Własność

44 2 3
                                    




- Nathaly do kurwy nędzy ile razy mam wołać?! Wstawaj do szkoły, bo się znowu spóźnisz! - i tak właśnie zostałam brutalnie wyciągnięta z mojego fakt krótkiego, ale bardzo burzliwego snu.

Podniosłam się z łóżka i spojrzałam na zegarek stojący na komodzie, który wyświetlał czerwony, wyraźny ciąg czterech liczb - siódma czterdzieści.

- Jezus - sapnęłam pod nosem i jak oparzona zerwałam się z łóżka. Od razu skierowałam się do łazienki ignorując mroczki, które pojawiły się przed moimi oczami.

Ochlapałam swoją twarz wodą przez co od razu poczułam się lepiej. Moja poranna toaleta była tego ranka jedną z najszybszych w moim życiu. Gdy doprowadziłam się już do stanu akceptowalności ubrałam na siebie dużo za duże dresy, które należały do chłopaka mierzącego ponad sześć stóp. Z suszarki ściągnęłam białą koszulkę z czarnym znaczkiem Nike i nałożyłam ją na siebie. Skierowałam się w stronę wyjścia wiążąc wysoką kitkę na swojej głowie.

Podeszłam do szafki i nałożyłam na swój nadgarstek zegarek. Spojrzałam w lustro i poprawiłam swój ulubiony naszyjnik, który dostałam dawno temu od babci. Wyrwałam się z letargu ostatni raz spoglądając w swoje chłodne brązowe oczy i biorąc plecak wyszłam z pokoju.

Schodząc na dół złapałam za gruszkę i krzyknęłam krótkie "cześć" do innych domowników siedzących przy stole po czym udałam się do korytarza. Na nogi ubrałam Jordany, które były moimi dzieciaczkami. Starałam się szanować je jak każdy grosz, który dostałam od moich rodziców.

Wychodząc z domu otworzyłam moje auto i biegiem się do niego zapakowałam oraz żwawo ruszyłam.

Gdy już dotarłam moim oczom ukazało się sławne Ashley Hall, które było szkołą prywatną dlatego każdy był tam obrzydliwie bogaty. Niektórzy dorobili się na legalnych domach mody, sieciach sklepów i księgowości, inni na mniej legalnych biznesach, a część tak jak moi rodzice na kancelarii prawnej. Mimo, że nigdy nie musiałam przejmować się finansami to rodzice za wszelką cenę nie chcieli rozpieścić mnie i mojego brata.

Pod szkołą nie było praktycznie nikogo dlatego od razu pognałam do szkoły, bo jak wskazywał mój zegarek lekcja zaczęła się już siedem minut temu.

Do szkoły wpadłam jak burza przez co pani woźna puściła mi pełen pogardy wzrok. Ta kobieta jedyne na kogo normalnie patrzyła była nasza szkolna drużyna koszykówki, którą regularnie adorowała, a chłopcy zawsze wykorzystywali ich zaloty. Ja natomiast nigdy nie dostałam od niej nawet uśmiechu.

Nie zatrzymywałam się by choćby burknąć jej dzień dobry, postanowiłam nawet nie kierować się do mojej szafki. Liczyłam, że Elizabeth będzie mieć podręcznik od chemii. Byłam dobra w bieganiu, ale ta szkoła była dość spora przez co mój bieg dłużył mi się coraz bardziej, a ja coraz mniej zaczęłam się koncentrować.

Moja natura łamagi musiała jak zawsze dać się we znaki dlaczego potknęłam sie o własną kostkę co brzmiało dość absurdalnie, ale było dość częstym zjawiskiem gdy się nie skupiałam. Moją głowę przejął już strach przed upadkiem gdy nagle poczułam jak ktoś w nagłym momencie mnie łapie.

Nie zdążyłam nawet przeanalizować tego co się wydarzyło ani kto mi pomógł, bo usłyszałam ten głos, a moje nozdrza wypełnił charakterystyczny zapach.

- White ja rozumiem, że na mój widok padasz, ale zrobisz sobie krzywdę.

Ten głos spowodował, że moje ciało zalało uczucie, które odczuwałam w każde święta, spotkania rodzinne, prace w grupach i gdy musiałam robić za opiekunkę tego wielkiego dziecka. Była to mieszanka złości, zawiści, irytacji i obrzydzenia jak i strachu co za głupota wyjdzie z jego ust.

przyjacielska przysługaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz