Codzienność

267 25 17
                                    

Są w życiu chwile kiedy rutyna daje o sobie znak i zaczyna myśleć się za dużo o przyszłości. Kiedy to sposób myślenia i postrzegania świata zmienia się czasem praktycznie nie do poznania.

W takim właśnie momencie życia był Kaeya Alberich, świeżo upieczony wykładowca na ASP, bez rodziny, ani tym bardziej drugiej połówki. Co prawda niby miał brata ale nie przepadali za sobą do tego stopnia, że ograniczali kontakt do minimum. Mimo to miał masę znajomości tych bardziej i mniej lubianych, w swoim otoczeniu był niezmiernie lubianą osobą, z którą zawsze można wyjść i się napić albo najzwyczajniej w świecie spędzić czas nie przejmując się dołującymi codziennymi problemami. Sposób w jaki go postrzegano jak najbardziej mu odpowiadał, lubił swoją role ale i świadomość, że jego egzystencja pomaga innym, dając im oparcie w potrzebie.

Prowadził życie jakiego dużo osób pragnęło, i on o tym wiedział. Ale nie był zadowolony z obecnego stanu rzeczy do końca. Miał świadomość że na koncie stuknęła mu już trzydziestka, a nadal był singlem, niepokoiło go to nie z powodu że aktualnie nikogo nie miał, a z tego że ostatnią dziewczynę miał w klasie maturalnej. Co jednak było dosyć dziwnym zjawiskiem, biorąc pod uwagę że kobiety kleiły się do niego jak muchy do lepu, a on nie wszedł z żadną w związek. Związek nie związek, ale flirt to flirt, to robił często, można by rzec nawet że nałogowo. Dlaczego w takim razie nie związek? Na to pytanie nawet sam sobie nie był w stanie odpowiedzieć. Możliwe że miał wrażenie, że nie trafił na tą jedną jedyną osobę.

..

Dzień chylił się ku końcowi, a miasto w najlepsze tętniło życiem. Zewsząd dało się słyszeć szum ulicy i ludzi wracających do domu po pracy, a w powietrzu czuć było zbliżającą się zimę.
W takiej oto scenerii, po całym dniu prowadzenia zajęć szedł parkiem w stronę domu Alberich. Był w płaszczu i szczelnie zawiązanym szaliku, na ramieniu trzymał torbę, a w dłoni pusty już kubek po kawie. Na dobrą sprawę nie wyróżniał się zbytnio z tłumu, gdyby nie jeden szczegół. Jego włosy. Bowiem matka natura obdarzyła go włosiem o ciemno niebieskiej barwie. Dlatego też przyzwyczajony był do śledzących go wzrokiem ludzi, prawie w każdej chwili i prawie każdym miejscu.
Przechodząc obok śmietnika wyrzucił zbędny kubek i stwierdził że to idealna pora na kolejną już tego dnia dawkę kofeiny.

Idąc zauważył kawiarnie, w której jeszcze go nie było, a warto zaznaczyć że takie sytuacje są niezwykle rzadkie ponieważ, jest on wielbicielem kawy do tego stopnia że można by zaliczyć to jako kolejne z jego uzależnień.

Od razu po przekroczeniu progu do jego nozdrzy uderzył mocny ale przyjemny zapach palonej kawy. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy, albo może pierwszym kto rzucił się mu w oczy był blond włosy pracownik kawiarenki w ciszy robiący cudownie pobudzający do życia ciepły napój o swoistej zawartości kofeiny.

Nie wiele myśląc pewnie podszedł bliżej i zaczął przyglądać się menu zamieszczonemu na tablicy. Kątem oka nadal obserwował ruchy baristy. A dlaczego? Nie chciał wyjść na typ klienta niezdecydowanego i uciążliwego. Widząc, że chłopak za kasą obraca się w jego stronę od razu złożył zamówienie na średnie latte. Standardowo w pakiecie dostał pytanie czy ma być to zwykłe, czy smakowe latte.
Była to najgorsza część składania zamówień od zawsze, a w tej chwili biorąc pod uwagę że kończy się jesień na nowo nastała moda na kawy smakowe. Chociaż on sam nie wiedział, o co tyle szumu. W końcu raz takową zamówił i po tym jednym razie był całkowicie pewien, że to czego dosypują do nadania "smaku" kompletnie pozbawia aromatu i woni jakże uwielbianemu przez niego napojowi.
Z takiej też przyczyny od razu odpowiedział że chodzi o klasyczne i przy okazji zapłacił.

Nie musiał czekać długo, a jego jakże upragniony napój był już w jego dłoniach. Kiedy miał już wychodzić i kontynuować powrót do domu, jak na nieszczęście spostrzegł się że na dworze pada, a wręcz leje. Dodatkowo nie miał ze sobą parasola, a do metra został jeszcze całkiem pokaźny kawał drogi. Nie wspominając już o tym że szedł okrężną drogą bo jak sam zaledwie około godziny czasu temu stwierdził - jest bardzo ładna pogoda na spacer. Dlatego też postanowił ze nigdzie mu się nie spieszy i znalazł sobie stolik przy ścianie.

Czas nieubłagalnie mijał, ludzi ubywało, a deszcz jak padał wcześniej tak padał i teraz. Kilka razy przelatywała mu przez głowę myśl żeby jednak wyjść już nawet za cenę przemoknięcia i późniejszego przeziębienia, ale odtrącał te myśli zaraz po ich pojawieniu. Uświadomił sobie, że dopiero co wrócił do pracy i do zdrowia i nie mógł pozwolić sobie na kolejne choroby. No przynajmniej w najbliższym czasie.
Ale przecież mógł zamówić taksówkę, czy to nie oczywiste? No nie do końca, jest w tym wszystkim mały haczyk. Był w centrum w godzinach szczytu, a co za tym idzie wszędzie były potwornie wielkie korki. Dlatego najpewniej taksówka przyjechałaby zapewne jakby już nie padało, a mimo pozorów nie lubił wydawać pieniędzy na głupoty. Twierdził że takie wydatki strasznie obniżają mu budżet. Zupełnie jakby zapomniał o tym, że codziennie wydaje dużo pieniędzy na kawę.

Podsumowując stan rzeczy, pozostało mu nadal siedzieć i czekać.

Nie wiedział ile dokładnie już tak siedział. Czuł za to że dawka kofeiny przestaje działać i jego organizm oddaje się w objęcia morfeusza.

..


Nie kontaktował, spał i nie zapowiadało się na to by mimowolnie się obudził. Chociaż jego świadomość podpowiadała mu żeby się budzić, on kompletnie to ignorował.
Albo starał się ignorować do momentu kiedy poczuł czyjś dotyk na ramieniu, co momentalnie sprawiło że otworzył oczy. Nad sobą zobaczył pasma falowanych blond włosów, nie musiał zbytnio się podnosić żeby zobaczyć kto był ich właścicielem. Od razu rozpoznał pracującego w tamtym miejscu chłopaka, który swoją drogą nie zabierał ręki z ramienia Albericha.

- przepraszam, ale już zamykamy - mówił głosem chociaż z pozoru bezuczuciowym i raczej chłodnym, wydawało się że jednak jest w nim trochę ciepła, dosyć specyficznego, ale ciepła.

Unosząc wzrok spojrzał na plakietkę przypiętą przy fartuchu, najwyraźniej wskazującą na imię pracownika. "Albedo".
Zdał sobie sprawę że chyba za bardzo się ociąga, więc wstał, zabrał swoje rzeczy i przeprosił tamtego za problem. Bez zastanowienia opuścił kawiarnie tak szybko jak mógł i zaczął ponownie wracać do domu.
Rozejrzał się, było już ciemno, a deszcz przestał padać, zapewne przed chwilą, co wywnioskował z tego że na chodnikach było o wile mniej ludzi niż zwykle. Ale może to wcale nie była sprawka pogody, a tego że wracał tą drogą do domu później niż zwykle.

..


Barista z tamtej kawiarni miał już gasić światła i wracać do domu, jednak wychodząc zobaczył przy stoliku prz którym siedział klient, co musiał go budzić, cos dziwnego. Podszedł tam i podniósł przedmiot, który okazał sie być szalikiem. Przyjemnym w dotyku tkanym szalikiem. Był pewny że wcześniej go tu nie było, wiec stwierdził że musiał on należeć do tamtego mężczyzny którego niezbyt długą chwile wcześniej budził.

Wyszedł na zewnątrz ale nie tamtego już tam nie było. Była za to świadomość, że kiedyś już go widział, że musiał go znać.

..





Śnieg tamtego dnia | KaebedoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz