II

94 5 10
                                    

Słyszałam tylko krzyki i huk. Wyraźnie, zbyt wyraźnie. Wiedziałam że to nie jest koszmar. Ale nie mogłam się za nic wybudzić. Potem znowu była cisza.

Aż nie otworzyłam oczu.

Przez pierwsze momenty nie widziałam zbyt wyraźnie, była tylko dziwnie czerwona jasność. Niczego szczególnego też nie słyszałam więc skupiłam się na tym co czułam. Zimno. I to takie nieprzyjemne. Czułam jak odmraża mi się tyłek i ręce. Leżałam w śniegu. Więc raczej nie byłam w piekle. Ani w niebie. Chyba, że tam na górze w ten sposób przyjmują gości to w tym wypadku nie byli uprzejmymi gospodarzami. Spróbowałam się podnieść i poczułam ogromny ból u dołu kręgosłupa, głowa też nie była w dobrym stanie. Bolało jak cholera, co mi się stało? Gdzie mnie ten pieprzony amerykański bydlak wywiózł?

Spokojnie Eliza. Bez takich, jego obywatelstwo nic do tego nie ma. Po prostu jest cholernym, obrzydliwym, zasmarkanym...- Nie, nie. Nie daj się ponieść.

Westchnęłam ciężko sama do siebie.

Musiałam zamrugać kilkanaście razy, żeby zrozumieć, że oczy miałam czymś zalepione i stąd wzięła się moja dziwna wizja. Sięgnęłam po omacku ręką po garść śniegu i spróbowałam nią przetrzeć oczy, zakażeniami wynikającymi z mycia oczu brudnym śniegiem miałam zamiar przejąć się później. I w końcu z czystym spojrzeniem zrozumiałam, oczy miałam sklejone od zaschniętej krwi.

Ręce mi się trzęsły, bałam się rozejrzeć, ale nie miałam innego wyboru. W końcu coś musiało się stać, że tu leżałam. Uniosłam powoli głowę.

Las. Ośnieżony, smutny las, pełen wyschniętych drzew, poskręcanych i złowieszczo pochylających się nad drogą na której leżałam. Na kilku gałęziach siedziały kruki i przyglądały mi się swoimi lśniącymi jak czarne guziki oczami. Nie krakały, nie szukały jedzenia.

Po prostu się patrzyły. Jak na zwierzę w klatce. Odwzajemniłam się raczej ponurym spojrzeniem i oblizałam szybko usta, które też były we krwi.

- Cholerni obserwatorzy - wychrypiałam, miałam sucho w gardle, musiałam parę razy kaszlnąć zanim odzyskałam swój prawdziwy głos - Szukajcie gdzie indziej żarcia, ja jeszcze żyję! - po chwili dodałam - Chyba.

One zaś, jakby zrozumiały co mówię, wzbiły się w powietrze i odleciały gdzieś za mnie, trzepocząc głośno skrzydłami, zakłócając ciszę dookoła nas. Odwróciłam się, żeby je odprowadzić wzrokiem i wtedy to zobaczyłam.

Mały wóz wojskowy, rozbity pośrodku ścieżki. A dookoła niego niesamowite zgliszcza. Musiał się zapalić gdy...

Gdy co właściwie? W nic nie uderzył, nie było tam żadnego drzewa ani kamienia czy głazu. A zwierzak nie doprowadziłby do takiej stłuczki. Powoli się podniosłam ze śniegu, prawie się wywalając przy okazji na twarz. Spojrzałam się szybko na swoje nogi, poza dziurami w spodniach w okolicy kolan to nie zauważyłam żadnej wystającej kości ani zwichnięcia. Odetchnęłam z ulgą i postawiłam pierwszy, bardzo ostrożny krok. Pewniejsza siebie postawiłam kolejny i poza zadrapanymi kolanami to musiały być całe, bo powoli mogłam podejść do wozu.

I wtedy zauważyłam ciała.

Były rozszarpane na strzępy.

Zacisnęłam mocno swoje zmarznięte dłonie i powoli podeszłam bliżej. Dotarł do mnie zapach krwi i spalenizny dochodzącej z auta. Zasłoniłam łokciem nos i spróbowałam pozbierać w jedną całość to co widziałam. Ogień już dogasał więc do wypadku musiało dojść parę godzin temu. Do tego musiało jeszcze odrobinę sypać śniegiem bo zwłoki były przykryte drobną warstwą, która wyglądała jak welon. Tylko, że pod welonem widziałam wyciągnięte z brzucha jelita. Przełknęłam z trudem ślinę, której i tak nie było zbyt wiele, bo nadal miałam sucho w gardle.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 21, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Sick minds (Resident Evil Village)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz