Jak zawsze w poniedziałek musiałem wstać rano iść do szkoły. Nigdy nie lubiłem tam chodzić, mimo że miałem tylko niecałe 10 minut drogi pieszo. Równo, o 7 kiedy zadzwonił budzik, zwlokłem się z cieplutkiego łóżka i rozejrzałem się po moim pokoju. Przyzwyczaiłem się, że wszystko było poukładane i w prawie idealnym porządku. Kiedy tylko podszedłem do lustra jak zawsze ukazał mi się widok dosyć dobrze zbudowanego nastolatka z szarymi oczami i może 173. Moje puchate brązowe włosy z czarnymi końcówkami lekko wchodziły mi na oczy. Warkoczyk przy szyi był ledwo widoczny, ale o to chodziło. Bez dłuższego rozmyślania nad moim marnym wyglądem podszedłem do szafy w poszukiwaniu ciuchów. Jak zawsze nie było nic "ciekawego". Po porannym ogarnięciu się i zejściu na dół, jak co dzień przywitała mnie cisza. Ciotki nigdy o tej porze nie ma w domu, bo pracuje i to do późna. Wybitnym kucharzem nie jestem, wziąłem sobie do szkoły tylko banana, jako drugie śniadanie, bo i tak nie miałem wiele czasu. Sprawnie ubrałem buty, poprawiłem ciuchy i ubrałem kurtkę. Przed wyjściem zgarnąłem jabłko dla przyjaciela, bo sam zawsze zapominał brać śniadania do szkoły i udałem się do drzwi. Po wyjściu i zakluczeniu domu delikatnie zadrżałem.
Na dworze było zimno, a moje włosy były niestety jeszcze wilgotne. Dokoła był wszędzie śnieg, no, bo czego się spodziewać w styczniu. Tak jak przypuszczałem po dojściu do szkoły moje włosy były lekko przymarznięte. No pewnie potem znowu będą mokre, ale mówi się trudno. Zastanowiłem się chwile i z westchnieniem wszedłem do ciepłego, ale głośnego budynku. Prawie pustym korytarzem ruszyłem w stronę szatni, a po zostawieniu kurtki w stronę klasy od niemieckiego. Szczerze nienawidziłem tego przedmiotu. Nie dość, że słowa wyglądały jak jakieś znaczki to jeszcze brzmiały jak jakieś klątwy. Z Harukim, moim przyjacielem zawsze się śmialiśmy, że uczymy się czarnej magii na tych lekcjach. W sumie nie zdziwiłbym się gdyby to była prawda. Do świata żywych przywrócił mnie fakt, że prawie padłem w drzwi od klasy. Zaraz po tym zadzwonił dzwonek na lekcje, a nauczyciel jak zawsze równo z nim otworzył mojej klasie drzwi. Nikogo w sumie z niej nie znałem, nigdy nie lubiłem poznawać nowych ludzi, a tym bardziej z kimkolwiek rozmawiać. W zupełności wystarcza mi tylko Haru, mimo, iż jest starszy o dwa lata. W ciąż pamiętam jak pół roku temu zapoznałem się z nim przypadkiem.
Pierwszego dnia szkoły po przeprowadzce pomógł mi trafić do szkoły, bo nie znałem drogi. Mieszka on 40 minut ode mnie i raczej nie jest mu to po drodze do szkoły, ale i tak prawie zawsze specjalnie przychodzi pod mój dom. Oczywiście, jeśli tylko nie zaczynam później albo szybciej od niego. W tej szkole prawie każda klasa ma codziennie, na 8 więc tyle dobrego, że widuje go niemal codziennie. W sumie, prawie przez większość czasu przebywam z nim. Po szkole zazwyczaj idę do niego, bo on niezbyt lubi być sam, a do domu wracam, około 22 kiedy ciotka wraca z pracy. Właśnie można by się zastanawiać, co z moimi rodzicami, niestety musieli wyjechać do innego kraju a ja, jako że nie chciałem zmieniać szkoły, zostałem z ciotką i Haru. Nie przeszkadza mi to jakoś bardzo zwłaszcza, że na nudę nie narzekam.
Postawiłem swój granatowy plecak przy ławce z tyłu i zająłem swoje miejsce. Lekcja była niemiłosiernie nudna, więc na spokojnie rysowałem sobie z tyłu zeszytu. Na początku jakieś losowe rzeczy z zza okna a potem to zupełnie przestałem myśleć o tym, co robię. Kiedy tylko zadzwonił zbawicielski dzwonek na przerwę zauważyłem ze narysowałem Harukiego. Nawet nie wiedziałem, czemu ani tym bardziej, dlaczego z takimi szczegółami. Jak na dłoni dało się zobaczyć białą plamkę na obojczyku, rozczochrane włosy, porysowane przeze mnie buty i te niedbale założone ubrania. Właśnie takiego chłopaka pamiętałem, roztrzepanego i z głową w chmurach.
Kiedy tylko ogarnąłem, że znowu zamyśliłem się o nim, szybko się spakowałem i opuściłem klasę. Idąc korytarzem już teraz pełnym ludzi, nie zwracałem na nikogo uwagi. Podchodząc pod sale od wf rzucił mi się w oczy on. Z resztą trudno było nie zauważyć, idealnego uśmiechu, czarni szarych rozczochranych włosów, zielonych oczu i 179 centymetrów idealnego ciała. Już po chwili stał przede mną a ja nie umiałem się skupić na niczym innym. Jest tylko moim przyjacielem...To wiem, ale i tak czasem mój rozum tworzy niekoniecznie odpowiednie scenariusze. Jestem chyba głupi, jeśli myślę, że on niby mógł mnie pokochać. Z reszta, co by pomyślał gdyby się dowiedział ogóle o tym, że...Chwila. Czy ja się przypadkiem w nim nie zakochałem?
CZYTASZ
something lost? - everything
Romancedwójka przyjaciół ze szkoły średniej, ale czy na długo? Scott podkochuje się w swoim najlepszym przyjacielu, ale ten zdaje się nie zauważać tego. jakby nigdy nic spotyka się z różnymi osobami-młodszemu zostaje dzielnie znosić to i wspierać go. W pew...