Rozdział 1

56 2 0
                                    

 „Kto jest najśliczniejszym dzieckiem? Kogo babcia kocha najbardziej? Kto jest ślicznotką babci?" – takie pytania czteroletnia Beata Mrozik słyszała praktycznie codziennie. W jej przypadku wszelkie słowotwórstwo oparte na wyrazach: piękność, śliczność, atrakcyjność i tym podobnych nie było słodkim kłamstwem. Młoda Beatka była w rzeczywistości prześlicznym dzieckiem, rozpoczynającym chodzenie o własnych siłach ideałem.

Beata wychowała się w Warszawie, była córką Andrzeja i Magdaleny, typowych przedstawicieli klasy robotniczej lat pięćdziesiątych. Już od wczesnego dzieciństwa przykładała dużą wagę do swojej prezencji. Uwielbiała stawać przed lustrem i oglądać w nim jak jej związane w warkoczyki włosy komponują się z sukienkami, spódniczkami i swetrami jej mamy. Kiedy trochę podrosła szybko przekonała się jak wielką mocą dysponuje; potrafiła jednym słowem wymusić na większości kolegów kompletne oddanie, robili dla niej bez wahania rzeczy, które z trudem przyszłoby im wykonać nawet dla przyjaciół. Nie pokazywała tego, ale dobrze zdawała sobie sprawę ze swoich zalet i możliwości.

Często wchodziła w niby to zażyłą relację z chłopcami z jej szkoły, zawsze jednak stawiając jasno określoną granicę, której nie wolno było im przekroczyć. Młodzi mężczyźni byli teoretycznie blisko niej, lecz nadal o wiele dalej niż chcieliby być, przez co bardzo cierpieli, kiedy fantazjowali nocami o prawdziwym związku z Beatą. Dla dziewczyny niewinne doprowadzanie chłopców do takiego stanu było jedną z największych przyjemności. Gdzieś w głębi duszy zdawała sobie sprawę z tego, że krzywdzi swoich rówieśników, jednak przyjemność płynąca z faktu posiadania dziesiątek oddanych jej mężczyzn była dla niej o wiele ważniejsza niż czyste sumienie; zresztą jeśli odpowiednio by do tego podeszła, ono też z pewnością poddałoby się jej urokowi.

W wieku dwudziestu jeden lat niczym nie różniła się od Afrodyty; była równie piękna co grecka bogini, była też inspiracją dla setek powieści i wierszy, napisanych przez jej adoratorów. Uosobienie kobiecego piękna: wysoka, szczupła z idealnymi proporcjami szerokości ramion i miednicy. Jej twarz, na którą w wietrzne dni opadały ciemnobrązowe włosy, wyglądała olśniewająco. Wszystko było w niej idealne, na czele z dużymi oczami w kolorze niebieskim. Wielu mężczyzn starało się wtedy o jej rękę, wszyscy mieli swoje zalety, przez co kobiecie ciężko było zdecydować się na związek z którymkolwiek z nich. Jeden był bogaty, drugi przystojny, trzeci dobrze urodzony, czwarty miał bardzo dobre wykształcenie, piąty był najbardziej męski ze wszystkich, szósty kochał najczulej, a siódmy miał niesamowicie interesujący charakter. Beata miała trochę czasu na wybór, więc powoli testowała każdego z nich, aby na pewno zdecydować najlepiej.

Ostatecznie, jak to często bywa w życiu, zdecydował przypadek; a w zasadzie splot kilku nieszczęśliwych przypadków. Przypadkiem Beata dała się namówić koleżance na wspólne pójście na imprezę, przypadkiem przesadziła z alkoholem, przypadkiem na tej samej imprezie znalazł się Piotr, przypadkiem spodobała mu się Beata, a on jej, przypadkiem mężczyzna wszedł w posiadanie kluczy do wolnego tej nocy mieszkania kolegi, w końcu przypadkiem Piotr niedoszacował ile czasu minie od rozpoczęcia stosunku do wytrysku. W ten sposób kilka mililitrów spermy, które „przypadkiem" znalazło się w kroczu Beaty, stało się przyczynkiem do życiowej tragedii kobiety.

Lekarz nie zgodził się na aborcję, odwołania kobiety również na nic się zdały. Kiedy udało się zorganizować nielegalny zabieg było już za późno – żeby ratować twarz Beata musiała ożenić się z Piotrem. Mężczyzna nie posiadał żadnej z zalet, którymi mogli pochwalić się adoratorzy Beaty. Jedyne dlaczego kobieta poszła z nim do łóżko, to to, że tamtej nocy wydawał się jej przystojny i charyzmatyczny, lecz kiedy wytrzeźwiała okazał nijaki.

Beata zamieszkała w niedużym mieszkaniu Piotra, który na co dzień pracował jako robotnik w fabryce. Mężczyzna również nie planował ożenku w takim wieku, jednak jego nieszczęście było mniejsze, ponieważ przyszło mu żyć z bardzo urodziwą kobietą. Po urodzinach dziecka w Beacie narodziły się niewyobrażalnie duże pokłady nienawiści do losu, który zakpił z niej i zdecydował za nią z kim wyszła za mąż. Przeklinanie losu nie sprawiało kobiecie żadnej ulgi; nie wiedziała ona bowiem, czy On czuje się źle z wyzwiskami z jej strony, czy w ogóle je słyszy. Następnie przekierowała swoje niezadowolenie na męża. Zaczęła robić mu wyrzuty o wszystko przy każdej możliwej okazji. Dawała mu do zrozumienia, jak mało warty jest w jej oczach, że gdyby nie dziecko, nigdy nie związałaby się z kimś jak on. Ojciec Piotra zdecydowanie nie był wzorem do naśladowania, jednak pośrednio (poprzez swoje zachowanie wobec żony) nauczył syna jednej bardzo ważnej rzeczy – jak nie dać sobie wejść na głowę. Dziadek małej Zuzi stawiał swojej żonie granice, której przekroczenie kończyło się dla tej bardzo źle. Znosił wiele, ale kiedy tamta łamała pewne niepisane zasady, on reagował szybko i bardzo sprawnie. Po kilku próbach matka Piotra wiedziała już co może, a czego nie powinna była robić i mówić. W podobny sposób Piotr obszedł się ze swoją ładniejszą połową i po niespełna miesiącu kobieta przestała mówić cokolwiek, co mogłoby w jakiś sposób zdenerwować męża.

Pan i Pani MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz