<Max>
Czuję jak trzęsą mi się dłonie ze zdenerwowania. Ta dziewczyna była tak wkurwiająca... Mała ruda pinda która uważa, że dzięki nauce coś w życiu osiągnie. Pff dobre żarty bo na pewno chemia przyda mi się przy prowadzeniu rodzinnej firmy. Choć może i to mi Martin zabierze.
Wypalam już chyba z trzeciego papierosa dziś, a jest jebana dziewiąta. Po jakiś pięciu minutach widzę mojego jakże cudownego braciszka roześmianego i z pogniecioną od wiadomo czego koszulką. Serio czy on może przestać puszczać się z laskami w szkole? W takim tępię to nawet zabezpieczenia nie pomogą i albo będzie ojcem w wieku jebanych siedemnastu lat, albo dostanie jakieś choroby.– Bracie w końcu dostaniesz raka i nasz ojczulek cię zabije. – mówi prosto z mostu rozbawionym tonem. Coś jest nie tak...
– Ile wypiłeś? – warknąłem, a ten jedynie się zaczyna śmiać.
– Oh mamusiu od kiedy jesteś księdzem bym ci się zwierzał? – spytał ironicznie łapiąc mnie za kurtkę.
– Pieprz się.
– Oh z tobą? Bracie nie jesteś w moim typie... ale jedna dziewczyna z łazienki wyglądała czarująco~ – posyła mi wyzywające spojrzenie. Nie, nie mam dziś nastroju na zakłady kto szybciej jakąś laskę wyrwie. – Co taka nietęga mina? Boisz się, że nie uda ci się jej wyrwać? Urocze już wiesz, że jestem lepszy. – uśmiecha się z wyższością i już wiem, że przyjmę wyzwanie.
– Pokaż mi to która. Jeżeli jest średnia nie chcę nawet tracić na nią mojego czasu. – prycham, a ten bierze moje ramię i ciągnie na korytarz. O chuj...
<Charlie>
Walę w drzwi kabiny i po chwili słyszę niezadowolony jęk i mogę otworzyć drzwi. Patrzę z niesmakiem na Emmę z rozmazanym błyszczykiem i rozczochranymi włosami, a jeszcze z większym niesmakiem na Martina. Oczywiście każdy zna jego imię, nie jestem wyjątkiem. Kolejny ruchacz który ma w głowie tylko jaką laskę przeleci i jak rozegrać mecz.
– To damska łazienka Martinie. – mruknęłam i poszłam umyć ręce. Ci i tak zamiast wyjść z łazienki kontynuowali przez co szybciej wyszłam niż bym chciała. I oczywiście dzwonek.... Co teraz? Ah matematyka.
<Max>
– Coś nie tak? – mój chory brat jeszcze się pyta. To ta sama wkurwiająca laska. – Na poprzedniej przerwie nakryła mnie z Emmą.
– Brzydka. – odparłem i już chciałem odejść kiedy śmiech brata mnie zatrzymał. – Z czego rżysz?
– Mała dała ci kosza czy co? Bo na pewno do brzydkich nie należy. Może nie ubiera się jak te napalone laski, ale też nie najgorzej.
– Nie dała kosza, po prostu to kujonica i pewnie świętoszka. – odpowiedziałem zimno na co ten się uśmiechnął szerzej.
– Oh jeżeli świętoszka to może być ciekawiej. Damy sobie dwa tygodniem, a zwycięzca bierze kieszonkowe drugiego. – spogląda na mnie z wyzwaniem. Nie, nie mogę tego zrobić. To będzie głupie. Nie. Ale kurwa chcę tak bardzo zetrzeć ten głupi uśmieszek z twarzy...
– Ok.
<Charlie>
Większość lekcji minęła szybko, a ostatni jest angielski z tymi dwoma matołami. Już się boję. Chyba jednak trochę przestałam bać się zemsty Maxa więc w głowię mogę go nazywać idiotą. Siadam w jednej z ostatnich ławek i kładę głowę na ławkę. Ah ósma godzina lekcyjna męczarnie... Ale po chwili wchodzi nauczyciel i spanie na ławce się kończy.
– Dobrze, proszę odtworzyć podręczniki na stronie... – i w tym momencie nic nie usłyszałam bo za mną zaczęli gadać dwójka ciołków którzy chyba liczyli na atencję... – Nikodem i Simon uciszcie się bo jest lekcja. – oczywiście dalej gadali, a teraz dało się zrozumieć co mówią...
– Ta Sara z 3A ma zajebisty tyłek. – mruknął Nikodem, a pani od anglika poczerwieniała.
– Ostatnia ławka cicho tam!
Simon przywalił w ławkę.
– Słyszysz ławka, masz być cicho. – warknął udając groźnego.
– Zamknijcie się bo pały wam pani postawi. – Vera przewróciła oczami.
– Ale w dzienniku czy... – Nikodem uniósł sugestywnie brwi, a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Mrozi w ciul.
– DO DYREKTORA!!! – kobieta była czerwona i ledwo wytrzymywała. Oj czyli wcześniejsza klasa dała jej w kość.
– Bo pani się sama boi? – spytał Simon. Ah kopiesz sw2ój grób chłopie.
– Won! – pokazała im drzwi.
– Oh niech pani się tak nie złości bo złość piękności szkodzi, a pani nie ma czym szastać...
W końcu jednak po dłuższej rozmowie której już nawet słuchać nie chciałam wychodzą, a ja wzdycham z ulgą.
– Ah miała być ciekawa lekcja, ale teraz nam na nią czasu nie starczy więc... za karę będziecie mieli projekt! Robimy go w parach. Tak jak siedzicie... – o kurczę... ja z nikim nie siedzę. A jedyne osoby jakie siedzą same to... błagam nie. – A Charlotto skoro nie siedzisz z nikim będziesz z Maximilianem. Może do was też dołączyć Martin skoro siedzi sam, ale każdy ma pracować, czy to jasne?
– Um, a nie mogłabym zrobić tego sama? – spytałam chwytając się ostatniej deski ratunku.
– Nie, bo takie projekty kształtują waszą umiejętność pracy w grupach. Termin wykonania tego jest za dwa tygodnie. Teraz możecie wymyślić jakieś pomysły, a tematem jest... – i tu już przestałam słuchać. Boże czemu mnie tak każesz? To dwóch największych idiotów przy których ciężko się powstrzymać by nie palnąć żeby się utkali. Grh, ale nic to nie chcę przez nich zawalić oceny. Dosiadam się mimo wszystko do Martina i każę Maxowi by się odwrócił do nas.
– A co będę z tego miał?
– Dobrą ocenę i możliwe, że nie dostaniesz ode mnie w pysk. – odpowiadam poddenerwowana. Serio ten gość irytuje do tego stopnia, że mimo jego siły która przewyższa po stokroć moją bo do sportowców nie należę, potrafię mu zagrozić.
– Chciałbym to zobaczyć. W ogóle braciszku jesteś moim skarbem bo z chęcią bym cię gdzieś głęboko zakopał... – Martin parska śmiechem, a Max posyła mi groźne spojrzenie przez które już nic takiego więcej nie mówię. Jednak po chwili ten buc się odwraca do nas i do końca lekcji właściwie to ja mówię pomysły, a oni albo przytakują, albo odmawiają... Praca zespołowa tak?
W mediach umilacz i sorry, że ten rozdział krótszy następne będą dłuższe [przynajmniej mam nadzieję] ^^
CZYTASZ
Nie płacz
Teen FictionTrójka nastolatków i trzy zupełnie inne światy. Charlie to marzycielka która wiecznie siedzi z głową w chmurach i całkiem dobra uczennica. Max to szkolny łobuz i degenerat... oraz młodszy brat naszego wspaniałego króla szkoły Martina. Mar...