Rozdział 1.

275 15 17
                                    


Firmowe przyjęcia świąteczne miały jedną wyjątkową zaletę: otwarty rachunek w barze. Kornelia rzuciła tęskne spojrzenie w stronę wysokiego kontuaru, przeprosiła dyskutujących o pierogach kolegów z pracy i przecisnęła się przez niewielki tłum, siadając na rozchwianym stołku.

Tegoroczna Wigilia Kanału Piątego odbywała się w jednym z wrocławskich klubów. Z wielkich głośników rozmieszczonych w czterech rogach pomieszczenia dobiegał dudniący bas house'owej przeróbki nieśmiertelnego „Last Christmas", a kilka osób wtórowało George'owi Michaelowi, próbując przekrzyczeć panujący w pomieszczeniu hałas.

Kornelia pokręciła głową i oparła łokieć o poplamiony blat, rozglądając się za barmanem. Minęła dopiero dwudziesta druga, a obiecała sobie, że wytrzyma przynajmniej do północy. Nie miała ostatnio najlepszej passy w redakcji, więc przynajmniej w ten sposób chciała pokazać swoje zaangażowanie w życie firmy.

— Hej, przepraszam! — krzyknęła do mężczyzny w kamizelce Mikołaja, wyjmującego właśnie dwa oszronione piwa z niewielkiej lodówki.

Pomachała do niego dłonią, balansując na nierównych nogach hokera. Nieznajomy ściągnął brwi, zamknął chłodziarkę i podszedł do niej z pytającą miną. Nachyliła się przez blat, omiatając wzrokiem jego twarz. Jasne włosy zaczesane do tyłu, kwadratowa żuchwa i pozioma zmarszczka na czole przypominały jej Charliego Hunnama, i gdyby nie idiotyczny bezrękawnik, pomyślałaby, że mężczyzna urwał się z planu „Synów Anarchii".

— Ja... — zaczął, ale nie pozwoliła mu dokończyć.

Nie miała ochoty tracić czasu na zbędne uprzejmości.

— Tequila! — wrzasnęła mu do ucha, opadając z powrotem na twarde siedzisko.

Mężczyzna rozejrzał się wokół siebie, jakby szukał pomocy, ale po chwili odstawił trzymane browary, przyjrzał się trunkom w przeszklonej gablocie i wyjął butelkę złotawego płynu. Kornelia zmarszczyła czoło, gdy barman z hukiem postawił przed nią kieliszek z grubego szkła i napełnił go alkoholem.

— Sierra Tequila Reposado — oznajmił tonem eksperta.

W ograniczonej nomenklaturze Kornelii, mieściły się tylko dwa gatunki destylatu z niebieskiej agawy: ciepły i zimny, ale była przekonana, że dotychczas widziała tylko transparentną wersję meksykańskiego specjału. Mężczyzna pociągnął ją za rękę, zanim zdążyła zaprotestować i wysypał ścieżkę brązowego proszku od jej kciuka aż po nadgarstek. Przyjrzała się nieufnie własnej dłoni.

— Co to jest?!

— Cynamon. — Barman kluczył chwilę za barem, sięgnął po całą pomarańczę i wyciął kilka plasterków krótkim nożem. — Spróbuj. Pasuje do świątecznej atmosfery.Kornelia skrzywiła się mimowolnie.

— Czy ja wyglądam na fankę pierników? — mruknęła z kwaśną miną.

Barman nie odpowiedział, przyglądając jej się z ciekawością. Wzruszyła ramionami, zlizała aromatyczną przyprawę ze skóry, wychyliła kieliszek i wgryzła zęby w słodkiego cytrusa. Otrząsnęła się, gdy chłodna ciecz zapiekła w przełyku, po czym uśmiechnęła się z satysfakcją.

— Nie jest źle — stwierdziła, oblizując usta. — Jeszcze raz to samo — dodała, oddając szkło.

Mężczyzna wyszczerzył zęby i spełnił jej życzenie. Wyciągnęła posłusznie dłoń, gdy podniósł solniczkę z cynamonem. Osuszyła drugą porcję w dwie sekundy, powtarzając proces.

— Jeszcze raz — powtórzyła, zasłoniła usta dłonią i stłumiła beknięcie.

— Ciężki dzień? — zapytał barman, chwytając za butelkę.

Miłość od Święta - romans (+18) [W TRAKCIE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz