To znowu ja! Z nowym oneshotem!
I znowu zestresowana.
Enjoy!~
Czy kiedykolwiek poczułeś, że całe twoje życie zostało spisane na straty? Każda decyzja, którą podjąłeś okazała się nie być dobra, choćby ta sprzed dwudziestu lat, o której nie myślałeś, że tak wpłynie na twoje życie? Mama miała rację i usłyszałeś to słynne „a nie mówiłam?".
Wkurwiające, to prawda. Ale, Chryste, tak bardzo próbujesz nienawidzić siebie za wszystko to, co się wydarzyło, bo myślisz, że to twoja wina.
Chcesz się wrócić w czasie, udawać, że nigdy go nie poznałeś, że wcale nie poczułeś tych iskierek już przy pierwszym spojrzeniu, które sobie rzuciliście. Mogłeś zająć się nauką, a nie związkami, może miałbyś lepsze wyniki.
Ale kochałeś to życie. I wiesz, że to robiłeś. Ileż byś dał, by ono się nie kończyło. Sęk w tym, że nie ma odwrotu, gdy życie rozsypało ci się na malutkie kawałeczki, porównywalne do wielkości ziarenka piasku. Chciałbyś ze sobą skończyć, ale przecież masz i chcesz dla kogoś żyć.
Czy kiedykolwiek któreś z tych zdań pojawiło się w twojej głowie? W jego na pewno. Wszystkie z nich.
Otulił się szczelniej kurtką i przytknął papierosa do ust, pozwalając kłębom dymu opuścić jego usta. Było tak cholernie chłodno, a on siedział nad pieprzoną Tamizą, jakby był lipiec, a wokół turyści. Nie, był styczeń, kompletna ciemność przesłaniała niebo, a on po prostu nie chciał siedzieć w domu. Jasne, byłoby tam cieplej, ale tam cierpiałby bardziej niż na dworze.
Trząsł się z zimna, usta miał już od dawna sine, a skostniałe palce ledwo utrzymywały papierosa w jego ręce. Czuł się jak wrak samego siebie. Schudł, przestał o siebie dbać, pod jego oczami wiecznie widniały sińce, policzki miał zapadnięte. Nie był tym Louisem Tomlinsonem, którym był jeszcze te dwa, trzy lata temu.
Rozstania zazwyczaj nie były przyjemne, zwłaszcza wtedy, gdy jakiekolwiek zalążki uczuć nadal tliły się w sercu. Nie był to nie wiadomo jaki płomień, żarzący i wybuchający na nowo z dnia na dzień, nie, teraz pozostały mu tylko zgliszcza miłości i ruiny serca.
Zranienie było cholerną suką, ale jeszcze gorsze było oglądanie i bycie aktywnym uczestnikiem rozpadania się związku, gdy nie mogłeś zrobić nic, by go naprawić. Bo związek tworzyły dwie osoby, starania tylko jednej były zwykłą syzyfową pracą.
W końcu jednak musiał wstać i przestać się mentalnie karcić i użalać nad sobą. Nie miał innego miejsca w tym świecie, ale cierpiał będąc otoczonym atmosferą, która sprawiała, że miał w głowie wszystkie te piękne wspomnienia. Pamiętał to uczucie szczęścia i zakochania aż za dobrze. Tak dobrze, że bał się nawet sobie przypominać.
Wyrzucił papierosa i przydeptał go butem, a rękę schował do kieszeni kurtki. Dochodziła dwudziesta druga, a on wlókł się powoli do domu, bardzo niechętnie zresztą. Cieszyła go jednak na tyle późna pora, że nie będzie straszył bawiących się na dworze dzieci. To było ostatnim, czego chciał.
Westchnął, spoglądając na budynek mieszkalny, w którym mieścił się jego kąt. Wchodził powoli, anemicznie po schodach, bo tak naprawdę wcale nie chciał po nich wchodzić. Miał wrażenie, jakby każdy stopień był wyposażony w kolce, które bezlitośnie wbijały się w jego stopy, jakby doskonale wiedziały, kogo ukarać.
Wreszcie wszedł do mieszkania i z zaskoczeniem zauważył, że jego wkrótce były mąż siedział w salonie przed telewizorem. Nie chciało mu się nawet zwrócić uwagi na to, co brzęczało w tle. Zdjął niedbale buty i rzucił je na wycieraczkę, kurtkę odwiesił i skierował się do kuchni, wstawiając wodę na herbatę. Nie do końca chciał w ogóle choćby patrzeć na Liama, ale... Te uczucia nadal w nim przecież były.
CZYTASZ
I Remember It All Too Well || L.S. [ONESHOT]
FanfictionRozstania bolą, a rozwody tym bardziej. Szczególnie wtedy, gdy miałeś nadzieję na naprawę swojego małżeństwa, ale nic z tego nie wyszło. Louis to wiedział już w momencie, gdy jego mąż wyszedł bez słowa przez drzwi i już nigdy nie wrócił. Na miłość j...