Rozdział 12

300 21 2
                                    

Susann wyprostowana niczym struna zajmowała miejsce na kanapie ze swoją torebką na kolanach. Od jakiegoś czasu siedziała cicho, wpatrując się tępo w obraz za oknem, starając się unikać wzroku Dona. Czuła je na sobie, co ją irytowało, ale nie chciała się mu poddać. Bo jak mogła się okazać słabsza od niego? Była przecież Susanne Fisher, prawniczką, która dążyła po trupach do wygranych spraw. Poddanie się, nie było takiego słowa w jej słowniku!

Młody książę otoczony ciemną aurą siedział trzymając za dłoń Eve. Była jego światłem w mroku, w którym krążył. Na jej palcu na nowo gościł pierścień rodowy Cassano. W przyszłości miała stać się młodą panią tej rodziny, przynajmniej to oznaczała ta ozdoba. Miała wielką władzę.

Cisza, była niemal głucha. Słychać było jedynie pikanie aparatury, do której była podłączona dziewczyna. Dobijało to Damiena. Chciał już zobaczyć te duże, szaro błękitne oczy, które sprawiały, że wszystkie problemy i troski nagle znikały.

Don Cassano wstał z fotela, blokując swój telefon. Podszedł do syna i poklepał jego ramię.

– Muszę już iść synu. – Nachylił się nad uchem chłopaka. – Daj znać, jak tylko się obudzi. – Spojrzał na wciąż pogrążoną we śnie Eve.

Chłopak pokiwał głową i jedynie odprowadził wzrokiem ojca do drzwi.

Czuł się dziwnie. Nie pamiętał kiedy ostatni raz byli w swoim towarzystwie tacy spokojni. Zastanawiał się przez chwilę, co było tego przyczyną, ale spoglądając na siedzącą na kanapie Susanne uniósł oczy do nieba, tłumiąc w sobie jęk irytacji.

O losie, czy ta kobieta nie mogła na chwilę zniknąć? Posyłała Damienowi pełne złości spojrzenie z irytującym go uśmieszkiem na pokrytych czerwoną szminką ustach. To właśnie ona dodawała często kobietą pewności siebie, ale jej, nie brakowało jej. Była gotowa pójść na wojnę z samym Lucyferem. Nie czuła w ogóle ani krzty zagrożenie.

Westchną zirytowany, wstał z krzesła i wyszedł z pokoju. Przy podwójnych drzwiach stało dwóch żołnierzy ubranych na czarno i uzbrojonych. Pochylili głowy widząc Damiena i zrobili mu więcej miejsca.

– Niech jeden z was wejdzie do środka i pilnuje bezpośrednio Eve – rozkazał twardym głosem Damien. – Nie zostawię jej z tą wariatką.

Na ustach mężczyzn pojawił się ledwie widoczny uśmieszek rozbawienia.

Widząc, jak jeden z mężczyzn znika za drzwiami, ruszył korytarzem w kierunku schodów. Wspiął się po nich na sam szczyt i otworzył niebieskie metalowe drzwi. Stanął na dachu budynku. Jego oczom ukazał się widok na część miasta.

Szpital był położony na granicy centrum miasta z jego obrzeżami, ulice wokół niego nie były zatłoczone, jednak słychać było pojedyncze odgłosy klaksonów, które odbijały się echem od ścian budynków.

Podszedł do srebrnej barierki, zacisnął na niej dłonie i odchylił głowę, głęboko oddychając po jego umyśle, krążyła mnóstwo myśli. W ciągu kilku ostatnich godzin coś się zmieniło. Nie tylko miał na myśli jego relacje z ojcem, ale siebie samego. Całe życie nie przyjmował się praktycznie nikim innym, bo w zasadzie po co? Cały świat był niemal u jego stóp, wystarczyło, aby kiwnął palcem. Odkąd Eve pojawiła się w jego życiu, na nowo zmieniło się wszystko, jego serce ożyło. Nagle ktoś stał się ważniejszy od niego samego.

Przetarł dłonią twarz.

Stał tak, wpatrując się przed siebie jeszcze jakiś czas, nim wrócił do wnętrza budynku. Będąc z przedpokojem, w którym leżała Eve słyszał wyraźnie uniesiony głos Susanne. Jego chwilowy spokój nagle gdzieś wyparował. Zacisnął szczękę i pchnął drzwi.

Breath - Nić przeznaczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz