Naughty Dorothy

3.3K 206 397
                                    

Dobra dzieci moje kochane, to jest po prostu... nawet nie wiem co. Możecie się z tego pośmiać, albo coś.
Miłego dnia!

Na końcu korytarza, oświetlonego przez kolorowe światła znajdowały się drzwi. Za nimi w przytulnej garderobie stał telewizor, który nadawał na żywo koncert, odbywajacy się zaledwie kilkanaście metrów stąd. Światło które od niego biło oświetlało skórzaną kanapę i siedzącą na nim postać.

Jego oczy przemieszczały się ciągle za mężczyzną, który skakał po scenie w kusej sukience. Ta co raz podwijała się ukazując biały materiał znajdujący się pod spodem. Czerwone rajstopy podkreślały zgrabne nogi, na których siedzący na kanapie szatyn kochał pozostawiać bordowe ślady.

Siedząc w garderobie z coraz większą erekcją, obmyślał plan na dzisiejszy wieczór, bo w tym wszystkim wiedział, że szybko nie opuszczą tego miejsca.

- Jestem taką grzeczną dziewczynką. - Usłyszał głos z telewizora. Harry roześmiany przechadzał się po całej scenie, kokieterując kobiety jak i mężczyzn.

- Oj, nie jesteś... - Mruknął pod nosem, poprawiając szew swoich spodni. - ...kochanie.

Harry robił coraz to śmielsze ruchy, podwijając niekiedy swoją sukienkę. Szatyn natomiast oglądał to wszystko zaciskając swoje dłonie na oparciu kanapy, a jego wzwód powiększał się coraz bardziej.

Minuty mijały mu niezwykle powoli, jakby czas postanowił się nad nim poznęcać. Los grał mu na nerwach, świetnie bawiąc się obserwując gdzieś z góry jego rosnącą frustrację. Jednak po ciągnącej się w nieskończoność godzinie, w końcu jego ukochany partner w podskokach zszedł ze sceny.

Wyłączył telewizor i rozłożył się na kanapie, przywdziewając na twarz przebiegły uśmiech. Słyszał dokładnie głośne rozmowy i wiwaty, które rozchodziły się echem po całym korytarzu.

Drzwi uchyliły się a wiązka kolorowego światła wpadła do garderoby, oświetlając idealnie siedzącego na kanapie trzydziestolatka. Harry w uśmiechem na ustach i śmiechem uciekającym z jego płuc wpadł do pomieszczenia, zamykając od razu za sobą drzwi.

- I jak? Co sądzisz? - Zapytał zaraz po tym jak jeszcze raz upewnił się, że zamknął drzwi. Pochylił się i rozsunął swoje buty, aby móc w końcu je zdjąć. Obrócił się i spokojnie podszedł do kanapy, na której usiadł przysuwając się jak najbliżej Tomlinsona. - Podobało się?

Mężczyzna zsunął swoje ramię z oparcia i mocno oplótł okrytą kraciastym materiałem talię. - Wiesz, że tak. - Wymruczał wprost do jego ucha, zanim nie pociągnął za podbródek bruneta. Złączył mocno ich wargi a drugą dłoń umieścił na okrytym rajstopami udzie.

- Bez żadnego ale...? - Zapytał niepewnie Styles, zdejmując z głowy uroczą kokardę.

- Skarbie, oczywiście, że są jakieś ale, jednak pytałeś czy podobał mi się występ.

- Jaki jest więc problem?

Louis popatrzył na niego z politowaniem i chwycił koniec sukienki. - Właśnie to jest moje ale, kochanie. Przymykałem oko na Las Vegas, na Nashville, na Nowy York... ale teraz? Harry dlaczego założyłeś coś co wisiało w naszej szafie? Dlaczego założyłeś coś co dostaliśmy od Alessandra na naszą rocznicę?

- Myślałem, że Ci się spodoba. - Mruknął ciszej Harry spuszczając nieco wzrok. Zaczął nerwowo bawić się palcami, starając się ukryć przy tym w swoich ramionach rumieńce, które uwydatniały jedynie kolor tych namalowanych na jego policzkach.

Szatyn chwycił dłoń bruneta odzianą w różnorakie sygnety. Przesunął ją ma swoje krocze i ścisnął delikatnie. - Czujesz to? To wszytko przez ciebie, kochanie.

Naughty Dorothy | L.S. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz