Listopad (czwartek) – lvl. 11.
Klasa piąta
Uczyłem się do sprawdzianu z historii. Już późno i ciemno, bo był listopad, a na dodatek babcia jeszcze wbiła do pokoju drąc się, żebym szedł spać (tak nawiasem mówiąc, jak spakowałem już książkę to dodała, że zobaczymy co dostanę i coś tam jeszcze o tym jakim jestem debilem, i że się kompletnie nie uczę. No żeby wiedziała ile tam siedziałem, bo oczywiście między pałą, a tróją nie ma różnicy, a czwóra na moje zdolności to ponoć głupota. Nie ważne). Położyłem się i nie mogłem zasnąć. Nie wiem ile czasu minęło, ale jedno wiem. Spałem krótko i rano (w piątek) czułem się źle i mogłem o tym powiedzieć, żeby potem nie cierpieć w szkole tylko w łóżku, ale wysłuchiwanie wyzwisk babci od kłamców i leni było tym gorszym złem. Ledwo zjadam śniadanie i chce mi się wymiotować od zapach kawy, której nie było. To znaczyło tylko jedno. Ta jedna choroba, która nęka mnie już od długiego czasu, która objawia się właśnie późną jesienią. Cholerna jelitówka. Babcia się drze, żebym szybciej jadł, bo nie zdążę na autobus, a ja szybciej to zwymiotuje niż zjem. Cudem zjadam i wychodzę. Idę ledwo żyjąc, a fakt, że mam pół wsi do przejścia na przystanek nie pomaga. Dochodzę do rogu skąd do przystanku jest kilka metrów. No żesz autobus już stoi. Biegnę licząc, że nie odjedzie jak ostatni cham, a trzeba dodać, że tamtego, pamiętnego dnia miałem ciężki plecak, a babcia jeszcze sprawdza, czy czegoś nie zostawiam w szkole, „bo mogę mieć z czego sprawdzian i zostawiam, żeby się do niego nie uczyć". Inni, którzy już byli w autobusie tylko się śmiali i przedrzeźniali „wrum wrum, wzium wzium, wrum wrum, wzium wzium". Na szczęście kierowca był tym rzadkim przypadkiem i zaczekał. Dziękuję ci panie przydatkowy kierowco, że przynajmniej ty mi nie psułeś dnia. Wsiadam i modle się o miejsca siedzące, bo inaczej chyba zemdleje. I ch#j nie ma. Stoję próbując utrzymać się na nogach (nie tylko na zakrętach). Tłok jak nie wiem, duszno strasznie i aż dwie minuty jazdy. W końcu wysiadamy. Każda niezamknięta przestrzeń była dla mnie błogosławieństwem. Kolejnym wyzwaniem było dojście do szkoły, która była dosłownie za przystankiem. Dochodzę do drzwi na trzęsących się nogach. Gdy wchodzę nabieram tyle siły ile tylko mogę, by nauczyciele mnie nie odesłali do domu. Chce, żeby babcia choć raz była ze mnie dumna i nie gadała o tym, jaki to „dziwny przypadek, że akurat przed sprawdzianem zachorowałem, a rano byłem kompletnie zdrów". Na lekcjach jest nieco lepiej, bo w końcu mogę usiąść. Jestem takim średniakiem, a nauczyciele pytają tylko kompletnych debili, a jak mają już dość pytają klasowych geniuszy, którzy jakimś cudem nie są kujonami więc mam spokój do końca lekcji. Na przerwy musiałem wychodzić z klasy. Widok skulonego w kącie jedenastolatka nie wywiera żadnego wpływu na nauczycielach dyżurujących. A ja próbuję w tym kącie się nie zrzygać od nazbyt intensywnego zapachu kawy, chociaż dla mnie to był bardziej odór. Przerwy trwają po dziesięć minut, a na lekcjach jestem już kompletnie w innym wymiarze (w jeszcze dalszym niż zazwyczaj jestem). Wtedy nadchodzi ona... Jednocześnie przeklęta, a jednocześnie upragniona... Przerwa półgodzinna... Po tej przerwie ma być w końcu ten jeb#ny sprawdzian z historii. Tylko musiałem przeżyć te pół godziny i do domu chorować przez weekend. Właściwie przysypiałem, gdy w końcu obudził mnie dzwonek na lekcje. Udało się... przeżyłem cały dzień, aż do historii. Tylko czekać aż wpuści nas do klasy i da kartki i wtedy będę mógł napisać ten sprawdzian i mój cel, dla którego odbywałem drogę męczeńską, zostanie dokonany. Przychodzi nauczycielka, która była stara już na zdjęciach klasowych mojej matki, kiedy ta była w szóstej klasie (a trzeba wspomnieć, że urodziła mnie po trzydziestce). Widzę jak pod pachą ma jakieś teczki, ale coś mi tu nie gra. Ja ją znam i sprawdziany trzymałaby w ręku. Pierwsza rzecz, jaką zrobiła, to kazała iść za sobą. Okazało się, że jej klasa ma teraz próbę do jakiegoś przedstawienia i nas zabrała ze sobą na salę gimnastyczną. Oczywiście z tego powodu sprawdzian został przesunięty o za tydzień, a ja nacierpiałem się tylko po to, żeby na koniec wysłuchiwać jąkań i sztucznie wypowiadanych zdań. Kur...
CZYTASZ
Sprawdzian z historii - pasta
Randomhistoria prawdziwa. Sam ja to przeżyć. Poznaj mój ból. [*]