Siedzisz. Z kurczowo podkulonymi nogami, twarzą ukrytą w dłoniach opłakujesz życie, zatracasz się we wspomnieniach dzisiejszego dnia. Nie, co ja mówię, całego życia! Siedzisz. Nie masz pojęcia jak długo, czas przestaje mieć w tej chwili jakiekolwiek znaczenie- jest tylko i wyłącznie wskazówkami powtarzającymi swoją drogę w kółko i w kółko. Niczym więcej. Mijają sekundy, może minuty… Te pędzą na złamanie karku tworząc godziny. A ty? Siedzisz. Z nadal podkulonymi nogami, twarzą ciągle szczelnie ukrytą w swoich drobniutkich dłoniach- jakbyś bała się, że coś przerażającego stanie się, jeśli pokażesz swoje oczy zaszklone od powoli zbierających się łez. I siedzisz. Nic więcej.
***
Zdaje się, że nie doceniałaś swojego dotychczasowego życia, mała baletnico. Wysiłek włożony we wspólne dobro, Twoje wychowanie, dobre oceny ręcznie wypisane w dzienniku czy wieprzowina z ananasem na obiad –skądinąd Twoje ulubione danie. Wszystko to było dla Ciebie nic nieznaczącym zlepkiem rodzicielskich obowiązków, zgadza się?
Powinnam napisać teraz- dobrze Ci tak. Za karę, za wypływający strumieniami egoizm, powoli zżerający Twoje jakże młode ciało; masz za swoje! Jednak… Zniżyłabym się do Twojego poziomu, a, tego ani ja ani Ty byśmy nie chcieli. Dlatego, w ramach pokuty oczywiście, mam dla Ciebie propozycję, nakaz- co wolisz. Cofnijmy się w czasie, zróbmy mały rekonesans, bilans zysków i strat. Co ty na to?
***
-Pięknie dziś wyglądasz, moja mała baletnico. –uśmiech Twojego ojca, właśnie takiego chciałaś go zapamiętać- jako życzliwego, zawsze troskliwego opiekuna.
Nie odpowiadasz, właściwie to nie odzywasz się żadnym słowem. Cóż za godna podziwu ignorancja.
-Daj jej spokój, dobrze? Widzisz przecież, że zżera ją trema. –jest i matka: w pośpiechu zbiega do oświetlonej zewsząd kuchni, w locie łapie grzankę z serem popijając ją łykiem małej czarnej. Zawsze się śpieszy, to do pracy, to na zakupy. Jeszcze nigdy nie widziałaś jej naprawdę zrelaksowanej.
-Nie. Mam. Żadnej. Tremy! –wściekła cedzisz każde słowo z osobna, jednocześnie dziwacznie wydłużając samogłoski.
Twój sposób mówienia przypomina bardziej syk węża aniżeli szczebiot wesołej dziewięciolatki, mała baletnico.
-Dlaczego ubierasz się w strój do pracy, Hannz? –dodajesz po przełknięciu trzeciej z rzędu ciepłej grzanki.
Nigdy nie mówisz do niej ‘’mamusiu’’, czy chociażby ‘’mamo’’. Uważasz, że to złe, że nie wypada.
-Właściwie to… -przerywa zapinanie tweedowej marynarki, spogląda Ci w oczy, zmuszając byś i ty przestała zajmować się swoim niedokończonym posiłkiem. To spojrzenie nigdy nie niesie ze sobą dobrych nowin, wiesz o tym aż za dobrze. –Chciałam powiedzieć Ci o tym już wcześniej, kochanie, ale nie możemy pojawić się na Twoim dzisiejszym występie. Wierzymy natomiast, że i bez nas poradzisz sobie wprost wyśmienicie, pewnie…
-Jak to, NIE MOŻECIE? –przerywasz jej w pół zdania mimo iż wiesz, że tak nie wypada. -Jak to, nie możecie?! Obiecaliście! –w dzikim szale wykrzykujesz wszystkie oskarżenia, nieustannie plujesz jadem oraz czymś jeszcze, czymś, co jest aż nadto znane Twoim bezradnym rodzicom. Nienawiścią.
-Skarbie, jeśli nie pojawimy się na konferencji to… Możemy stracić pracę! Chcesz tego?! –ojciec podnosi głos. Nigdy tego nie robił, nigdy w życiu na Ciebie nie nakrzyczał. Był taki łagodny, zawsze opanowany…
-Obiecaliście, obiecaliście, obiecaliście! –głucha na usprawiedliwienia wybiegasz z miejsca sprzeczki, w biegu łapiesz swoją sportową torbę z sukienką a następnie trzaskasz drzwiami wejściowymi wybiegając na ulicę. Nie widzisz już morza łez matki, nie słyszysz ich zapewnień: Postaramy się tam dotrzeć, postaramy się… Już Cię to nie obchodzi- zbyt głucha, zbytnio nadęta mała, uzdolniona baletnica.
Przenieśmy się teraz w czasie. Trzy godziny później znajdujesz się już w operze- miejscu dzisiejszego, jakże ważnego dla Ciebie występu.
Przygotowywałaś się do niego miesiącami, niemal każdego popołudnia ćwiczyłaś układy, assemblé, terre a terre, tour lent. Godzinami, byleby tylko zadowolić własnych rodziców i publiczność z calutkiego miasta. Twój sceniczny debiut! Mieliście wystawiać Kopciuszka- pewnie by im się spodobało.
Zbytnio naiwna. Za bardzo nadęta. Mała, uzdolniona baletnica.
Jest już grubo po trzeciej- rozciągasz się za kurtyną, pilnie, niemal z czcią. Za sekundkę rozpoczniesz swój występ. To będzie Twoja chwila! Twoja, tylko Twoja! Nikt Ci wtedy nie przeszkodzi!
Zbytnio naiwna. Za bardzo nadęta. Mała, uzdolniona baletnica.
Nagle rejestrujesz dziwny dźwięk dochodzący pewnie ze skrzyżowania ulic, na której znajduje się także budynek opery. Dopiero po jakimś czasie zdajesz sobie sprawę, że to syrena. Karetka pogotowia. Z widowni daje się usłyszeć pomruki zdziwienia- jednak ktoś przeszkodził. Co to za dźwięk? Co się mogło stać? Czy to coś poważnego?
-Idźcie sobie wyć gdzieś indziej, ja tu teraz odgrywam rolę życia. –niezadowolona mruczysz pod nosem.
Zbytnio naiwna. Za bardzo nadęta. Mała, uzdolniona baletnica.
Zza podestu wychylają się blond loki Twojej nauczycielki- kolejny niespodziewany widok, zważając na późną godzinę. Przecież nie powinno jej już tu być!
Kobieta wyszła zapewne z budynku rozeznać się w sytuacji- widać to po jej bladej niczym płótno twarzy. Stąpa wolno, ospale, ociężale. Jak na ścięcie.
-To pewnie nic poważnego, kobieto, ogarnij się. Masz teraz na głowie ważny występ!
Zbytnio naiwna. Za bardzo nadęta. Mała, uzdolniona baletnica.
Jasne loki zmierzają dokładnie w twoją stronę, chcą Ci coś oznajmić. W tej właśnie chwili, zakłócając cały porządek, zburzając Twój wewnętrzny spokój.
-Ann, muszę Ci coś oznajmić…
Dlaczego akurat mi?! Przecież mamy teraz występ, ów widok zza budynku nie jest pewnie aż tak ważny, żebyś opowiadała mi o nim właśnie teraz! TERAZ WAŻNY JEST WYSTĘP!
-Na sąsiedniej ulicy zderzyły się dwa auta, z czego jedno należało do Twoich rodziców.
Wszystko runie. Rozsypuje się, jak domek z kart. Błyskawicznie, niepostrzeżenie.
Obiecali. Przecież obiecali!
Zbytnio naiwna. Za bardzo nadęta. Mała, uzdolniona baletnica.
CZYTASZ
Mała, uzdolniona Baletnica
No FicciónOne shot o szczęściu, nadziei i o tym, gdzie kończy się cienka jak warstewka lodu nić zrozumienia, a gdy zaczyna prawdziwy, matczyny ból.