polowanie 1

17 0 0
                                    

Blask księżyca rzucał nieśmiałe cienie na korony drzew, które poruszały się spokojnym rytmem i tworzyły nieregularne cienie na runie. Kryły one liczne zwierzątka, które biegały niczym zjawa między nogami, pomrukując cicho, przerażone, uciekały przed szelestem liści, gdy moje stopy uderzały o ziemię. W oddali zamajaczyła linia brzegowa, niczym żywe srebro odcinająca się od ciemnego lądu. Przeskoczyłam jeszcze jeden kamień i struchlałe drzewo, wyminęłam pajęczynę i zatrzymałam się na krawędzi urwiska pod plażą. Stopy zaszurały po szorstkim podłożu i strąciły kilka kamieni w dół. 

Uderzyła we mnie morska bryza i, jeszcze jedna, ostrzejsza nuta rozkładających się ciał. Moje ucho wychwyciło dzikie pokrzykiwania po prawej stronie. Powiodłam wzrok za głosami. Ciemne kształty, przypominały wyglądem mocno zdeformowanego człowieka, tylko  z  bardziej wygiętym kręgosłupem i szybszymi ruchami.

 Utopce. 

Trupojady o wyjątkowo brzydkiej, błękitno-szarej cerze  i paskudnym uosobieniu. Polowały na marynarzy, rybaków i niczego nieświadome dzieci, które zbliżyły za nadto się do wody. Czaiły się w wodzie lub na brzegu, czekając na swoją ofiarę, i gdy podeszła za blisko, zabijały ją i zjadały. 

Teraz czaiła się tam trójka tych pokrak. Kręciły się przy martwych ciałach jak muchy.

Ostatni raz poprawiłam stalowy miecz zawieszony na moich plecach i zerknęłam  na równy teren poniżej. Skoczyłam w dół, krzyżując przeguby rąk w znak Heliotropu, który zamortyzował upadek. Wylądowałam lekko, bez żadnego szelestu i ukryłam się za jedną ze skalnych ścian. Wychyliłam się zza niej i zmrużyłam oczy. Bestie nawet mnie nie zauważyły, tylko dalej wesoło pokrzykiwały coś do siebie, ucztując. Zacisnęłam dłoń ma wysłużonej już rękojeści i wysunęłam z cichym sykiem miecz. Wypadłam zza rogu i niczym cień przemknęłam pod klifem. Odór wzmacniał się z każdym krokiem. Ułożyłam palce w Quen, poczułam jak moje ciało oblepia niewidzialna tarcza.

Utopiec, stojący po prawej odwrócił się w moją stronę. Ogromne, białe ślepia bez źrenic wbiły się we mnie z żądzą mordu. Zatrzymał się na parę krótkich sekund, po czym ryknął okropnie, alarmując pozostałych. Wypadł do przodu, skoczył na mnie  Zrobiłam obrót i wbiłam mu miecz w klatkę piersiową. Wyciągnęłam ostrze szybkim ruchem, a on upadł bez tchu. Drugi stwór ryknął z prawej strony, obróciłam się w jego stronę, rzuciłam Aard. Potężna fala energii odrzuciła go kilka metrów do tyłu. Usłyszałam ciche szuranie zza moich pleców. Nie zatrzymując się, uciekłam w bok i zamachnęłam się mieczem, idealnie przecinając w pół następnego potwora.  Stanęłam w rozkroku, wyczekując następnego przeciwnika. Ten jednak stał na linii wody i zanurzał się coraz głębiej. Ominęłam zwłoki i zbliżyłam się do niego. Trupojad uśmiechnął się zjadliwie. Oczekiwał, że wejdę do niego. Niedoczekanie. Zakręciłam mieczem na zachętę. On jednak odwrócił się i zniknął w srebrzystej otchłani. 

- Zaraza

Przyklękam pod nosem i nasłuchiwałam jeszcze przez kilka minut, ale odpowiedziały mi tylko miarowe uderzenia fal o piach. Zwróciłam uwagę na zmarłych. Kilkoro mężczyzn, na oko marynarzy. Mieli poszarpane ubrania i gdzieniegdzie brakowało kilka części ich ciała. Jednak... 

Zmrużyłam oczy i podeszłam bliżej nich. W kilku miejscach widniały cięcia, zrobione jeszcze przez śmiercią, zadane bardziej przez ostre narzędzie niż pazury i kły.

W tym momencie rozległ się krzyk. 

Zerknęłam na mroczny las za mną. Przez rozgwieżdżone niebo leciały na wszystkie strony ciemne kształty, skrzecząc. Kruki, musiał je wystraszyć krzyk. Tylko co się stało? Kolejny potwór? 

Nie myśląc za długo zamoczyłam ostrze w słonej wodzie i schowałam do pokrowca. Dopadłam do zimnej i chropowatej ściany i wspięłam się na nią bez najmniejszego trudu. Zamknęłam oczy i nasłuchiwałam. Wiatr przyniósł do mnie ciche głosy z lewej strony. Ludzkie głosy. Otworzyłam oczy. Zrobiłam wolno krok w przeciwnym kierunku. To nie moja sprawa. Może się tylko bawią? Albo już sobie poradzili?

(Nie)wiedźminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz