1.Początek

1.5K 71 6
                                    

Drogi pamiętniku!

Powracam do ciebie, choć minęło już tyle lat. Moje życie strasznie się zmieniło i skomplikowało. Nigdy bym nie pomyślała, że w wieku dziewiętnastu lat znajdę się w tym miejscu i z uczuciem strachu będę przelewać swoją historię na papier. Usiądę może wygodniej, gdyż ta opowieść trochę mi zajmie. Zacznę więc od samego początku...

Miasto Cristal Aqua zajmowało ogromny obszar na południu Ameryki. Rozpościerały się tam same bujne lasy, nieznane ludziom łąki oraz zdradzieckie klify. Dumą tej dzikiej przyrody były dwa jeziora: większe z nich nosiło nazwę Cristal, a mniejsze Aqua. Mieszkańcom życie płynęło tam spokojnie oraz w harmonii lecz ktoś postanowił zakłócić ten ład.

Szczęśliwa siedziałam na ławce w klasie od biologii i wraz z moją czternastoletnią przyjaciółką zajadałyśmy kanapki.

- To jest najlepszy tuńczyk ever!- pisnęła Liliana mając usta wypełnione chlebem.

- Zachowuj się - skarciłam rówieśniczkę, starając się nie roześmiać z jej głupkowatej miny jaką strzeliła.

- Ej!- krzyknęła wytrzeszczając oczy jak pięć złotych.- Widziałaś najnowszą część zmierzchu?! Genialne! Jacob jest taki przystojny! Jestem ciekawa jaką ma sierść w dotyku. Ty! Ciekawe czy używają jakiś odżywek na kłaczki - na słowa przyjaciółki parsknęłam śmiechem nie mogąc wytrzymać z jej dziwnych pomysłów.

- Ja uważam, że Jacob jest zadufany w sobie i strasznie egoistyczny. Osobiście wybrałabym Edwarda. Mimo że jest wampirem to na serio kochał Bellę i jej dobro stawiał nade swoje życie. Jeśli wilkołaki byłyby takie jak w zmierzchu to bym wolała zostać zimnym krwiopijcą - poinformowałam zgniatając sreberko w dłoni i z odległości drugiej ławki pod oknem trafiłam kulką do kosza na śmieci, znajdującego się przy drzwiach.

- Ja kocham piesełki więc nie patrzyłabym już na tą gburowatość. Po prostu w zimne dni jest taki wilczek jak grzejniczek - rozmarzyła się Lili przecierając usta dłonią. W tym samym czasie rozbrzmiał dzwonek na przerwę, który zwiastował również dla mnie koniec zajęć.

- W końcu do domu - westchnęłam z podzięką, mając dosyć siedzenia bezczynnie w szkole. Z uczuciem ulgi zgarnęłam swoje rzeczy i będąc wcześniej przebrana, popędziłam do wyjścia. Na dworze świeciło przyjemnie słońce a niebo mieniło się czystym błękitem. Od razu człowiekowi chciało się żyć.

- Musimy sobie zrobić maraton zmierzchu i to koniecznie - zaopiniowała brunetka zarzucając na swoje ramiona różowy plecak z napisem "Chica".

- W ten weekend nie dam rady, gdyż tata wraca z trasy a mama wzięła sobie wolne i mamy rodzinnie spędzić ten czas - powiedziałam kierując się ścieżką do dobrze znanego mi skrzyżowania.

- Szkoda. To może jeszcze w następny. Chociaż nie... Będzie trzeba się uczyć do klasówki z gegry i matmy. Masakra... Ja nie czaję o co tam chodzi. Jakieś tangensy, kotangensy! Co to ma być w mordę jeża nietoperza!- brązowooka wykrzyczała swoje żale ku niebu chcąc uzyskać odpowiedzi na swoje nurtujące pytania.

- Gegrę ogarniam ale matematyka to czarna magia i chyba będę musiała iść na korki - bąknęłam niezbyt zachwycona, gdyż moja korepetytorka niby umiała uczyć ale ten jej zapach. Śmierdziała zawsze maścią goździkową oraz czosnkiem. Fuj...

- Ja też będę musiała kogoś poprosić o pomoc ale ja to może zaszantażuje brata - zaśmiała się złowieszczo czternastolatka pocierając swoje dłonie wewnętrzną stroną. Naglę naszą zawziętą dyskusję przerwał dźwięk dobiegający z kieszeni Liliany. Czekając na zielone światło odebrała pośpiesznie połączenie.- Cześć mamuś - dzwoniła pani Maryline, która była moim zdaniem nadopiekuńcza względem swoich dzieci.- Dobra. Ja jestem na skrzyżowaniu... Yhym... Okey... Czekam - rozłączyła się.- To moja mama dzwoniła i coś mi mówiła o cioci ale za nic nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. Wiem tylko tyle, że mam się nie ruszać z miejsca bo zaraz po mnie podjedzie - poinformowała dziewczyna smętnym głosem chowając komórkę do kieszeni.

Uwikłana w Tajemnice (Została Wydana)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz