, był przepełniony troską, opieką, gotowy kochać, złościć się i chronić w każdej chwili. Drugi promieniował urazą, zimnym gniewem, myślami podgniłymi na krawędziach.
Rozległ się odgłos drapania, a on poczuł, że jego świat się przechyla. Nagle pojawiło się światło. Słabe, miękkie, ale tam, poza murem, który dopiero co odkrył wokół siebie. Światło go wzywało: Wyjdź, wyjdź. Wyjdź teraz.
– Dlaczego je przenosicie? – zapytał gniewny głos. – My zostawiamy nasze zakopane w śniegu.
– Nasze muszą wykluć się w świetle księżyca – odpowiedziała matka. – Przestań się tak na mnie gapić. To zupełnie bezpieczne. Nocoskrzydłe robią to od setek lat.
W pobliżu jego ucha rozległo się głośne stuknięcie.
– Nie ruszaj ich!
Zawrotny, szybki ruch, po którym nastąpił, przyjemny, ciepły bezruch.
– Dlaczego mają dwa różne kolory? – zapytał głos, którego nie lubił. Był tak samo głośny, zgrzytliwy i nieprzyjemny jak stuknięcie. – To przez nas? Może jedno jest bardziej lodoskrzydłym?
– Nie – odpowiedziała. – Większość nocoskrzydłych jaj jest czarna, ale te, które wykluwają się podczas pełni zmieniają kolor na srebrny, jak to. Nie wiem dlaczego to jest wciąż czarne. Powinny się wykluć w tym samym czasie.
– Coś jest z nim nie tak – mruknął.
– Nic – powiedziała matka. – nie jest nie tak z moimi smoczętami.
Świat znów się przechylił, a on poczuł, że leży w miejscu, z którego nie będzie się tak łatwo staczać i przesuwać gdy się poruszy.
Teraz mógł wyczuć coś jeszcze - inne bicie serca, powolne i miarowe, bardzo blisko. Sięgnął do jej umysłu, ale był tam tylko spokój i cisza. Nie było w nim tej pilnej potrzeby ucieczki, którą czuł. Wiedział, że nie ma wieczności. Teraz, to jest to, co miał zrobić, tylko teraz.
– Jesteśmy za wysoko – mruknął rozzłoszczony głos. – Mogą spaść. To głupia tradycja. Powinniśmy byli zabrać je do Królestwa Lodu, żeby się wykluły.
– Żeby zamarzły jeszcze przed wyjściem? – zapytała ostro matka.
– Nie zamarzłyby – warknął. – Pamiętaj, że są w połowie lodoskrzydłe.
– A twoja matka niezwykle by się ucieszyła z możliwości poznania ich – parsknęła. – Przynajmniej moja rodzina z miejsca nie zabije naszych smocząt. Pomogą nam je chronić.
– Twoja rodzina nie ma na co narzekać. Wniosłem królewską krew lodoskrzydłych do waszego rodu.
Matka zasyczała groźnie. – No tak. Wybacz, że zmieszałam ją z moją chłopską krwią nocoskrzydłych.
Przez umysł smoczęcia przemknęła fala przemocy, zakrwawionych łusek i zamarzniętych szponów. Jego matce groziło niebezpieczeństwo. Miały wydarzyć się złe rzeczy. Ale on mógł je powstrzymać. Wystarczy tylko, że teraz by wyszedł.
Mocno docisnął szpony do otaczających go ścian, szarpiąc, kopiąc i napinając się. Zadowalający trzask i uczucie, że coś ustępuje pod jego tylnymi pazurami.
– Patrz, wychodzi – zadziałało. Oboje byli odciągnięci od swojego gniewu, zwłaszcza matka, która teraz całą swoją uwagę zwróciła na smoczę. Jej umysł aż mienił się z podniecenia.
Znów spróbował dotrzeć do spokojnego bicia serca. Gdyby tylko umiał mówić, pomyślałby „Wyjdź ze mną! Po prostu spróbuj! Musisz walczyć!"
Ale nie umiał, a ona w ogóle nie słuchała.
– Nadchodzi burza. To ma jakieś znaczenie dla tych twoich księżycowych przesądów?
– Nie wydaje mi się, ale to bez znaczenia. Wyjdzie zanim tu dotrze. Spójrz jaki jest silny – Chwila, impuls, w którym dzielili niemalże tę samą emocję, a potem dodała – To nie są żadne księżycowe przesądy, tak przy okazji. Nie musisz zachowywać się jak naburmuszony nosorożec, tylko dlatego, że czegoś nie rozumiesz.
Niebezpieczeństwo znów błysnęło przed nim. Czas na ostrzejszą walkę. Wysunął pazury i zamachnął się, napierając w każdym kierunku naraz.
Światło, światło, światło chciało go wydostać, chciało przeciągnąć swoimi szponami po jego skrzydłach, przepłynąć przez jego łuski, wypełnić go srebrną mocą. On też chciał tej mocy, całej, całej.
CZYTASZ
Skrzydła Ognia: Legendy - Prześladowca Mroku - tłumaczenie pl
FantasyTrzy smoki. Jedno nieuniknione, nieprzewidywalne przeznaczenie. To początek końca.... W Królestwie Morza, młody książę dowiaduje się, że jest animusem - smokiem władającym cudowną magią za straszliwą cenę. W umyśle nocoskrzydłego smoczęcia ukazuj...