...

126 30 4
                                    

Mówili, że będę najpiękniejszy w okolicy! Że będę miał wielgachne okna, potężne drzwi, okazałe dachówki... Jednocześnie prosili o wyrozumiałość, kazali czekać. Więc czekam.
Na początku był właściciel. To on stworzył calutki plan, nie pomijając nawet najdrobniejszych szczegółów. Przydzielił każdemu z wesołej rodzinki osobny pokój, odpowiadający zainteresowaniom członka familii. I tak, synowi rozplanował boisko do gry w piłkę nożną. Całe dnie obserwowałem, jak zgrabne nogi malucha kopią piłkę, by po chwili wyrzucić ją na plac budowy, między taczki i poukładane cegły. Córce przydzielił strych - miejsce, gdzie będzie mogła w spokoju ćwiczyć układy taneczne. Młoda baletnica rzadko pojawiała się na placu budowy, a jak już ją widziałem, to zawsze z najstarszą kobietą z rodziny. Jej właściciel zaplanował największą kuchnię, jaką kiedykolwiek miałem okazję poznać (tak szczerze mówiąc, widziałem tylko tę).
Najczęściej na placu zjawiały się istoty w roboczych uniformach. Nie dość, że podobni do siebie, to jeszcze tak samo zdeterminowani, by skończyć budowę na czas. Pracowali bez wytchnienia, a ja mogłem się im tylko przyglądać, rejestrować upływający czas i zmieniające się zachowanie moich właścicieli. Syn wyjechał do liceum z internatem, córka wybrała się na studia, tak przynajmniej mówili robotnicy. Mijały godziny, które w mgnieniu oka przemieniały się w dni, pędziły bez chwili wytchnienia, aż w końcu dziwnym zrządzeniem losu zostawiły mnie, samotnego, na opustoszałym placu budowy.
Poranek, jak każdy inny, rozpoczął się od brzęczenia uruchomionych o tej porze maszyn oraz stukotu pracujących w pocie czoła łopat. Potem do tej melodii wkradł się inny, nieznajomy dźwięk - krzyk.
- Mówiłam ci, że ta inwestycja będzie nas kosztować zbyt wiele wysiłku fizycznego, jak i psychicznego. Zbyt wiele pieniędzy włożonych w ten dom! Rezygnuję.
Glosne tupnięcie, odgłos zamykania drzwiczek samochodowych, cisza. Właściciel został sam.
- I co mam teraz zrobić? Nie mamy już żadnych oszczędności, dzieci nas opuściły. Ja jednak tu wrócę, nie mogę przecież tak szybko dać za wygraną. - wyszeptał niczym przysięgę. Niczym obietnicę, której nigdy już nie miał dotrzymać.
*
Minęło siedem lat, a ja wciąż czekam. Moje wnętrze pokryło się kurzem i brudem. Te nieznośne bakterie są niemal wszędzie! Osiadają na zardzewiałych taczkach, na puszkach po farbach, na butelkach po piwie. Robotnicy lubili sobie robić długie pijackie przerwy. Na korytarzu szaleją myszy, na półpiętrze panoszą się robaki. Brud. Brud. Brud. Jest dosłownie wszędzie.
Czy jestem samotny? Ależ skąd! Mieszanka najróżniejszych istot, zwanych ludźmi odwiedza mnie codziennie. Pijacy, wagarowicze, imprezowicze, dzieciaki. Nie kopią już piłek, tylko puszki. Na strychu nie ćwiczą układów tanecznych tylko puszczają dziwaczne, pulsujące rytmy. Nie planują wyglądu kuchni, tylko całą ją niszczą, bawiąc się przy tym znakomicie.
A ja? Co JA w takim razie robię? Odpowiedź jest prosta. Prosili o wyrozumiałość, kazali czekać, obiecali, że do mnie wrócą. Więc czekam.

DomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz