Rozdział 7

361 35 0
                                    

Szłem ledwo. Z odrobiną trudności. Wlaściwie nie tylko z odrobiną. Kazdy krok był nie wyobrażalną trudnością.

Szybko zorientowałem się że decyzja powrotu do domu po wypadku był złym pomysłem. Czułem jak powoli opadam z sił. Musiałem usiądź i chwile odpocząc co okazało się błędem bo po chwili moj organizm zaczął odpływać.
Kątem oka zobaczyłem tylko zarys jakiegos czlowieka. Niewyraźny. Zanikał a ja nagle zoabczyłem ciemność.

"idzie ktoś" pomyślałem

-przepraszam za wszystko bakugo...ostatnio się w tym wszystkim pogubiłem- zaczął jakiś głos- chciałem coś zmienić pomiędzy nami a jednocześnie nie chciałem zmieniać nic. W sumie to jedyną rzeczą, którą bym zmienił to ja.

Rozpoznałem ten głos. Nie kto inny jak Deku. Powoli odzyskiwałem przytomność. A on zdawał się jakby mówił już od 30 minut a ja obudziłem się na jakims fragmencie.

-Nie wiem co sie ze mna dzieje...niekontroluje tego...moja moc ostatnio..jakbym znowu jej niekontrolował. Moze zabrzmi to głupio ale ostatnio czuje jakby ożywała miała swoją osobowość

Nie mialem siły nic odpowiedzieć. Byłem nieprzytomny. Czułem ciężkość. Chciałem wstać i go przytulić. Byłem gotowy na wyznanie mu wszystkiego co kryłem do tej pory. To był ten moment. Jednak los i gwiazdy zaplanowały inny scenariusz. Zawsze tak miało być. Wszystko było przeciwko żebysmy byli obok. Samo przebywanie nie wystarczało. Gdy się budzilem często przyłapywałem się na tym że znowu o nim śniłem. Śniłem że go całuje, sniłem że go przytulam. Po prostu w snach mogłem być tylko szczęśliwy. A gdy sie budziłem...znowu ta szara rzeczywistość w ktorej udawałem twardego mężczyzne z nadmiarem testosteronu.

„Częstotliwość Bicia Serca" - BakudekuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz