rok 1888, wschodni Londyn
Ten październikowy dzień należał do słonecznych, a twój humor wyjątkowo nie był podły. Czułaś się dobrze z tym, że mogłaś pomóc schorowanej matce i zrobić za nią zakupy spożywcze. Na obiad miała być twoja ulubiona zupa, toteż czym prędzej wyszłaś z domu, zwinnie omijając kałuże po zeszłonocnej ulewie. W powietrzu wciąż unosił się zapach deszczu.
Weszłaś jeszcze do apteki, by dokupić leki dla mamy, i na dzisiaj skończyłaś zakupy. Pozostało ci tylko wrócić do domu najmniej niebezpieczną drogą, pomijając ciemne uliczki. Kiedy twój ojciec jeszcze żył, nie było nic strasznego w przechodzeniu przez poboczne uliczki, gdzie znajdowały się wylęgarnie złodziejaszków, zboków, gwałcicieli i innych wyrzutków społeczeństwa.
A najgorsze było to, że gdzieś wśród cieni slumsów Londynów mógł czaić się Kuba Rozpruwacz, którego nie potrzeba nikomu przedstawiać. Na samą myśl o tym psychopacie przechodzą cię dreszcze i przyspieszasz kroku. Póki słońce widniało na niebie, czułaś się względnie bezpieczna. Do tego był wtorek, a Rozpruwacz działał po zmroku, przed świtem i w dniach wolnych. Co nie oznaczało, że mogło spotkać cię coś... nieprzyjemnego.
Tak spieszyłaś się do domu, że nie zauważyłaś dwójki rosłych mężczyzn opartych o kamienicę. Palili papierosy i wymieniali się sprośnymi żartami, idealnie na ich poziomie intelektualnym. Jeden z nich zagwizdał, lecz nawet na niego nie spojrzałaś.
Nagle ten sam mężczyzna wyciągnął ręce i pochwycił cię w talii oraz zakrył usta drugą dłonią, lecz stało się to zbyt szybko, byś zdążyła chociażby krzyknąć z zaskoczenia. Koszyk, w którym przechowywałaś zakupy, wyleciał ci z dłoni, a jego zawartość rozsypała się na bruku.
– Czyżby trafiła nam się jakaś głuchoniema piękność? – zarechotał ten sam facet, przyciskając cię bliżej swojego prześmierdniętego tytoniem cielska. Jego brudna morda znajdowała się zbyt blisko twojej.
Żaden przechodzień się nie odwrócił, by przyjść ci z pomocą.
– E, Stan, myślisz, że nieme laski potrafią krzyczeć? – zapytał towarzysz Stana.
– Głupiś czy głupiś, Terry?– odpowiedział Stan. Zagłębialiście się coraz bardziej w ciemną uliczkę – jedną z tych, których tak bardzo chciałaś uniknąć. – Skoro są nieme, to znaczy, że nie są w stanie wydobyć z siebie dźwięku. Nie krzyknie.
Wtem ugryzłaś go w palec, jednocześnie wyszarpując się ze śmierdzącego uścisku Stana.
– Ah! – syknął oprych, a ty odskoczyłaś od niego, wpadając na Terry'ego.
Kiedy uniosłaś głowę, by sprawdzić, co stanęło ci na drodze do ucieczki, i Terry wyszczerzył się do ciebie swoimi wybrakowanymi zębami, pochylając niebezpiecznie.
CZYTASZ
preferencje || 𝐉𝐉𝐁𝐀
Random❝やれやれだぜ❞ robię to póki mi się nie odechce ;* 【 part 1&2 】 BOIS (and best girl): ♪ Jonathan Joestar ♪ Dio Brando ♪ Robert Speedwagon ♪ Joseph Joestar ♪ Ceasar Zeppeli ♪ Rudolph von Stroheim ♪ Kars ♪ Lisa Lisa 【 x reader 】